Moglibyśmy wymieniać szereg schorzeń, na które cierpiał, ale to bez sensu. Wątroba Mariusza Jopa była zmasakrowana. Zma-sa-kro-wa-na. Mimo to przez długi czas nie decydował się na zawieszenie butów na kołku. Myślał na zasadzie: skoro można grać, to chyba nie jest tak źle. Grając w FK Moskwa zdawał sobie sprawę, że niezbędny będzie przeszczep, w Wiśle Kraków to samo. Regeneracja może trochę dłuższa, sił nieco mniej, ale przecież nic wielkiego się nie dzieje.
Rok temu w końcu odbył przeszczep. Wszystko zakończyło się happy endem.
Czy choroba – mimo że jej nie odczuwał – miała wpływ na to, jakim Jop był piłkarzem? Jak sam twierdzi – nie uznaje w życiu wymówek, a więc skoro świadomie grał z problemami zdrowotnymi, trzeba oceniać go jak każdego zdrowego piłkarza. Zagrał na mistrzostwach świata. To był mecz z Ekwadorem – nie dość, że wspomnienia nie najlepsze, to jeszcze stracił po nim szansę na rehabilitację. Euro? Podobna sytuacja. Wystąpił od początku w spotkaniu z Austrią, ale z Chorwacją już się nie pojawił. Nie ma co się oszukiwać, Jopa z boiska nie zapamiętaliśmy zbyt dobrze. Kiedy ktoś spanikował, kiedy komuś odbiła się piłka od piszczela, kiedy ktoś zaspał z kryciem – w ciemno można było stawiać na Jopa.
Zresztą, wszyscy doskonale pamiętamy przecież to…
Utrata mistrza na ostatniej prostej w TAKI SPOSÓB – no, sam Hitchock by tego chyba nie wymyślił. Młodszej publice przypomnimy, że mniej więcej wtedy, gdy Jop spektakularnie pokonywał własnego bramkarza, Kriwiec strzelał gola na wagę trzech punktów dla Lecha Poznań i to „Kolejorz” wskakiwał wówczas na czoło tabeli. 27 występów w kadrze Jopa świadczy raczej o braku konkurentów, niż spektakularnym talencie, mimo to ma za sobą godną karierę. W paru klubach zagrał, swoje zarobił, do dziś jest zapewne rozpoznawany przez przypadkowych kibiców. Mogło to wszystko potoczyć się nieco gorzej.
Dziś Mariusz Jop obchodzi 38. urodziny. Zdrowia, panie Mariuszu!