Początkowo wydawało się, że przez to okienko przeleci tylko mocniejszy wiatr, który szybko zelżeje i zakończy się na transferach Krychowiaka, Glika i Rybusa. Tymczasem ani się obejrzeliśmy, a zerwało się prawdziwe tornado, które wyrwało framugi z okna. Po kilkunastu dniach względnego spokoju przyszedł tydzień, w którym jedna bomba transferowa wybucha za drugą. Tylko jeden dzień dostarczył trzy przełomowe informacje – trzech reprezentantów Polski szykuje się właśnie do zmiany klubu. Linetty dogaduje się z Sampdorią, Kapustka pakuje walizki do Leicester, a Milik za moment ma zastąpić Higuaina. Uff…
Jeszcze przed momentem można było odnieść wrażenie, że to, co najważniejsze miało się wydarzyć, już się wydarzyło. Że Linetty przegrał transfer nieudanym Euro, Ajax zapalił czerwone światło Milikowi, a Cracovia może przeszarżować z oczekiwaniami. Nic z tych rzeczy. Lawina ruszyła. Gdy piszemy ten tekst, Juventus ogłasza oficjalnie przyjście Higuaina za horrendalne pieniądze, a jedna trzecia tej kwoty za moment powinna zostać przelana na holenderskie konta Ajaksu. Władze Ajaksu co prawda przed chwilą ucięły temat i zakomunikowały, że Milik jest nie na sprzedaż, ale… hasło „nie na sprzedaż” obowiązuje tylko do pewnych kwot. A 35 baniek czyniących Arka najdroższym polskim piłkarzem w historii, a przy okazji najdroższym w historii Eredivisie to jakiś kosmos.
Już w trakcie Euro podejrzewaliśmy, że akurat on – najbardziej krytykowany kadrowicz – może paradoksalnie zostać wygranym tego turnieju. Pisaliśmy, że gdy globalnie spojrzymy na jego grę, wówczas da się zauważyć sporo cech na najwyższym lub ocierającym się o najwyższy poziomie. Lewa noga. Poruszanie między formacjami. Dochodzenie do sytuacji strzeleckich. Spora wszechstronność, bo przecież Milik nie jest zawodnikiem przywiązanym do szesnastki. Przy tym wszystkim Eredivisie stała się dla niego ewidentnie za ciasna i istniało spore ryzyko, że w tak wygodnej lidze dla napastników Polak zwyczajnie zgnuśnieje.
Teraz mu to nie grozi. Akurat Serie A – z perspektywy snajpera – to nieporównywalnie wyższy poziom wtajemniczenia. Nie tak dawno Alvaro Morata przekonywał, że to najtrudniejsze rozgrywki dla napastników. Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się Carlos Tevez, a i Kamil Glik był podobnego zdania. Czy Milik wchodzi więc w zbyt duże buty? Patrząc na średnią skuteczność jego pojedynków i kolosalną różnicę pomiędzy prawą oraz lewą nogą – można odnieść takie wrażenie. Z drugiej strony każdy potrzebuje jakiegoś impulsu do rozwoju, a sama kwota, jaką Napoli za niego wykłada pokazuje, że trener Maurizio Sarri musiał zachorować na jego punkcie.
Jeszcze mocniej niż Milik zmiany klimatu potrzebował Kapustka. On akurat tym się różni od większości perełek, które opuszczały Ekstraklasę, że został przynajmniej wstępnie zweryfikowany. Pokazał się na Euro i nie pękł ani fizycznie, ani mentalnie, ani piłkarsko. Powiecie, że co to za problem zaliczyć kilka udanych dryblingów z Irlandią Północną, ale ta sama ekipa wygrała swoją grupę eliminacyjną, a na Euro potrafiła pyknąć Ukrainę, napsuć krwi Niemcom i odpaść dopiero w 1/8 finale. Licytować na argumenty można się w nieskończoność, ale skoro Claudio Ranieri wydzwania do Zbigniewa Bońka w sprawie Kapustki, to znaczy, że chyba można sprawę potraktować serio i liczyć, że Bartek dostanie tam szansę. Inna sprawa, że naszym zdaniem w przypadku tak młodych piłkarzy najbardziej optymalna wydaje się droga Milika. Najpierw trafić do Eredivisie – słabszej niż przed laty, ale mimo wszystko znacznie lepszej od Ekstraklasy – tam się wyszumieć i ruszyć wyżej.
Najdalej od realizacji wydaje się transfer Linettego, choć opcja pt. Sampdoria leży na stole. Agentom Karola zależało na przeprowadzeniu transferu jeszcze przed Euro (co przy okazji umożliwiłoby przyjście Vacka), ale ostatecznie do tego nie doszło i wartość Karola wręcz spadła, bo na Euro nie dostał ani minuty, a miejsce o skład przegrał z przeciętnym piłkarzem mizernego klubu z beznadziejnej ligi. Z drugiej strony dalszy pobyt w Ekstraklasie (93 mecze!) groziłby totalną stagnacją. Linetty Poznań opuści, a wkrótce okaże się na rzecz jakiego klubu.
Fot. FotoPyK