Numer na koszulce. Niby zwykła pierdoła, chodzi z nim przecież przede wszystkim o to, by jakoś odróżnić od siebie poszczególnych piłkarzy. Jednak w dzisiejszych czasach, gdy dla działania marketingowej maszyny znaczenie ma absolutnie każdy element wizerunku piłkarza, cyferki umieszczone na plecach mają już znacznie większe znaczenie. A że najbardziej apetycznych kąsków na tym stole z reguły jest mniej niż wielkich gwiazd w drużynie, no to może na tym polu dochodzić do konfliktów.
Zazwyczaj zapewne załatwia się je za zamkniętymi drzwiami, nie jest to przecież pożądany rozgłos. Ale czasami się nie udaje i mam klopsa, czego najlepszym przykładem jest dzisiejszy Manchester United. Czerwone Diabły wyjątkowo źle rozegrały tę sprawę.
Jeśli ściągasz do drużyny Zlatana Ibrahimovicia, to naturalną koleją rzeczy jest to, że chcesz spełnić jego każdą zachciankę. Pewien niemiecki klub z niższej ligi był gotów nawet oddać mu klucze do miasta, zrobić go królem i zmienić nazwę lokalnego browaru na jego część – to oczywiście przesada, ale już zagwarantowanie pożądanego numeru na trykocie to rzecz, która powinna znaleźć się na liście rzeczy do zrobienia w takiej sytuacji. No i w Manchesterze mieli lekki problem – dyszki, z którą „Ibra” grał zarówno w klubie, jak i w kadrze, zapewnić mu nie można było, wszak z tą gra kapitan, no i chyba już jakkolwiek patrzeć legenda klubu, Wayne Rooney.
No to co, dziewiątka? Dziewiątka.
Anthony Martial, który miał ją do tej pory, jest co prawda wysoko na liście najdrożej kupionych piłkarzy w historii, ale ma dopiero 20 lat, więc powinien przełknąć tę gorzką pigułkę. Hierarchia rzecz święta. Problem w tym, że zdaniem angielskich mediów młody Francuz nawet nie został poinformowany przez klub, że od teraz będzie grał z „11”, a jego numer przejmie Szwed.
Przypał. Tym bardziej, że ludzie Martiala budowali już wizerunek wschodzącej gwiazdy wokół tego numeru.
Symptomatyczny dla dzisiejszych czasów jest również sposób, w jaki Francuz i jego sztab manifestują niezadowolenie z tego faktu.
Po pierwsze: Martial przestał obserwować oficjalne konto klubu na Twitterze.
Po drugie: Martial przestał obserwować oficjalne konto klubu na Instagramie.
Po trzecie: Facebook Martiala zaczął wyglądać bardzo wymownie.
Angielskie media posuwają się w swoich teoriach tak daleko, że sugerują nawet, że koszulkowe upokorzenie Martiala mogłoby skończyć się… transferem, co oczywiście trochę ociera się o bajki z mchu i paproci, ale wiadomo – z rozbuchanym ego piłkarzy lepiej nie zadzierać.
Ot, ciekawostka. Ale na miejscu Martiala nie narzekalibyśmy zbytnio na numer „11”. Przez lata nosił ją przecież Ryan Giggs – a to kawał historii, z którą fajnie się zmierzyć.