Reklama

Jest nadzieja dla defensywy Ruchu! Kowalczyk znów w Ekstraklasie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 sierpnia 2016, 19:14 • 3 min czytania 0 komentarzy

Powroty polskich piłkarzy do kraju po zagranicznych wojażach to stały element każdego okienka transferowego. Bardziej lub mniej udanych, tych dłuższych i tych krótszych – nieważne, ekstraklasowe kluby z dużą uwagą wypatrują ludzi, którzy chcą z powrotem zameldować się w ojczyźnie i przyjmują ich z szeroko otwartymi ramionami, wszak sam wyjazd z reguły świadczy o tym, że coś znaczyli. Majewski, Makuszewski, Furman, Załuska, Zachara, Ćwielong, Dziwniel, Kosecki (który najprawdopodobniej wpadł tylko na chwilę i zaraz wróci do Niemiec), Marciniak, Gostomski, Popiela. Sporo tych nazwisk, a na tym nie koniecJuż dziś do tej listy dopisać można Marcina Kowalczyka. 

Jest nadzieja dla defensywy Ruchu! Kowalczyk znów w Ekstraklasie

Dla byłego obrońcy reprezentacji Polski to już drugi taki powrót – tym razem po trzech sezonach spędzonych w Rosji zasila szeregi Ruchu Chorzów. Gdybyśmy mieli powyższe nazwiska zestawić w rankingu – od najbardziej sensownego ruchu do tego najmniej – to ten przypadek ma potencjał na górną połówkę tej klasyfikacji.

Przede wszystkim dlatego, że formacja defensywna Ruchu w pierwszych trzech kolejkach tego sezonu wyglądała tak źle, że pewnie miałaby problemy, by obronić się nawet przed atakami Górnika Babice, Jagiellonii Tuszyn i Arki Koprzywnica, a co dopiero z zatrzymaniem drużyn o tych samych nazwach z Łęcznej, Białegostoku i Gdyni. „Niebiescy” stracili do tej pory najwięcej bramek w całej lidze (osiem). Szczególnie postawa stoperów – Grodzickiego, Koja, Cichockiego – mogła powodować, że fani klubu z Chorzowa z nostalgią wspominali czasy schyłkowego Marcina Malinowskiego.

Kowalczyk to naszym zdaniem ruch skrojony na miarę, najlepszy strzał Ruchu w tym okienku. Trzy powody:

Po pierwsze: stabilność.
Po drugie: doświadczenie.
Po trzecie: uniwersalność.

Reklama

W trakcie drugiej przygody z Rosją były zawodnik Dynama Moskwa reprezentował barwy Wołgi Niżni Nowogród i FK Tosno. 21 meczów i 2 gole w najwyższej klasie rozgrywkowej i 36 oraz 2 asysty na zapleczu. Z całą pewnością nie oduczył się na tym wyjeździe grać w piłkę. Sam pobyt w Tosnie generalnie musiał być ciekawy, poświęciliśmy kiedyś temu dziwnemu klubowi tekst (TUTAJ). Fragmencik:

Trenerzy to temat, który nadałby się na odrębny tekst. W ciągu niespełna dwóch lat funkcjonowania klubu, na ławce doszło do ośmiu zmian. Zaliczył ją nawet dyrektor generalny. Na początku października do mediów przedostała się sensacyjna wiadomość o porwaniu byłego trenera, Cyryla Gasziczewa. Napastnicy mieli włamać się do jego pokoju w moskiewskim hotelu, dotkliwie pobić i uprowadzić w nieznanym kierunku. Kiedy policja pojechała to sprawdzić, okazało się, że Gasziczew po prostu uciął sobie dłuższą drzemkę, a wszystkie sensacje były wymysłem jego żony. Stereotypom mówimy stanowcze „nie”, ale to Rosjanin, więc pewnie popił. Na koniec wycieczki wypada odwiedzić też obecnego trenera, Aleksandra Grigorjana. Wyjątkowy pod wieloma względami. W 1999 roku nikt nie chciał dać mu szansy, więc z braku laku zaczął trenować kobiety, z którymi osiągnął właściwie wszystko. Konkretnie cztery mistrzostwa Rosji, siedem pucharów i dotarcie do finału Pucharu UEFA. Wygląda jak połączenie podupadłej gwiazdy muzyki pop z lat 80-tych i szefa nielegalnej fabryki fajek.

W Chorzowie raczej nic go nie zdziwi. Można na spokojnie przypomnieć piłkarskiej Polsce o swoim istnieniu.

Fot. Fabryka Futbolu

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...