Pytaliśmy załogę Wisły Płock w dzisiejszym tekście przedmeczowym, kiedy wreszcie odpalą? Grają przecież całkiem przyzwoicie, trzy razy jako pierwsi wychodzili w tym sezonie na prowadzenie, a mimo to za każdym razem czegoś brakowało. Rywal doskakiwał do nich i zabierał cenne dwa punkty, albo nawet całą pulę. Jedyne zwycięstwo przyszło wtedy, gdy Wiślacy sami odrabiali straty. Chyba musimy brać jakąś kasę za motywację, bo płocczanom w końcu się udało i dowieźli korzystny dla siebie wynik do ostatniego gwizdka.
Choć trzeba przyznać, że bez pomocy rywala i szczęścia, to mogło się nie udać. Karol Mackiewicz pokazał jednak, że ma w sobie spore pokłady empatii i wie, jak trudno czasem wydostać się z dołka. Podarował więc Wiśle rzut rożny – zamiast do Kelemena kopnął w kierunku band reklamowych, a te jakoś nie miały ochoty na szybką klepkę, więc gospodarze dostali korner. Ten z kolei zamienili na gola – po wrzutce Furmana i zamieszaniu w polu karnym, współpraca jadących na wślizgu Burligi i Ilijewa przyniosła Wiśle prowadzenie.
Wspomnieliśmy też o szczęściu, bo tak z perspektywy Wisły należy nazwać szybkie zejście do szatni Vassiljeva. Dopóki on był na boisku, Jagiellonia miała przewagę. Raz na przykład groźnie strzelił z rzutu wolnego, ale Kiełpin dał radę to uderzenie odbić, starał się też jak zwykle napędzać akcje swojej drużyny. W ogóle, stałe fragmenty gry w wykonaniu Jagi były dość ciekawe – pokazali parę schematów, jednak na końcu brakowało dokładności. A gdy zszedł Estończyk, zabrakło już nawet pomysłu na jakieś ciekawsze rozegranie.
Jaga siadła, mocniej próbował jedynie Frankowski, ale on z przodu był zbyt osamotniony, żeby coś samemu ugrać. Tym bardziej, że Wisła mądrze się broniła – Bożić rozegrał dzisiaj dobrą partię, zresztą cały blok defensywny wyglądał nieźle i Jaga nie miała żadnej setki na odwrócenie losy spotkania. Niby na końcu spotkania wprowadzony Chomczenowskyj dostał piłkę na linii pola karnego, ale podsumował swój występ i kopnął w buraki. Białostocczanie starali się atakować, ale z drugiej strony musieli uważać na kontry Wisły. Choć i gospodarze nie potrafili podwyższyć wyniku, bo strzał Recy wyjął Kelemen, a później fatalnie kontrę rozprowadził Furman.
Podopieczni Kaczmarka wypuszczali prowadzenia z rąk bo brakuje im doświadczenia, ale jeśli wszystko zagra, z każdym kolejnym meczem będą się czuć pewniej. Dziś zrobili ku temu pierwszy krok.
Fot. FotoPyk