Ostatnie informacje, a także wczorajsze twitterowe polemiki Mateusza Borka, Bogusława Leśnodorskiego i Zbigniewa Bońka, zachęciły nas do przemyśleń, czy Miroslav Radović powinien wrócić na Łazienkowską, czy też nie. Oto nasze za i przeciw tego transferu.
ZA
Od jego odejścia wszystko się popsuło
Radović odszedł w lutym 2015 roku. Od tamtego czasu Legia dostała czwórkę z Ajaxem, przegrała bój o mistrzostwo z Lechem i zebrała oklep w Lidze Europy. Odejście Radovicia sprowadziło na Legię gen nieszczęścia. Oczywiście potem wyszarpała mistrzostwo i puchar na stulecie, ale za sprawą trenera, którego przy Ł3 już nie ma. Zdaje się, że wszystko posypało się wraz z odejściem Serba.
Samotny Nikolić
Nikolić przez rok spędzony w Legii był zdany na siebie samego. Oraz na Prijovicia, który grał jednak głównie przez brak “dziesiątki” w drużynie. Michał Masłowski był przez ostatni rok w tragicznej formie. Zresztą jak zawsze w Legii. Z kolei napisać, że Ondrej Duda był w jakiejkolwiek formie, nawet śmiesznej, byłoby niesmaczne. Słowak grał fatalnie, mecz za meczem. Poza tym, Duda podupadł właśnie po opuszczeniu Legii przez Radovicia. A Kasper Hamalainen? On kandyduje do miana niewypału transferowego Legii w XXI wieku na równi z Arruabarreną, Gizą, Antoloviciem czy Helio Pinto. Nikolić w ubiegłym sezonie strzelił 28 goli nie mając za sobą playmakera. Oczywiście nie sądzimy, że z Radoviciem strzeliłby 56 bramek, ale na pewno cieszyłby się większą liczbą klarownych sytuacji.
Potrzebny lider
Jeśli spytamy o najlepszego piłkarza Legii w tym sezonie, odpowiedzią będzie postać Arkadiusza Malarza. Drugi zapewne zostałby wymieniony Michał Pazdan. Kto był najlepszym zawodnikiem Legii w poprzednim sezonie? Tomasz Jodłowiec. Brakuje lidera z przodu. Nikolić strzela i – jeśli zostanie – będzie strzelał, ale to nie on jest od dyrygowania grą, przyśpieszania, zwalniania, rozrzucania. Średnio raz na tydzień czytamy w internecie wypowiedzi ekspertów brzmiące: “Legii jest potrzebny lider, taki jakim był Radović”. Rozwiązanie jest chyba proste? Skoro ktoś ma być taki jak Radović, niech będzie to on sam.
Casus Stilicia i Starzyńskiego
Wirtuozi w naszej, przaśnej lidze zawsze są mile widziani. Także ci, którzy nie poradzili sobie poza Polską. Dwoma najlepszymi przykładami są Semir Stilić i Filip Starzyński. Bośniak podpisał papiery z Wisłą (spokojnie, oryginały, nie były to jeszcze czasy Meresińskiego) po pobycie – to najodpowiedniejsze słowo – w Gaziantepsporze. W Turcji Stilić zagrał jedynie w 6 meczach. Nie przeszkodziło mu to w strzeleniu 16 goli i zanotowaniu 17 asyst w półtora roku po powrocie do ekstraklasy. Z kolei “Figo” wrócił do Polski, wziął Zagłębie za rękę i wprowadził je na najniższy schodek podium w sezonie 15/16 wypracowując wiosną aż 12 bramek (3 gole, 9 asyst). Jeśli Radović wróci do Legii może oczekiwać sms-ów od tych dwóch panów: “Miro, czyń swoją powinność”. A nie byłoby to puste hasło, bo w Partizanie nie ogrzewa on sobie tyłka siedząc na ławce. W tym sezonie zagrał we wszystkich ligowych meczach, 6 razy w podstawowym składzie, raz z ławki, strzelając w nich 2 gole. A w konfrontacji z Zagłębiem w Lidze Europy był on jednym z najlepszych zawodników.
Rado a sprawa szatni
Niewątpliwie o transferze zawodnika pokroju i w wieku Radovicia nie byłoby mowy, gdyby chodziło o kogoś innego niż właśnie Serba. W ostatnim czasie z szatni Legii zniknęło wiele charakternych, ważnych postaci. Dusan Kuciak, Inaki Astiz, Ivica Vrdoljak, Marek Saganowski czy pocieszny Artur Jędrzejczyk. Wymieniając osoby z pierwszej drużyny, które nadają się do kierownictwa, na pierwszych dwóch miejscach wymienilibyśmy Aleksandara Vukovicia i Grzegorza Szamotulskiego. Dwóch trenerów. Radović z miejsca zacząłby wieść prym w szatni. Po rozmowach z młodymi legionistami wiemy, że Serb często do nich podchodził, pytał, co im dolega, potrafił usiąść i pogadać w cztery oczy z młodzianem. A z kim dziś mogą pogadać Wieteska, Niezgoda czy Szymański? Nie wiemy. Za to wiemy, że po porażkach muszą chodzić do mixed zony, tłumacząc się za starszych kolegów.
PRZECIW
Najstarszy w polu
Znacie opowieść o starcu w polu? Nie? My też nie. Ale spuszczając wzrok na skład Legii, zauważamy, że Miroslav byłby najstarszym zawodnikiem z pola w Legii Warszawa. Ma już 32 lata, a to oznacza, że transferu przyszłościowym nazwać nie można. Zdecydowanie bardziej wolelibyśmy podebrać z Partizana Nemanję Mihajlovicia. To ten, który szalał na lewym skrzydle z Zagłębiem Lubin. Niestety, on nie jest raczej na portfel Legii. Do wieku Rado dochodzą kontuzje. Stracił dobre kilka miesięcy w Chinach na ćwiczeniach w salce rehabilitacyjnej.
Grubcio
Pamiętacie nasz tekst o tym, że Miroslav Radovic może być w ciąży? (tutaj) Co by nie mówić, Miro ma tendencję do tycia. A jeśli nazwać by to inaczej, to niekoniecznie przejmuje się liczbą wyświetlaną po wejściu na wagę. Co prawda podobno teraz zrzucił zbędne kilogramy, jednak nie mamy żadnej pewności, że w Legii nie rywalizowałby o skład z Odjidją-Ofoe na zasadzie: teraz ja ważę mniej, więc gram w najbliższym meczu. Gorzej, jakby serniczek (a raczej trzy!) wleciały im obu przed, dajmy na to – Realem Madryt!
Legia Mistrzów
Jak już przy Realu jesteśmy – Radović nie byłby wzmocnieniem na miarę Champions League. Tego jesteśmy pewni w stu procentach. Jesteśmy nawet w stanie targnąć się na ryzyko, na poczucie wiatru we włosach i założenie się, że Rado bramki na Santiago Bernabeu nie strzeli! Hehe, jakby to powiedział Jacek Gmoch. A poważnie – na ligę może się sprawdzić, wyżej nie.
Na co go jeszcze stać?
Trudno stwierdzić, jak wartościowym graczem byłby teraz dla Legii Miro Radović. Nie mamy żadnej pewności, co do jego formy, a najlepsze lata ma już za sobą. Do wyników z sezonu 13/14, kiedy strzelił 14 goli w lidze, z pewnością nie wróci.
“Dziękujemy i zapraszamy ponownie”
Ale nie czytajcie sobie tego głosem prezesa Leśnodorskiego, tylko raczej właścicielki Enklawy. Obawiamy się, że w tym roku po Ljubljanie, Partizanie i Legii, czwartym klubem Rado mogłaby zostać kultowa imprezownia na Mazowieckiej. Zresztą sam prezes Legii wspomniał ostatnio na twitterze, że zabiera tam Bartka Bereszyńskiego, więc barmani z Enklawy na pewno nie zapomnieli o Radko. A jakby jeszcze Ljubo przyjechał w odwiedziny…
Kwestią ostatnią pozostają kibice Legii. To punkt ani in plus ani in minus. Z jednej strony rzesza krytyków nie potrafiąca wybaczyć Rado skoku na kasę półtora roku temu, z drugiej sentymentalni fani, którzy tęsknią za czasami, kiedy chodzili na stadion w koszulce z numerem “32”, a w drodze, w autobusie śpiewali “dwie bramki Radović i dwie Saganowski i Legia ma mistrza polski”. Rozumieć można obie grupy, choć nam tę pierwszą trudno, bo widząc walizki pełne siana, każdy pojechałby na robotę do Azji. Ale zdajemy sobie sprawę, że ich nie przekonamy i nawet nie chce się nam zaczynać. Radović może ich przekabacić z powrotem na swoją stronę jedynie golami i świetną grą.
Najpewniej wkrótce przekonamy się, czy Serb jeszcze się nadaje. Tymczasem numer “32” pozostaje wolny. Trochę jak pies czekający pod drzwiami na powrót swojego właściciela.
Fot. FotoPyk