Jak Turcja może nie mierzyć w bycie światową potęgą oper mydlanych, skoro te scenariusze na okrągło same się piszą? Posłuchajcie sami: 1995 rok, pierwszy ślub Hakana Sukura. Udziela go ówczesny burmistrz Stambułu, Recep Erdogan, świadkiem piłkarza jest wpływowy imam Fethullah Gulen. A teraz przenosimy się do 2016: Erdogan to – nazwijmy rzeczy po imieniu – turecki dyktator, Fethullah Gulen jest jego największym opozycjonistą, a Sukur, legenda, idol narodu, turecki Boniek albo Deyna, na pierwszej linii tego konfliktu.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy wspomnianym weselu. Sukur w tamtym czasie próbował sił w Torino, gdzie kompletnie mu nie szło. Turcy kreowali go na gościa, który ma wszystko, by podbić piłkarski świat, a on nie radził sobie w przeciętniaku Serie A. Każdy jego kłopot, każdy problem, urastał do rangi sprawy państwowej – był ambasadorem kraju, jego wizytówką. Podobno gdy zatęsknił za kebabem, poleciała do Turynu solidna paczka żywieniowa. W pewnym momencie Sukur zapragnął jednak czegoś więcej niż dobrego żarcia: żony. I, niestety dla pewnej dziewiętnastolatki, to również urosło do sprawy państwowej.
Esra Elbirlik była na drugim roku studiów jednej z najlepszych uczelni w Turcji. Wybitnie inteligentna, błyskotliwa, mająca przed sobą świetlaną przyszłość. To wszystko w połączeniu z urodą imponowało Sukurowi, który nie ukończył podstawówki. Esra i jej rodzina nie chcieli, historia prosta: nie kochała go i koniec. Ale nawet ówczesna premier Turcji, Tansu Ciller, wydzwaniała i namawiała (!), więc w końcu ustąpiła.
Happy endu nie było. Cztery miesiące i po zawodach, nie wytrzymała, wróciła do rodziny, a Sukur szarpał się z nią o jakąś biżuterię. W końcu znowu w sprawy małżeństwa Sukura wmieszał się premier Turcji, przypominając piłkarzowi, że biżuteria zgodnie z turecką tradycją należy się żonie. Niestety ta posiadająca komediowe elementy historia miała dramatyczne zakończenie – Esra wraz z rodzicami zginęła w trzęsieniu ziemi, które w 1999 nawiedziło Izmit.
Uff! Takie to było wesele, a cała opowieść pokazuje, jaki stosunek mają Turcy do futbolu. Wracamy jednak do 2016 właśnie Erdogan oskarżył Hakana o finansowanie puczu, który miał miejsce w Turcji przed kilkoma tygodniami. Za oskarżeniem poszło zajęcie nieruchomości, przejęcie kont, generalnie – próba pozbawienia Sukura wpływów na tyle, na ile to możliwe. Wiadomo, że nie da się Hakana obrzucić błotem, bo Sukur będzie kochany bez względu na wszystko, ale bez pieniędzy – Erdogan podobno zajął wartość 60 milionów dolarów – wpływać na politykę kraju da się jakby mniej, trzeba się raczej skupić na odcinaniu kuponów.
A przecież – jak w dobrej telenoweli – jeszcze kilka lat temu cała trójka szła wspólnie do wyborów. Strzelec najszybszej bramki w historii mundiali dostał się do parlamentu z ramienia partii Erdogana, wszystko z tylnego fotela wspierał Gulen. Rozłam miał miejsce w 2013: Sukur chciał się odciąć od zarzutów korupcyjnych jakie uderzyły w partię, a później, gdy Erdogan zaczął wycinać Gulena, zamykać choćby fundowane przez niego szkoły, były piłkarz opowiedział się po stronie swojego pierwszego drużby. W lutym Sukurowi groziły cztery lata więzienia za pośrednie obrażenie Erdogana na Twitterze, obecnie gracz przebywa w USA, a więc tam gdzie i Gulen.
Szczerze? Piszemy to wszystko i nie wierzymy, że naprawdę tak się sprawy mają. Że dwadzieścia lat temu z okładem panowie zasiadali razem przy jednym weselnym stole w głównych rolach, a teraz odgrywają główne role w politycznej i unowocześnionej wersji telenoweli o intrygach na dworze sułtana.
Ta polityka. Nikogo nie zostawi w spokoju, z boku wygląda jak rak na osobowości. Żurawski chyba może sobie po cichu gratulować, że jego kariera polityczna zakończyła się u niego na “pani lepiej wyjaśni co to z tym Kioto”.