Dosłownie parę miesięcy temu głośno zastanawialiśmy się, czy to lato jest dla Arkadiusza Milika właściwym momentem na zmianę otoczenia i próbę podbicia ligi, w której rywale będą na nieco wyższym poziomie niż Roda Kerkrade czy Heracles Almelo (TUTAJ). Teraz już wiadomo, że ten czas – właściwy czy nie – właśnie nastąpił. Napoli szybko wprawiło w ruch grube miliony jakie na konto klubu za Gonzalo Higuaina przeleje Juventus, typując na następcę Argentyńczyka w Neapolu właśnie Polaka.
Milik wchodzi więc w ogromne buty. Buty króla strzelców Serie A i zawodnika, który rywalizację o Złotego Buta za poprzedni sezon przegrał tylko z Luisem Suarezem. Snajpera, którego odejście do Juventusu kibice Napoli potraktowali jak zdradę, wyrzucając mu, że Maradona nigdy by klubowi z Estadio San Paolo nie zrobił nic podobnego. Już samo takie porównanie pokazuje, jak wysoko tifosi „Azzurri” cenili sobie rodaka „Boskiego Diego”.
Czy więc Polakowi uda się dorosnąć do oczekiwań, jakie niesie za sobą metka z napisem: „32 miliony euro” i doklejona już teraz etykietka „następcy Higuaina”?
ARGUMENTY NA TAK:
Bo w Neapolu są przekonani o jego wartości
Głupawka pod tytułem „w tym Napoli to są chyba ślepi” już zdążyła się rozpocząć, ale pozwólcie że zanim też się jej oddacie, przedstawimy wam dosłownie garstkę ciekawostek:
– po pierwsze: szefem skautingu w Napoli jest Cristiano Giuntoli, gość odpowiedzialny za transfery Carpi, które dały klubowi awans do Serie A przy praktycznie zerowym budżecie na ten cel
– po drugie: Napoli do tej pory tylko raz zapłaciło za zawodnika powyżej 20 milionów euro, był nim Gonzalo Higuain
Oznacza to ni mniej ni więcej to, że Milika obejrzeli sobie dokładnie z każdej strony – pod kątem technicznym, fizycznym, mentalnym i każdym innym, jaki tylko przyjdzie wam do głowy. I co? I zdecydowali się sięgnąć bardzo głęboko do kieszeni, ponad 1/3 pieniędzy otrzymanych za Gonzalo Higuaina inwestując właśnie w ściągnięcie Polaka. Dla nas to jasny sygnał, że Włosi widzą coś, co umknęło kibicom zbiorowo psioczącym na Milika podczas Euro 2016.
Bo nie ma na ten moment poważniejszego rywala
W tym momencie jedyni nominalni napastnicy w kadrze Napoli, obok Milika oczywiście, to Manolo Gabbiadini i Nicolao Dumitru. Tym drugim Polak w ogóle nie powinien sobie zaprzątać głowy, bo 24-letni Włoch od pięciu lat zalicza wypożyczenie za wypożyczeniem i już ostrzą sobie na niego zęby zespoły z Serie B. Gabbiadini natomiast to z pewnością nie jest killer, z którym na szpicy można grać o ligowe podium w Serie A. 24-latek był wartościowym zmiennikiem dla Higuaina i tak powinno, przynajmniej na początku, pozostać. Maurizio Sarri raczej nie rozpieszczał Włocha minutami, łącznie w poprzednim sezonie MG uzbierał ich ledwie 544. Trudno o bardziej komfortową sytuację, by z miejsca wskoczyć do pierwszej jedenastki i szybko ustabilizować w niej swoje miejsce.
Bo jest bogatszy o trudne doświadczenie
Może i Milik okresu w Leverkusen nie będzie po latach wspominał z rozrzewnieniem, bo w niemieckim klubie kompletnie nie zaistniał, ale tamten trudny okres może się w pozytywny sposób odbić na jego starcie we Włoszech. Polak już wie, jak to jest grać w klubie, w którym nieustannie wymaga się dawania jakości i bronienia się liczbami. Wchłonął atmosferę ogromnej presji, presję grania meczu sezonu praktycznie tydzień w tydzień. Wie też, jak to jest pójść w odstawkę i na pewno gdyby coś takiego się zdarzyło, będzie potrafił lepiej taką sytuację udźwignąć mentalnie. Tamta przygoda nauczyła go też pokory – Milik wie już, że niekoniecznie powinien na dzień dobry mówić, że ten klub to tylko przystanek.
Bo ma za sobą najlepszy rok w karierze
Okej, ta kariera dopiero nabiera rozpędu, a przy dobrych wiatrach przed Milikiem jeszcze ponad dekada grania na najwyższym poziomie. Ale od kiedy zaczął kopać piłkę w Górniku Zabrze, nigdy nie wykręcił takich liczb. Nigdy wcześniej nie był też jednym z liderów ćwierćfinalisty Euro, ani nie strzelił bramki na wielkim turnieju. Nie trapiły go przy tym kontuzje, wahania formy natomiast – do tej pory dość częste – w sezonie 15/16 były już znacznie rzadsze. No i końcówkę w Holandii miał absolutnie piorunującą:
24. kolejka: 2 gole z Excelsiorem
25. kolejka: 2 gole z Alkmaar
26. kolejka: gol z Willem II
27. kolejka: gol z NEC Nijmegen
28. kolejka: gol i asysta z PSV
29. kolejka: 2 gole z Zwolle
30. kolejka: bez zdobyczy z Cambuur
31. kolejka: gol z Utrechtem
32. kolejka: 2 gole z Heerenveen
33. kolejka: bez zdobyczy z Twente
34. kolejka: bez zdobyczy z De Graafschap
Zrzucił też jeden z największych ciężarów tkwiących na jego barkach od początku pobytu w Holandii – wreszcie zagrał doskonały mecz przeciwko najgroźniejszemu rywalowi Ajaxu, drużynie PSV. Można to powiedzieć z pełnym przekonaniem: do Neapolu wjeżdża jako Pan Piłkarz.
ARGUMENTY NA NIE:
Bo wiodący snajperzy Eredivisie są coraz słabsi
To już nie te czasy, gdy wyjeżdżający z Holandii Zlatan Ibrahimović z miejsca podbija serca kibiców Juventusu, a Luis Suarez terroryzuje bramkarzy w Premier League. Losy królów strzelców Eredivisie (a przypomnijmy, że Milik ustąpił w tej kategorii Vincentowi Janssenowi z AZ i Luukowi de Jongowi z PSV) są w ostatnich latach raczej smutne – Alfred Finnbogason kompletnie nie poradził sobie w Realu Sociedad i pałęta się po wypożyczeniach, natomiast Memphis Depay został jednym z największych niewypałów ostatnich lat w Manchesterze United. Wyróżnił się chyba tylko tym, że na mecz zespołu U21 przyjechał Rolls Roycem, zamiast wraz z kolegami z drużyny dojechać autobusem, co raczej chluby mu nie przynosi.
Innym wiodącym napastnikom Eredivisie również wiodło się raczej średnio, gdy tylko opuścili granice Holandii. Tim Matavz, Kolbeinn Sigthorsson – oni także zostali przez poważniejszą europejską piłkę przeżuci. Pierwszy nie łapał się do jedenastki kolejno w Augsburgu i Genoi, drugi przez cały ostatni sezon Ligue 1 strzelił dla Nantes ledwie trzy bramki.
Oczywiście przykład choćby Graziano Pelle pokazuje, że niekoniecznie zmieniając Eredivisie na lepszą ligę trzeba koniec końców wylądować w koszu z odpadkami, ale… no właśnie – gdzie Pelle, a gdzie niegdysiejsze gwiazdy ligi holenderskiej, jak Suarez, Huntelaar czy Ibrahimović.
Bo bywa irytująco nieskuteczny
Milik ma szczęście, że trafia do klubu, którego dziewiątką był w ostatnich sezonach Gonzalo Higuain, bo kibice zdążyli się przyzwyczaić, że dla ich napastnika nie ma setki nie do zmarnowania. Oczywiście Argentyńczyk mimo wszystko całą masę sytuacji obracał w korzyść dla swojego zespołu, bo i 36 bramek w 35 meczach nie mogło wziąć się z niczego, ale gdyby wykorzystał te wszystkie „patelnie”, które miał na nodze, to spokojnie mógłby wydrzeć Luisowi Suarezowi Złotego Buta. To akurat cecha wspólna „Pipity” i Polaka, bo Milik nie tylko na Euro – co pamiętamy wszyscy – ale i w Ajaksie potrafił czasami spartolić setkę tak, że w głowie się nie mieści. Na San Paolo w tej kwestii powinni więc być wyrozumiali, oczywiście pod warunkiem, że na każdy strzał w maliny będzie przypadać kolejny, tym razem zrywający siatkę od wewnątrz.
Bo miewa wahania formy
Jak wspominaliśmy – ostatnio nie tak duże, ale wciąż się Milikowi zdarzają. Gdy z Ajaksu odszedł Kolbeinn Sigthorsson, w zasadzie nie było komu wygryźć Polaka ze szpicy, a jednak wciąż zdarzały się mu dyskretne mecze, po których siadał na ławce kosztem nominalnego skrzydłowego – a to Anwara El Ghaziego, a to Viktora Fischera. Dobrze te wahania widać w ocenach portalu Whoscored.com, bazujących na statystykach zawodnika i ich znaczeniu na danej pozycji (tutaj za okres 26.09.2015-14.02.2016, gdzie te wahania są najbardziej widoczne):
Im wyższy poziom, tym takie chwilowe zapaści są dla zawodnika kosztowniejsze. Milik powinien na początku mieć pewny plac w pierwszym składzie, ale seria dwóch-trzech słabszych meczów i przy lepszej formie zmiennika może na długo się nie odkleić.
Bo trafia do cholernie trudnej dla napastników ligi
– Wejście do włoskiej piłki było dla mnie potwornie ciężkie. Bycie napastnikiem w Serie A jest znacznie trudniejsze niż w Hiszpanii czy Anglii – to słowa Alvaro Moraty. – Muszę przyznać, że dla mnie jako napastnika Serie A jest bardzo wymagająca. Tutaj oczekuje się od napastnika pracy w wielu sektorach boiska – to z kolei Carlos Bacca. – Przez to, że ta liga jest tak przesiąknięta taktyką, jest tak trudna – to już Paulo Dybala. Czołowi ofensywni piłkarze Serie A w jednym są zgodni – to cholernie wymagające podwórko dla napastnika.
Milik z pewnością nie będzie mieć we Włoszech łatwego życia i szybko dowie się, jak to jest być w każdej przepychance w polu karnym opluwanym, szczypanym, drapanym i Bóg wie co jeszcze. Polak na domiar złego nie wyróżniał się w lidze holenderskiej szczególnie dobrymi statystykami w pojedynkach – czy to na ziemi, czy w tych powietrznych. Dlatego też szczególnie pierwsze mecze mogą być dla niego arcytrudne pod względem gry ciało w ciało z włoskimi obrońcami kierującymi się jedną zasadą: cel uświęca środki. Patrząc na to od innej, bardziej pozytywnej strony – ma w tym miejscu ogromne pole do dalszego rozwoju, a co za tym idzie – jeszcze większego podbicia swojej wartości na rynku.
fot. FotoPyK