Doroczny festyn dożynkowy z udziałem mistrza Anglii (Leicester) i zdobywcy FA Cup (Manchester United), który ma zapowiedzieć sezon Premier League. Trudno inaczej postrzegać mecz o Tarczę Wspólnoty. Pod względem istotności – jedno z najmniej znaczących trofeów współczesnego futbolu. Nie brakuje nawet takich, którzy twierdzą, że Community Shield to po prostu taki ładniej opakowany i grany przez nieco poważniejszych piłkarzy Puchar Weszło.
I dziś, na dzień dobry, obydwa zespoły postanowiły nie wyprowadzać nikogo z błędu. Zwykle żywiołowy Jose Mourinho stał sobie spokojnie przy linii, brakowało tej typowej dla Premier League jazdy na dupach, Riyad Mahrez dużo wolniej kręcił te swoje kołowrotki dookoła piłki, a Zlatan Ibrahimović – ten, od którego wymaga się strzelania plecami po przyjęciu uchem – kompletnie nie potrafił rozkręcić towarzystwa. Dla nas dodatkowo fatalną wiadomością było pozostawienie przez Ranieriego poza kadrą meczową Kapustki i Wasilewskiego.
I gdy już się wydawało, że sielanka będzie trwać, a koniec końców nikt nikomu krzywdy nie zrobi, przez głowę Jessego Lingarda przemknął niecny plan. A co, gdyby tak związać dryblingiem kilku przeciwników? Gdyby tak na moment sprawić, że ludzie zapomną o tym, że przecież na boisku są tacy magicy jak Ibra czy Mahrez?
Bardzo, ale to bardzo lubimy, gdy w takich sytuacjach na gdybaniu się nie kończy.
ICYMI: Lingard’s great solo goal 🔴pic.twitter.com/7OufpsGdkc
— ️ (@UtdLocal) 7 sierpnia 2016
No i się zaczęło. Leicester nie chciało tej zniewagi puścić płazem, czego dowodem było wejście Vardy’ego z drugiej połowy. „Żółta kartka z zadatkiem na głęboką czerwoną” powiedziałby nasz ulubiony komentator. Ale co ważne – spotkanie rozkręcało się z minuty na minutę, a druga jego część była już dużo mniej piknikowa. Sygnał do ataku Leicester dał Marouane Fellaini, którego wizja, przegląd pola i umiejętność zagrania wymuskanej piłki do snajpera zaskoczyła chyba nawet jego samego.
That man Vardy pic.twitter.com/91eWdN4iqN
— Gary (@UlstersNo1) 7 sierpnia 2016
Do karnych jednak nie doszło, choć po prawdzie w końcówce Leicester robiło dużo, by tak się stało. Włącznie z posłaniem pod bramkę De Gei Kaspera Schmeichela, do którego pilnowania momentami trzeba było oddelegować czterech „Czerwonych Diabłów”. Ci za punkt honoru obrali sobie sprawdzenie, czy aby koszulki bramkarskie Leicester nie pochodziły z tej samej partii, co te należące na Euro do Szwajcarów, ale sędzia na protesty ściąganego niemiłosiernie przy każdym wyskoku Schmeichela pozostawał głuchy.
Nie doszło, bo wcześniej mimo słabego meczu, klasą błysnął Ibrahimović. Mógł cały mecz wyróżniać się tylko fryzurą, mógł pracować na weszlacką „dwójkę”, mógł wydawać się bardzo wdzięcznym do pilnowania rywalem dla Morgana i Hutha, a jednak gdy w końcówce wyskoczył do piłki ponad tym drugim – nie było czego zbierać. Król się obudził. Raz jeszcze udowodnił, że wiek to tylko cyferki. Że forma dnia jest tylko chwilowa, ale klasa – permanentna.
Puchar dla United, Mourinho zaczyna swoją drogę na Old Trafford od trofeum. Co prawda to tylko Tarcza Pasztetowej Wspólnoty, ale nie wątpimy, że przy kolejnym poważniejszym zwycięstwie, i do tego kibice z czerwonej części Manchesteru nadadzą swoją symbolikę.
Złoty medal w debiucie? Jest. Zbicie mistrza na dzień dobry? Odhaczone. Można lecieć dalej.