Bez gola, bez asysty, bez kluczowego podania od piętnastu miesięcy. Alvarinho – skrzydłowy, który zachwycał wiosną 2015, gdy Zawisza w bohaterskim stylu, choć ostatecznie nieudanie, walczył o utrzymanie – po rozbudzeniu swoją grą naszych apetytów, kompletnie zgasł. Dziś znów zamiast w wypracowywaniu sytuacji, przodował w marnowaniu wysiłków kolegów, jak choćby w pierwszej połowie, gdy swoim holowaniem piłki zatrzymał obiecującą kontrę Śląska. To już chyba odpowiednia pora, gdy musi zostać postawione pytanie: jak długo Mariusz Rumak jeszcze będzie się łudził, że wróci stary, dobry Portugalczyk?
To prawda – na początku jego przygody z Ekstraklasą myśleliśmy, że jedyny pożytek jaki z niego będzie to ten, że nawet w razie największej posuchy na lewym skrzydle naszej jedenastki badziewiaków, Portugalczyk zawsze chętnie do niej wskoczy, a nawet przywłaszczy sobie przyznawaną przez nas niegdyś podpaskę kapitańską. Że Zawiszy przyda się w lidze jak szatniarz w zamkniętym klubie. On jednak odpalił i nawet przez moment wydawało się, że – biorąc go z Bydgoszczy w miejsce Dzalamidze – Jaga zrobiła doskonały interes. Tak się jednak nie stało, co później musieliśmy podsumować w taki sposób:
W rok Michałowi Probierzowi Portugalczyk zdążył przysporzyć tylu nowych siwych włosów, że gdy tylko pojawiła się okazja pozbycia się bezproduktywnego skrzydłowego, zrobił to w sekund pięć. Trudno się dziwić. 0 bramek, 0 asyst, 0 kluczowych podań. Z takimi liczbami skrzydłowy to powinien sobie szukać roboty jako pomoc biurowa na umowie zlecenie. Choć mamy uzasadnione wątpliwości, że gdyby poszedł za ciosem, to i kawy nie potrafiłby dobrze podać.
W Śląsku miało być za to lepiej, w końcu to Mariusz Rumak z Alvarinho wycisnął w Bydgoszczy to, co najlepsze. Dość powiedzieć, że podczas tej niesamowitej pogoni Zawiszy Rumaka za utrzymaniem wiosną 2015 Alvarinho wykręcił średnią ocen Weszło na poziomie 5,50. Dla porównania:
Wiosną 2014 – już tylko 4,25
Jesienią 2014 – 3,00
W Jagiellonii – 3,38
Teraz w Śląsku jest to natomiast 3,50 (3, 5, 3, 4, 4 i dziś 2). I, co gorsza, po sześciu kolejkach jego bilans nadal świeci pustkami. Od meczu z Bełchatowem w maju ubiegłego roku skrzydłowy nie uczestniczył przy choćby jednej akcji bramkowej swojego zespołu na poziomie Ekstraklasy. Ani jako strzelec, ani jako podający.
Zresztą najlepszą recenzją dotychczasowej wrocławskiej przygody Portugalczyka jest jeden prosty fakt. Śląsk z Alvarinho w ataku, który zagrał 539 z 540 możliwych do zaliczenia w tym sezonie minut (najwięcej wśród napastników i stricte ofensywnych pomocników) pokonywał bramkarzy rywali ledwie dwa razy. W dodatku dwukrotnie po bramkach defensywnych pomocników. Wymowne, prawda?
Fot. 400mm.pl