Sztab szkoleniowy reprezentacji Polski czekają niezwykle pracowite weekendy, bo znacznie baczniej trzeba będzie obserwować i Serie A, i Ligue 1, a przecież nasi rodaci rozsiani są też w innych zakątkach Starego Kontynentu. W tym wszystkim nie zapominamy też o zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech, która wystartowała w ten weekend i przygotowujemy małą ściągawkę z zapowiedzią tego, co czeka występujących tam Polaków.
Siłą rzeczy najwięcej będzie kręciło się wokół tych, którzy na horyzoncie mają jeszcze uchyloną furtkę do drużyny narodowej. I w obu przypadkach szanse na to, że dobrą grą w klubie powrócą do łask Adama Nawałki są naszym zdaniem całkiem spore.
Po pierwsze – Artur Sobiech. Napastnik nie dostał powołania na Euro, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W tym czasie mógł spokojnie przepracować okres przygotowawczy w klubie, trafiać regularnie w sparingach i przyszykować wysoką formę na start sezonu. O tym, że będzie kluczową postacią drużyny na drodze do awansu, potwierdził już w pierwszym meczu, kiedy Hannover rozbił 4:0 Kaiserslautern, a sam Sobiech dwukrotnie trafił do siatki. Wicekapitan drużyny, czołowa dziewiątka obdarzona wielkim zaufaniem trenera – jeśli zdrowie dopisze i nic po drodze nie będzie przeszkadzało 26-latkowi w regularnym trafianiu do siatki, to będzie to dla niego przełomowy sezon w karierze.
Po drugie – Marcin Kamiński. Z „Kamykiem” sprawa wygląda tak, że jego debiut w nowym zespole najprawdopodobniej będzie miał miejsce dziś wieczorem, gdy VfB zmierzy się z St. Pauli. Większość niemieckich dzienników jest zgodna – Polak będzie jednem z dwóch podstawowych stoperów drużyny, a wysoka dyspozycja w sparingach tylko potwierdza, że warto na niego stawiać. Dotychczas awizowano go w duecie z młodziutkim Timo Baumgartlem, ale ten doznał kontuzji i do pary dobrany mu zostanie albo kiepściutki Toni Sunjić, albo przesunięty z rezerw Stephen Sama. Tak czy owak – Marcin nie powinien się raczej martwić o to, że przyjdzie mu grzać ławkę.
Obie ekipy – Sobiecha i Kamińskiego – są murowanymi faworytami do awansu. Szeroka, mocna kadra, solidne zaplecze finansowe – każde inne rozwiązanie będzie sporą niespodzianką.
We wspomnianym St. Pauli znaczącą rolę dalej odgrywał będzie Waldemar Sobota, o czym świadczy fakt, że klub wyłożył na niego latem 300 tysięcy euro i na dobre wyciągnął jego kartę zawodniczą z Brugii. Dla drużyny z północy Polak jest gwarancją solidności – w poprzednim sezonie zagrał w 31 meczach, zaliczył trzy bramki i trzy asysty. Poza tym nie przybył mu żaden poważny konkurent do gry w wyjściowej jedenastce.
Na te chwilę nieco gorzej wygląda sytuacja Adama Matuszczyka, który przed rokiem grał regularnie, a ten sezon zaczął na trybunach. Z wolnego transferu trafił do Eintrachtu Brunszwik defensywny pomocnik Quirin Moll. pozbawiając Polaka miejsca w pierwszej jedenastce. Niemieckie media spekulują jednak, że na dłuższą metę to o wiele bardziej doświadczony na tym poziomie Matuszczyk będzie miał większe szanse na pierwszy plac.
Dla pozostałych Polaków występujących w 2. Bundeslidze ten sezon będzie tym z gatunku „wóz albo przewóz”. Mateuszowi Klichowi, zdaje się, już na dobre odpowiada funkcja gościa, który na tygodniu trenuje, a weekendami odpoczywa. Kaiserslautern latem wzmocniło środek pola ściągając z FSV Mainz znającego głównie pierwszoligowe realia Christopha Moritza i tym samym, jeśli przed rokiem rola Klicha była marginalna, tak teraz jest dla szkoleniowca klubu zupełnie zbędny. W ostatnich rozgrywkach pomocnik uciułał nieco ponad 1000 minut na boisku, a teraz może być trudno choćby o połowę tego rezultatu. Naprawdę Mateusz, jeśli chcesz ratować karierę, to powinieneś pobudzić do działania swojego menedżera, bo do końca sierpnia jest jeszcze trochę czasu i można zmienić otoczenie.
Na wzgórzu Betzenberg pozostał też Kacper Przybyłko, które perspektywy ma nieco lepszego. W poprzednim sezonie siedem razy wpisał się na listę strzelców, w ten weekend zagrał 17 minut i prawdopodobnie do maja będzie pełnił właśnie funkcję jokera.
Poza tym wczoraj w barwach Arminii zadebiutował Tomasz Hołota, ale w Bielefeld póki co najbardziej znany jest z tego, że… najłatwiej puścić mu piłkę między nogami. Po jednym z treningów, gdy non stop dziurawiono go w trakcie „dziadka”, potem musiał nosić wiele mówiący znacznik.
Do Sandhausen wraca natomiast Jakub Kosecki i pewnie będzie tam w miarę regularnie grał, bo poza ściągnięciem z rezerw Mainz Derstroffa, klub nie wzmocnił skrzydeł.
W 2. Bundeslidze szansę wystepów może otrzymać ponadto trzech zawodników z polskimi paszportem, ale są to raczej szanse minimalne. Bramkarz Bochum Martin Kompalla musi oglądać plecy Manuela Riemanna, wypożyczony z Hoffenheim U-19 do FC Heidenheim 17-letni golkiper Leon Jankowski jest trzeci w hierarchii, a posiadający podwójne obywatelstwo pomocnik Kaiserslautern, Marcus Piossek, to głęboki rezerwowy.