Ta kolejka jest trochę nieekskluzywna – o piątku chcemy zapomnieć jak najszybciej, sobota była już lepsza, ale niedziela znów nie dała nam w pierwszym spotkaniu goli. Mecz Jagiellonii z Lechią miał osłodzić ten smutny weekend, bo jakkolwiek spojrzeć, spotkały się w końcu drużyny z czuba tabeli. No i… powiemy tak: długo się nie zapowiadało, ale tę jedną łyżeczkę cukru ostatecznie wsypano do tej gorzkiej ligowej herbaty.
Mecz walki – te dwa budzące grozę słowa opisywały spotkanie po godzinie gry. Kovacević ścierał się z Vassiljevem, Stolarski z Probierzem i Tomasikiem, kierownik Jagiellonii z piłkarzami Lechii, a widzowie z myślami czy lepiej nie przełączyć na cokolwiek innego, nawet Magdę Gessler czyszczącą gary. Jaga była groźna, ale głównie przy stałych fragmentach. Nawet auty budziły popłoch wśród graczy Lechii – wystarczyło wrzucać na Romanczuka, a ekipa Nowaka kompletnie głupiała. Konkretów jednak nie było, choć brakowało niewiele, jak wtedy gdy Vassiljev uderzał nad bramką z rzutu wolnego.
Lechia? Praktycznie nie istniała. Przód nie funkcjonował – co jakiś czas widz czuł zaskoczenie, gdy na przykład Flavio dochodził do piłki, bo o jego obecności na boisku mogła przypomnieć tylko telegazeta i strony ze składami w internecie. Wolski? Znów dyskretny występ. Krasić? Momentami aż irytujący. Wydawało się, że Lechia nie może tego wygrać, bo gra tak jak zwykle na wyjazdach – wolno i niewyraźnie.
No, ale to są te detale. Nieźle grający Vassiljev zapomniał, że nie jest na plaży i kompletnie odpuścił w środku pola Kovacevicia, ten więc podbiegł parę metrów z piłką i po prostu walnął jak najlepiej potrafi. A że potrafi całkiem dobrze, to Lechia wyszła na prowadzenie, bo Kelemen nie miał jak sięgnąć tej piłki. Chwila dekoncentracji Estończyka, który zaprezentował pressing Macieja Iwańskiego i Jagiellonia, która była drużyną lepszą, musiała gonić wynik.
Ostatecznie nie dogoniła, choć okazje przyszły – Wasiluk nie trafił najpierw z główki na pustą bramkę, a potem wykonał coś z Vassiljevem, czego naprawdę dawno nie widzieliśmy. Dobrze, że Probierz przygotował masę wariantów na stałe fragmenty, ale o takie cuda go już nie podejrzewamy. Otóż Jaga ma wolny z 18 metrów, do piłki podbiega Estończyk i Polak by starać się… kopnąć piłkę razem.
Vassiljev jednak ma szybszą nogę niż Wasiluk 🙂 #JAGLGD pic.twitter.com/WWVfDTP9Az
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 21 sierpnia 2016
Kombinujecie panowie jak koń pod górę, to potem przegrywacie z Lechią, która była dziś spokojnie do walnięcia.
Fot. 400mm.pl