Reklama

Niebezpieczny wynik 2:0 znów grasował, ale dziś tylko postraszył

redakcja

Autor:redakcja

12 sierpnia 2016, 20:19 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dużo mówi się o tym, że stadion w Gdańsku to twierdza – rzeczywiście, u siebie lechiści są piekielnie groźni, otoczyli swój stadion fosą, mostem zwodzonym i nie pozwalają, żeby ktokolwiek mącił ich spokój. Dziś długo wydawało się, że pod ten zamek podszedł rywal uzbrojony w procę i dwa ziemniaki, czyli kompletnie niegroźny. Aż wtedy pojawił się Milinković-Savić i nagle bezbronna Korona była o krok od podwędzenia punktu.

Niebezpieczny wynik 2:0 znów grasował, ale dziś tylko postraszył

Nie do końca rozumiemy co jest nie tak z Vanją, ale czasami mamy wrażenie, że jest za duży i krew nie nadąża z zasileniem całego organizmu. Tylko teraz pojawia się pytanie – czy brakuje jej w głowie, bo bramkarz podejmuje idiotyczne decyzje, czy też ma fajrant w nogach, bo jego gra tymi kończynami wygląda komicznie. To znaczy, jeśli trzeba piłkę uderzyć wcześniej ją sobie podrzucając, to jest okej, ale jak już toczy się po ziemi, facet wariuje. Dzisiaj pomógł Koronie utrzymać się w meczu, bo wybił niedokładnie, poszła kontra i faulować musiał Chrapek. Nie dość, że Michał na tak odpowiedzialnej pozycji wyłapał żółtko, to potem jeszcze Możdżeń zapakował bramkę. To nie była pomocna dłoń od Savicia, bramkarz rozłożył czerwony dywan i sypał konfetti.

Nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, jak mogło to być irytujące dla jego kolegów z boiska, którzy dziś wyglądali naprawdę przyzwoicie. Taki Peszko – po przyjściu do Lechii grał gorzej niż gość z ligi szóstek, ale w tym sezonie jest z nim naprawdę dobrze. Dziś wręcz świetnie, bo śmigał po lewym skrzydle z polotem, o jaki przestaliśmy go już podejrzewać. W pierwszych momentach meczu miał pecha, bo piłka po jego strzale odbiła się od dwóch słupków (!) i wyszła w pole, ale potem już zaliczył asystę. Dorzucił idealnie na głowę do Kuświka i Lechia otworzyła wynik.

W ogóle Lechia grała dobrze – to był ten potwór, o którym tyle tam się gada. Co więcej, pomóc postanowili też kielczanie, a konkretnie Dejmek. Ależ on pocelował, miód, malina. Szkoda tylko, że do własnej bramki, po wrzutce Wolskiego.

W każdym razie, do tego momentu Lechia rządziła na boisku, ale do akcji wszedł Milinković-Savić i klątwa wyniku 2:0, który jak wiadomo jest szalenie niebezpieczny, zaczęła wisieć nad Gdańskiem. I rzeczywiście – Korona do upragnionego remisu doprowadziła, po wrzutce z rożnego trafił Diaw. Przy tej bramce zasnął kompletnie Janicki, pozwolił uciec rywalowi, właściwie to go odprowadził i powiedział: strzelaj sobie! No to Diaw strzelił.

Reklama

I gdy wydawało się, że Korona dostanie swój upragniony punkt, wtedy zaskoczył drugi bramkarz, czyli Gostomski. Dziwna go naszła myśl, żeby pod koniec spotkania udać się na spacer, ale w sumie każdy ma jakieś hobby. Niestety, zrobił to akurat w momencie, gdy w okolicy była piłka i Kuświk, a Dejmek znowu odleciał myślami, więc napastnik wykorzystując opuszczony posterunek ustalił wynik meczu.

Lechia wyszarpuje zwycięstwo, ale szarpać by nie musiała, gdyby na bramce rzeczywiście stał bramkarz. Może szansę w końcu dostanie Budziłek, który zaczynał się już przebranżawiać w speca od PR-u, bo w Legii bronił jedynie w Juniorkozaku, a w Lechii głównie karne od kibiców w przerwie meczu. A może Podleśny? Gorzej chyba nie będzie.

wolski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...