„Miedziowi” szukają rozpędu. Łęcznianie – powtórki z Legii

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2016, 10:34 • 3 min czytania

Czy trener, który na pamięć zna zasady „moneyball” pójdzie drogą Stokowca? Czy Martin Nespor jest brakującym elementem ofensywy Zagłębia? Co może dać wielokrotnie skreślana druga linia? Oto najważniejsze pytania przed starciem „Miedziowych” z Lubina z Górnikami z Łęcznej.

„Miedziowi” szukają rozpędu. Łęcznianie – powtórki z Legii
Reklama

Czy Zagłębie znów się rozpędzi?

55% posiadania piłki, 14 strzałów, 5 celnych, 2:0 z Bruk-Bet Termalicą 49% posiadania piłki, 14 strzałów, 2 celne, 1:1 z Pogonią 47% posiadania piłki, 11 strzałów, 2 celne, 0:0 z Piastem

Reklama

Tak wyglądają statystyki Zagłębia z ostatnich trzech meczów. W każdej z nich – regularny spadek. Coraz mniej czasu przy piłce, coraz mniej groźnych strzałów oddanych na bramkę rywali, więc i dorobek bramkowy z każdym meczem mniejszy. A przecież to drużyna, która w środku pola ma dwóch ofensywnych pomocników tak wysokiej klasy, że w większości ligowych klubów nie ma nawet jednego o porównywalnych umiejętnościach. Zespół, który w ataku miał już Papadopulosa i Piątka, a więc nie jakichś kompletnych kasztaniaków, a właśnie do tego duetu dołożył Nespora. Razem ci panowie uzbierali w poprzednim sezonie 25 bramek, 10 asyst i 4 kluczowe podania. Kiedy znów sprawić, że statystyki – na czele z tą najważniejszą – znów zaczną iść w górę, jeśli nie w spotkaniu z przedostatnim w tabeli Górnikiem Łęczna?

Na jak wiele stać drugą linię po przejściach?

Grzegorz Bonin, którego po wielu kompromitujących rundach w Warszawie, Szczecinie, Łodzi i Zabrzu spisywano na straty częściej, niż pod supermarketem słyszy się „kochany panie kierowniku”. Szymon Drewniak, za którym pewnie do końca kariery będzie się ciągnąć filmik, na którym pokazuje dupę. Krzysztof Danielewicz, który od afery z ekwiwalentem za wyszkolenie i pozorowanym transferem do Sokoła Marcinkowice, do perfekcji opanował sztukę boiskowego kamuflażu i dyskretnej gry w piłkę. Piotr Grzelczak, „Pan Wolej”, ewentualnie „Pan Gol z Barceloną”, którego dość sporą wadą jest jednak, że raczej nie strzela brzydkich goli, przez co od ponad pół roku pozostaje bez bramki.

Mniej więcej tak prezentuje się przewidywana na dziś druga linia zespołu z Łęcznej. Kwartet po przejściach. Czwórka, którą wielu – w tym, przyznajemy się bez bicia, również i my – już skreślało i która po tylu bezbarwnych miesiącach w mocniejszej lidze pewnie już dawno nosiłaby piłki na treningach rezerw. W Łęcznej znaleźli jednak trenera, który im ufa. A że mimo wszystkich postawionych na nich krzyżyków, potrafią czasami odpłacić za to zaufanie, pokazali w ostatnim meczu z Legią. Oczom nie wierzyliśmy, gdy klepali warty pewnie kilkanaście razy więcej zespół jak juniorów na treningach.

Dziś przed nimi kolejne arcytrudne wyzwanie, bo linia pomocy Zagłębia wcale na papierze nie wygląda dużo słabiej niż ta Legii. Ale skoro z mistrzem Polski się udało…

Który z młodego pokolenia trenerów dalej zajedzie?

Piotra Stokowca wszyscy zdążyli się już nachwalić – że stawia na młodych, że w pucharach dał jeden z największych sukcesów z historii Zagłębia, bo tak należy postrzegać przejście Partizana. Bo „Miedziowi” grają za jego kadencji przyjemną dla oka piłkę, bo pod jego okiem Maciej Dąbrowski zapracował sobie na transfer do Legii, a Filip Starzyński na powołanie do kadry na Euro. Ale i Andrzej Rybarski, choć materiał ludzki ma znacznie gorszej jakości, sprawia wrażenie sensownego gościa. Mogliście się o tym zresztą przekonać w niedawnym wywiadzie na Weszło (TUTAJ). Maniak analiz, doskonale odnajdujący się w świecie cyferek i parametrów, prawdziwy pasjonat w tym co robi. Swoją przygodę z Ekstraklasą zaczyna od wyzwania niezwykle trudnego, bo patrząc na kadrę Górnika, jego utrzymanie będzie ogromnym sukcesem. Ale jeżeli podoła – może mu to otworzyć naprawdę wiele drzwi do posad w dużo bardziej komfortowych warunkach.

3XIocaE

fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama