Legia Warszawa jest już na ostatniej prostej, by znaleźć się w Lidze Mistrzów. Po niezbyt przekonującym dwumeczu ze słowackim Trenczynem, los był jeszcze na tyle łaskawy, że „Wojskowi” do czwartej rundy eliminacji podejdą jako drużyna rozstawiona. W praktyce oznacza to po prostu, że szanse na awans są naprawdę spore. Z kim zatem w decydującym starciu zmierzą się podopieczni Besnika Hasiego?
Spośród potencjalnych przeciwników zdecydowanie najmniej poważnie wygląda Dundalk FC, dla którego sensacją jest już sam fakt wyeliminowania BATE i dotarcia do tej fazy eliminacji. Przeglądamy kadrę tego zespołu i – no cóż – nie roi się tam od uznanych nazwisk. Poza włoskim bramkarzem Gabrielem Savą nie znajdziemy tam też zawodnika nieposiadającego irlandzkiego obywatelstwa. Więcej pisaliśmy o tym zespole wczoraj w tym miejscu.
– w klubowym rankingu UEFA na ten sezon Dundalk zajmuje 389. miejsce, tuż za takimi potęgami jak ormiański Shirak czy mołdawski FC Veris, wyprzedzając nieznacznie fiński duet RoPS Rovaniemi i JJK Jyvaskyla,
– za ten sezon eliminacji Ligi Mistrzów Dundalk otrzyma od UEFA co najmniej:
– 1 milion funtów za awans do III rundy
– 4,9 miliona za odpadnięcie w IV rundzie i za gwarantowany awans do fazy grupowej Ligi Europy
Dla porównania – za wygranie ligi klub otrzymał w tym roku około 100 tysięcy funtów.
Nieco bardziej wymagającym przeciwnikiem byłby Hapoel Beer Szewa. Z kadry drużyny polscy kibice kojarzyć będą na pewno Maora Meliksona, który barwy zespołu reprezentuje od dwóch lat. Generalnie jednak nie ma co owijać w bawełnę – Hapoel jest jak najbardziej do opędzlowania. Oczywiście wyeliminowanie Olympiakosu robi wrażenie, ale nie róbmy też z nich nie wiadomo jakiej potęgi.
Poza tym Legia może trafić jeszcze na kogoś z trójki: FC Kopenhaga, Łudogorec Razgrad oraz Dinamo Zagrzeb. Kolejność nieprzypadkowa, bo wymienianie zaczęliśmy od prawdopodobnie najłatwiejszego przeciwnika. Duńczycy, choć znów prowadzeni przez Stale Solbakkena, nie są już tak mocną drużyną, jak ta, która przed paroma laty godnie prezentowała się choćby w starciach z Barceloną czy Chelsea. Ponadto latem osłabili się tracąc na rzecz Feyenoordu swojego czołowego strzelca, Nicolaia Jorgensena.
Łudogorec natomiast to hegemon na krajowym podwórku i drużyna doświadczona w europejskich pucharach. Szerzej pisaliśmy o nim tutaj.
Wyobraźcie sobie Wigry Suwałki jako olimp polskiej piłki. Jej najjaśniejszy punkt, światełko w tunelu. Wigry grające bez kompleksów z Realem Madryt, wychodzące w efektownym stylu z grupy w Lidze Europy. Nokautujące Legię, Wisłę i Lecha w Ekstraklasie. Musicie to sobie wyobrazić, jeśli chcecie wiedzieć jaki smak dla bułgarskich kibiców ma sukces Łudogorca. Sukces w kraju, pod względem piłkarskim przodującym tylko w liczbie zastrzelonych właścicieli klubowych na metr kwadratowy, a gdzie korupcja kwitnie do tego stopnia, że niektórzy Bułgarzy postrzegają rodzimą ligę tak, jak Amerykanie walki Hulka Hogana. Ale to też kraj, który oddycha piłką. Ma swoje tradycje i historię, a tę najnowszą tworzy Łudogorec.
No i na koniec przeciwnik zdecydowanie z kategorii “waga ciężka”. Dinamo to fabryka młodych talentów, które za grube pieniądze trafiają rokrocznie na zachód. Poza tym Chorwaci od 11 lat nie oddali żadnej innej drużynie mistrzostwa kraju, a w ostatnim czasie mieli też okazję spróbować się w Champions League. Ostatecznie z miernym efektem, ale takie doświadczenie może być w kluczowym momencie nieocenione.
fot. FotoPyk