Reklama

Tekst czytelnika: Arystokrata futbolu bez klubu. Co dalej z Berbatowem?

redakcja

Autor:redakcja

14 sierpnia 2016, 10:25 • 5 min czytania 0 komentarzy

Wydawało się, że tacy jak on będą grali do czterdziestki. Że ulatniająca się dynamika, szybkość czy zwrotność i tak nie wpłyną na jego grę, bo nigdy nie był typem boiskowego pracusia. Gdybyśmy zobaczyli go pierwszy raz w życiu i wiedzieli tylko to, że jest Bułgarem – nazwalibyśmy go Stojanow, nie Berbatow. – Trochę jakby zupełnie przy okazji grał w piłkę i zarabiał za to chore pieniądze – trafnie scharakteryzował go Taco Hemingway, ale dla polskiego rapera to właśnie Dymitar Berbatow był najlepszym piłkarzem w historii. Od ponad dwóch miesięcy 35-letni magik z Bułagrii nie może jednak znaleźć nowego pracodawcy.

Tekst czytelnika: Arystokrata futbolu bez klubu. Co dalej z Berbatowem?

Interesował się malarstwem od dziecka i na dobrą sprawę nigdy nie przestał. Nawet po wyjściu na boisko, kiedy za pędzel służyły mu stopy, a farbami w postaci piłki tworzył prawdziwą piłkarską sztukę. Ostatnio w Salonikach, gdzie w barwach PAOK w 17 ligowych spotkaniach czterokrotnie trafił do siatki. Tych liczb już nie poprawi, a początkiem greckiego końca jednego z ostatnich futbolowych romantyków okazały się… Walentynki. To właśnie 14 lutego, podczas derbowego starcia z Iraklisem, musiał zejść z boiska na dziesięć minut przed końcem meczu. Jak się później okazało – ostatniego. Przez kontuzję mięśnia czworogłowego uda, której się wtedy nabawił, musiał pauzować do końca sezonu.

Nadal cieszę się grą w piłkę. Chcę grać. Kiedy to się nie dzieje, jestem wściekły i rozczarowany – powiedział w wywiadzie z… samym sobą, który opublikował na Facebooku. Na zadane sobie pytanie sugerujące, że Bułgar już nie chce grać dla PAOK, odpowiedział: – Dlatego udzielam wywiadu tobie, a nie ludziom, którzy przychodzą z takimi głupimi tezami. Pytanie – nawet jeśli głupie – jest już nieaktualne. I to niezależnie od tego, czy Berbatow w Grecji chciał zostać, czy też nie. – Miał roczny kontrakt. Dał z siebie wszystko, ale zdecydowaliśmy się nie przedłużać z nim umowy – oświadczył lakonicznie były sędzia międzynarodowy, a obecnie prezydent PAOK Saloniki, Lubos Michel.

Zegar tyka, a Berbatow jak nie miał klubu, tak nie ma nadal. Poszukiwania nowego pracodawcy trochę przypominają jego styl gry – wszystko na luzie, bez pośpiechu, jakby od niechcenia. Mamy nadzieję, że okażą się wiernym odzwierciedleniem, a po dwóch miesiącach człapania przyjdzie czas na „keep calm and pass me the ball” oraz fajerwerki Made in Bulgaria. Takie, jak te:

Reklama

Dla takich jak on wymyślono powiedzenie „one touch, thank you very much”. Może nie harował jak Kante i nie sprintował jak Bale, ale piłka kleiła się do jego stóp tak, jakby producentem noszonych przez niego butów był Super Glue. Jego były kolega z drużyny, Jamie O’Hara, opowiedział kiedyś fajną historię z treningu: – Bardzo mocno krzyczałem do niego, żeby mi podał piłkę, chociaż stałem kilkadziesiąt metrów dalej, a on był odwrócony plecami. Zagrał mi dosłownie co do centymetra, chociaż… nawet się nie odwrócił! Po treningu podszedł do mnie i powiedział: „Wiem, gdzie jesteś. Nie musisz tak wrzeszczeć”.

Berbatow jest zupełnym przeciwieństwem Inzaghiego czy Koniarka. – Nie cieszę się z bramek, gdy stoję bezczynnie, a piłka odbija się od mojego kolana i trafia do siatki. Muszę grać w piłkę i czuć ją moimi stopami, mieć wszystko pod kontrolą. To sprawia, że czuję się piłkarzem – powiedział kiedyś bułgarski magik. Gdzie będzie czarował teraz? Jedyne poważne spekulacje prasowe, które łączyły byłego napastnika Manchesteru United czy Tottenhamu z nowym klubem dotyczyły powrotu na Wyspy, a konkretnie na zaplecze Premier League. W Newcastle miałby zostać wcielić się w rolę swojego idola z dzieciństwa, Alana Shearera, z którego koszulką w latach młodości nie chciał się rozstawać nawet podczas snu.

Nierealny jest natomiast transfer do AC Milan, który uwielbiał z kolei przez Marco van Bastena. Półwysep Apeniński to dla Bułgara spalony teren po tym, jak cztery lata temu wykiwał Fiorentinę i Juventus. Na lotnisku we Florencji czekali już na niego działacze, kibice i dziennikarze. Czekali na marne, chociaż wszystko było dopięte na ostatni guzik, a napastnik leciał do Włoch, by przejść badania i złożyć podpis pod kontraktem. Do gry wkroczył jednak Juventus i Berbatow do Florencji nie dotarł. „Stara Dama” koniec końców również musiała obejść się smakiem, bo piłkarz wraz z żoną zdecydował się zostać w Anglii.

Włoskich gigantów olał dla Fulham i Martina Jola, który kilka lat wcześniej sprowadzał go do Tottenhamu. Obu panów łączy pasja do sztuki. Holenderski menedżer przyznał kiedyś, że posiada ponad 350 obrazów z Nowego Jorku, Kanady czy Wiednia, a w Londynie planował otworzyć własną galerię. Nieprzypadkowo to właśnie on najlepiej dogadywał się z piłkarzem, który z reguły starał się izolować od reszty. Skrzyżowanie dróg obu panów w El Ahly Cairo, z którym Jol zdobył właśnie mistrzostwo Egiptu, wydaje się jednak mało prawdopodobne.

Bardziej realny jest powrót do domu, do którego „leniwy geniusz” wracał każdego lata. Zamiast do Miami czy Paryża, wolał jechać do swojej matki i spać na kanapie. – Mógłby podróżować po całym świecie, ale powiedział mi, że woli Bułgarię od Barbados – potwierdziła mama napastnika. To wiadomości od niej były pierwszą rzeczą, jaką sprawdzał w szatni po strzeleniu bramki. Na swoim facebookowym profilu piłkarz ostatnio transmitował na żywo urywki jednego z meczów bułgarskiej ligi. Czyżby szykował się powrót do CSKA Sofia, którego jest wychowankiem? Teoretycznie działacze ze stolicy Bułgarii musieliby za 7-krotnego zdobywcę tytułu najlepszego piłkarza kraju zapłacić mniej, niż osiemnaście lat temu. Wtedy Berbatow kosztował ich dwadzieścia par butów piłkarskich, teraz przyszedłby za darmo.

W całej sprawie brakuje nam jednak głosu Romana Kołtonia, który sparafrazowałby swoją wypowiedź o Lewandowskim i zapytał: a dlaczego nie Ekstraklasa? Skoro najlepszym zawodnikiem naszej ligi jest Konstantin Vassiljev, to chętnie obejrzelibyśmy jego mocno ulepszoną wersję. Marketingowo to strzał w więcej, niż dziesiątkę, ale i gwarancja najwyższej sportowej jakości. Jeszcze nieco ponad rok temu Bertbatow eliminował z Ligi Mistrzów Arsenal, więc z pewnością poradziłby sobie nie tylko z Górnikiem Łęczna czy Bruk-Bet Termaliką. Pytanie: czy sam Bułgar będzie chciał rozmieniać się na drobne?

Reklama

Chcę być zapamiętany jako dobry piłkarz. Wyjątkowy. Taki, który gra po swojemu, strzela charakterystyczne bramki i po prostu bawi się na boisku – ta wypowiedź potwierdza, że ostatnie, czego Berbatow pragnie, to piłkarska wegetacja. A już na pewno nie na ławce rezerwowych. Kiedyś na stadionie Newcastle zignorował trzy komunikaty o rozpoczęciu rozgrzewki, co wywołało w Anglii burzę. – Ta sprawa wyglądała trochę inaczej, ale to Berbatow. Zawsze sprawia wrażenie niechętnego. Utalentowany? Tak. Ale on nie jest wojownikiem – mówił Martin Jol. Czy będzie mu się chciało wojować teraz? Pewnie nie, ale mamy nadzieję, że jeszcze się odrodzi. Tak, jak jego włosy.

BARTŁOMIEJ STAŃDO

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...