To jedna z tych pozycji, o której obsadzenie w kadrze trwa największa rywalizacja. Na Euro jako napastnik numer trzy jechał Mariusz Stępiński, na ostatnim etapie selekcji odpadł Artur Sobiech, a nieco wcześniej, gdy ogłaszano skład na zgrupowania w Juracie i Arłamowie, Adam Nawałka skreślił Łukasza Teodorczyka. Powołania na najbliższy mecz z Kazachstanem nie doczekał się jednak ani jeden, ani drugi, ani trzeci. Dostał je za to budujący sobie naprawdę mocną markę w duńskim Broendby Kamil Wilczek.
– 2 bramki i asysta na wyjeździe z Valur (4:1) w Lidze Europy
– bramka u siebie z Valur (6:0) w Lidze Europy
– bramka na wyjeździe z Hibernian FC (1:0) w Lidze Europy
– bramka u siebie z Esbjerg (4:0) w Alka Superligaen
Tak snajper z Wodzisławia zaczął obecny sezon. Można było jeszcze wtedy podawać w wątpliwość klasę rywali – szczególnie islandzkiego Valur – ale gdy przyszły dwie asysty w Lidze Europy z Herthą w sensacyjnie wygranym 3:1 meczu w Kopenhadze, a także kolejne trafienia w lidze duńskiej, sceptykom wypadały z rąk kolejne argumenty.
– Pod względem czysto piłkarskich umiejętności, umiejscowiłbym go gdzieś w okolicach 6.-8. miejsca w klasyfikacji snajperów w lidze duńskiej. Ale gdyby brać pod uwagę obecną formę – dla mnie to top 3 – twierdzi Mads Glen Wehlast piszący dla Ekstra Bladet.
Na ten moment Wilczek ma już na swoim koncie 8 bramek i 4 asysty w zaledwie 12 meczach we wszystkich rozgrywkach. Ale – co jeszcze bardziej budujące – w całkiem poważnej lidze duńskiej Polak w nieco ponad pół roku, po kompletnie nieudanym romansie z włoską Serie A, bardzo mocno ugruntował swoją pozycję. I to mimo dość trudnych początków, o czym mówił niedawno w wywiadzie na naszych łamach (całość TUTAJ):
Teraz idzie ci świetnie. Strzelasz gole i asystujesz w eliminacjach w Lidze Europy, strzelasz od kilku miesięcy w lidze, ale początkowo nie było tak pięknie.
Głównie przez zmiany szkoleniowców. Sprowadził mnie Thomas Frank. Trenerowi bardzo zależało na mojej osobie. Obserwował mnie, namawiał zarząd przez kilka miesięcy i ostatecznie udało mu się ten transfer sfinalizować. A tu… po krótkim czasie mojej przygody w Brondby zmiana trenera. Nowy trener mnie nie znał i zrobił się problem. Aurelijus Skarbalius. Już pierwszego dnia po treningu wiedziałem, że nie będzie dobrze. Stanął przed nami i powiedział:
– Potrzebujemy zmiany, więc będę stawiał tylko na tych, których znam.
– A my? – spytałem.
– Poczekacie. Na razie was nie znam, więc trenujcie na maksymalnych obrotach i zobaczymy.
Mnie niestety nie znał, więc poszedłem w odstawkę i sytuacja się skomplikowała, bo musiałem czekać na okres przygotowawczy. Na szczęście aż tak długo moja przerwa od gry nie trwała, bo szkoleniowiec już po kilkunastu treningach przywrócił mnie do łask i przez ostatnie dwa miesiące regularnie grałem i strzeliłem kilka goli.
Statystyki Wilczka w tym sezonie duńskiej Alka Superligaen
– Wilczek miał naprawdę dziwny rok w Danii. Zaczynał jako zmiennik, ale gdy tylko do klubu przyszedł nowy trener Alexander Zorniger, jego sytuacja natychmiast uległa poprawie. Gra regularnie i strzela naprawdę sporo bramek. U nas mówi się o nim „Mr Ugly Goal”, to taki typowy napastnik w starym stylu. Może nie jakiś świetny jako zawodnik, ale ma zmysł snajpera, czuje gdzie jest bramka. Powoli staje się zawodnikiem kultowym w Brondby – twierdzi Martin Davidsen, dziennikarz duńskiego Tipsbladet.
Kamil Wilczek i jego trafienie w meczu Aarhus – Brondby (0:7) #Polacyzagranicą pic.twitter.com/pPsOSwYKiV
— Marcin Trzyna (@MarcinTrzyna) 21 sierpnia 2016
Gol z wczorajszego meczu z Aarhus. Chyba już domyślacie się, czemu o Wilczku mówi się „Mr Ugly Goal”.
Gość, o którym pewnie jeszcze w ubiegłym roku w Danii nie słyszeli nawet najwięksi futbolowi maniacy, zaczyna zasługiwać na miano „kultowego”. Brzmi całkiem nieźle, prawda? Szczególnie, że umiejętności Wilczka doceniają nie tylko dziennikarze, ale i jego kolega z ataku.
– Teemu Pukki powiedział niedawno, że bardzo przyjemnie mu się gra razem z Wilczkiem. Że znacznie bardziej woli mieć obok siebie drugiego typowego napastnika, niż musieć polegać tylko na skrzydłowych, grających dalej od niego, jak to było przy poprzednim trenerze – mówi Davidsen.
Współpraca tej dwójki – Pukkiego i Wilczka – przynosi zresztą Broendby bardzo wymierne efekty. Może nie widać tego we wzajemnych asystach, bo Wilczek tylko raz asystował w tym roku Finowi i vice versa, ale gdy spojrzeć na wyniki drużyny – widać, że ta znacznie lepiej poczyna sobie, gdy obaj są na placu gry. Liczby nie kłamią. W tym roku Broendby średnio zdobywa bramkę raz na nieco ponad 48 minut, natomiast z Wilczkiem i Pukkim przebywającymi jednocześnie na boisku ta sztuka udaje się już co 39 minut. Z kolei bilans bramkowy drużyny, gdy ci dwaj są równocześnie na placu gry to +16 (32 gole strzelone i 16 straconych).
Przejście z systemu z jednym napastnikiem na grę dwójką było zresztą momentem przełomowym nie tylko dla Wilczka, ale i dla całej drużyny. W tym sezonie w lidze nie było jeszcze meczu, w którym Broendby nie strzeliłoby co najmniej dwóch goli, a i w pucharach 14 trafień w 7 spotkaniach wygląda całkiem imponująco. Polak korzysta na tym też dlatego, że bardziej ofensywna taktyka znajduje przełożenie na liczbę sytuacji strzeleckich, w jakich się znajduje. W obecnym sezonie ligowym oddaje średnio 3,4 strzałów na mecz (w poprzednim – 2,4).
Jak na dziewiątkę w starym stylu przystało – większość strzałów…
… i praktycznie wszystkie bramki – z bliskiej odległości.
Trudno się dziwić, że Adam Nawałka na jego wyczyny nie pozostał obojętny. Choć oczywistym wyborem, przy tak dużej konkurencji na pozycji napastnika numer trzy w kadrze, i tak byśmy wyboru Wilczka nie nazwali. Nawet mimo tego, że w ostatniej chwili z walki o miejsce w reprezentacji na Kazachstan wypisał się kontuzjowany Artur Sobiech, który z 2. Bundesligą przywitał się doppelpackiem przeciwko Kaiserslautern, do wyboru byli przecież jeszcze:
– Mariusz Stępiński, który już trenuje z francuskim FC Nantes, a w tym sezonie strzelił już 3 gole w 6 meczach dla Ruchu
– Łukasz Teodorczyk, który błyskawicznie odnalazł się w Anderlechcie (3 gole i asysta w 4 meczach)
Czyli, krótko mówiąc, dwaj napastnicy, którzy przed Euro w hierarchii Nawałki znajdowali się wyżej niż zawodnik Broendby. To pokazuje, że selekcjoner cały czas obserwuje, że cały czas daje jasny sygnał: okej, jest duża grupa pewniaków, ale wciąż można wskoczyć do tego pociągu. A kadrze, nawet mimo posiadania Lewandowskiego i Milika, niewątpliwie przydałby się wreszcie trzeci napastnik, który w razie niedyspozycji któregoś z tej dwójki wskoczy do składu i da trochę własnej jakości. Na dzień dzisiejszy Nawałka twierdzi więc, że największe szanse ma na to Wilczek.
Swoją drogą, kto by pomyślał jeszcze parę lat temu, że facet, który wypracowuje średnio gola na mecz w duńskim Brondby, podstawowy napastnik Anderlechtu i 21-latek, który zaraz podpisze kontrakt w Ligue 1 będą walczyć nie o podstawowy skład reprezentacji, a o to, by się w niej w ogóle znaleźć…
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK