Reklama

Zamiast rewolucji postawili na ewolucję. A teraz zbierają owoce

redakcja

Autor:redakcja

22 lipca 2016, 10:40 • 6 min czytania 0 komentarzy

Sezon 2013/14, 35. kolejka Ekstraklasy. Zagłębie Lubin gładko przegrywa w Gliwicach z Piastem i traci matematyczne szanse na pozostanie w lidze. Na konferencji prasowej Piotr Stokowiec oświadcza: – Zaczynamy przygotowania do następnego sezonu. Jestem pełen wiary i ochoty do pracy. Dziś przeżywamy ciężkie chwile, ale jest plan odbudowy drużyny by wrócić na swoje miejsce. Wydaje się, że to typowa wypowiedź mająca na celu odwrócenie uwagi od właśnie przypieczętowanego spadku. Takie słowa dla nikogo nie były pocieszeniem, a wręcz przeciwnie, brzmiały jak ponury żart. Tymczasem to właśnie wtedy nastąpił przełom. Krok wstecz, który pozwolił na wykonanie trzech-czterech do przodu. W Lubinie jeszcze nie wiedzieli, że właśnie dostali powód, by strzelać korkami od szampanów.

Zamiast rewolucji postawili na ewolucję. A teraz zbierają owoce

Cztery dni później zdegradowane Zagłębie udało się do Bielska na mecz z Podbeskidziem. Na boisku obejrzeliśmy między innymi Cotrę, Guldana, Kubickiego, Łukasza Piątka, Papadopulosa, Jacha, Jagiełłę i Krzysztofa Piątka. Ośmiu piłkarzy, którzy w mniejszy lub większy sposób stanowią o sile dzisiejszego Zagłębia. Piłkarzy, którzy w kolejnych latach do bagażu sportowych doświadczeń dopisali szalony rollercoaster, prowadzący przez spadek, rok na zapleczu ligi, awans, rok w Ekstraklasie, trzecie miejsce na podium oraz obecną przygodę w europejskich pucharach.

To piękny przykład, że nie zawsze spadek z ligi wymaga rewolucji, bo czasem wszystko czego trzeba to systematyczna ewolucja.

***

Dalecy jesteśmy od gloryfikowania Zagłębia po przejściu Partizana. Przed podopiecznymi Piotra Stokowca jeszcze daleka droga, chociażby do awansu do fazy grupowej. Tak jak możemy sobie wyobrazić, że lubinianie ogrywają duńskie SønderjyskE, tak nazwy przeciwników w IV rundzie eliminacji optymizmem już nie napawają. Ale oczywiście nie odbieramy piłkarzom Zagłębia szans, bo właśnie udowodnili, że są w stanie wygrywać nawet z murowanym faworytem. Wymowne też, że Serbowie to ekipa z najwyższym współczynnikiem UEFA spośród tych, które właśnie pożegnały się z rozgrywkami.

Reklama

Dwumecz z Partizanem – rywalem znacznie wyżej notowanym, niż IFK, które przejechało się po Piaście – należy docenić z kilku powodów. Po pierwsze, za postawę w meczu na Bałkanach, po uciążliwej podróży i przy naprawdę wysokich temperaturach. Nie tak dawno swoje mecze w tym regionie rozgrywały też Cracovia i Legia, którym także nie udało się wygrać, mimo że przeciwników mieli ze znacznie niższej półki. Co więcej, Zagłębie przez 35 minut musiało grać w dziesiątkę, a mimo to dało radę. A że mieli szczęście? Owszem, mieli, ale mieli też pecha, bo nie udało im się wykorzystać dwóch świetnych okazji w końcówce meczu.

Rewanż w Lubinie był już swego rodzaju popisem. Nie imponowały nam jednak piękne dryblingi czy strzały w wykonaniu piłkarzy Stokowca, ale ich ustawienie, pomysł taktyczny oraz organizacja gry. No i przygotowanie fizyczne, dzięki któremu – pomimo meczów co trzy dni – byli w stanie walczyć z pełnym poświęceniem przez 120 minut, w dodatku będąc w dogrywce stroną dominującą. Szalę zwycięstwa przechylili dopiero w serii rzutów karnych, ale z pewnością nikt nie może powiedzieć, że ten awans był niezasłużony.

***

W obronie Todorovski, Guldan, Dąbrowski, Cotra, w pomocy Woźniak, Kubicki, Piątek, Rakowski, Janoszka, w ataku Piątek. Kibice, którzy nie śledzą na co dzień polskiej ligi i przypadkiem trafili na ten mecz oraz kibice, którzy oglądali tego wieczoru TVP Sport jedynie dla relacji z biegów, musieli być w niemałym szoku. Kim są ci ludzie, którzy tak ładnie grają w piłkę? Dlaczego wcześniej nie było o nich głośno? Czy w tym zespole jest choć jedna gwiazda?

Już odpowiadamy – wspomniana dziesiątka z pola to ludzie, których Piotr Stokowiec przyszykował sobie na rundę rewanżową pierwszej ligi w sezonie 2014/15. Każdy z nich poznał smak zaplecza naszej Ekstraklasy i przez chwilę musiał współtworzyć ten folklor. A – jak pamiętamy – pierwsza liga to styl życia.

Reklama

Dwóch tegorocznych beniaminków to zespoły, które są najbardziej aktywne na rynku transferowym, i które kupują na potęgę. Zarówno w Gdyni, jak i w Płocku wychodzą z założenia, że awans awansem, ale do rywalizacji w Ekstraklasie potrzeba naprawdę wielu wzmocnień. Piotr Stokowiec patrzył na sprawę nieco inaczej. Rzecz jasna on również dokonał kilku zakupów, ale drużynę oparł o ludzi, którzy wywalczyli dla niego awans. Ani przez chwilę nie przestał w nich wierzyć, bo wiedział, że oni się jeszcze rozwiną. Zamiast inwestować w piłkarzy z innych drużyn, po prostu zainwestował w swoich.

***

Sezon w I lidze miał też dla piłkarzy Stokowca inny wymiar – oni rozsmakowali się w wygrywaniu. Wliczając już niedzielny mecz z Koroną, przez ostatnie dwa lata Zagłębie wygrało aż 41 ligowych spotkań. Oni umieją zwyciężać, nauczyli się tego na zapleczu i przenieśli to do Ekstraklasy, w której zostali najlepszym beniaminkiem od 1991 roku. Wyrobili sobie nawyk wygrywania, przez co stali się naprawdę silni mentalnie.

***

Jeżeli mielibyśmy wskazać jeden zespół w lidze, w którym najlepiej działają automatyzmy i który najbardziej przypomina dobrze naoliwioną maszynę, byłoby to właśnie Zagłębie. W zeszłym sezonie wydawało się, że lubinianie mieli ogromne szczęście trafiając na takiego piłkarza, jak Filip Starzyński, który wiosną rozegrał szesnaście meczów, strzelił trzy gole, zaliczył dziewięć asyst oraz trzy kluczowe podania. Po wczorajszym meczu odnieśliśmy jednak wrażenie, że to Starzyński miał szczęście trafiając na Zagłębie. Tak wybiegany i inteligentny taktycznie zespół to idealne warunki dla kreatywnego pomocnika z bardzo dobrą techniką.

W tak grającym Zagłębiu znacznie łatwiej wejść na znacznie wyższy poziom, o czym Starzyński przekonał się jadąc na Euro 2016. I nie bez powodu tak bardzo zależało mu, żeby w Lubinie pozostać. Filip do głupich nie należy i doskonale zdawał sobie sprawę, ile zawdzięcza Zagłębiu, i jak bardzo na przestrzeni ostatniego półrocza jego kariera została napędzona. Na dziś jego transfer definitywny do Lubina to klasyczny biznesowy model win-win.

***

Zagłębie wydaje się uporządkowane nie tylko na boisku, ale też poza nim. Kadra zespołu jest naprawdę przemyślana i została skompletowana w myśl strategii, by na każdej pozycji mieć dwóch solidnych zawodników, a pozostałe miejsca zapełnić młodymi chłopakami z akademii. Spójrzmy pozycja po pozycji:

Bramkarz: 1. Polacek, 2. Forenc
Lewy obrońca: 1. Cotra, 2. Dziwniel
Środkowy obrońca: 1. Dąbrowski, 2. Guldan, 3. Jach, 4. Madera
Prawy obrońca: 1. Todorovski, 2. Zbozień (chociaż zaraz może trafić do Arki)
Defensywny pomocnik: 1. Kubicki, 2. Tosik
Środkowy pomocnik: 1. Piątek, 2. Rakowski
Ofensywny pomocnik: 1. Starzyński, 2. Vlasko
Prawy pomocnik: 1. Woźniak, 2. Janus
Lewy pomocnik: 1. Janoszka, 2. Jagiełło
Napastnik: 1. Piątek, 2. Papadopulos

Tak, ta drużyna wygląda na gotową do rywalizacji na wszystkich trzech frontach.

***

Wczorajszy sukces Zagłębia to efekt systematycznej pracy u podstaw, wzajemnego zaufania na linii zarząd-trenerzy oraz spokoju. To również efekt naprawdę wielkiej roboty wykonanej przez Piotra Stokowca, Łukasza Smolarowa i pozostałych członków sztabu. Bo przecież otrzymany czas trzeba też umieć odpowiednio wykorzystać. Pamiętamy chociażby drużyny latami budowane przez Franciszka Smudę, w których panował chaos i absolutnie nie można było mówić o harmonijnym rozwoju. Natomiast w Lubinie efekty są naprawdę wymierne, bo z rundy na rundę ta drużyna staje się o kilkanaście procent lepsza. Piłkarze dzielą ze sobą szatnię od wielu lat, znają się jak łyse konie i mogliby grać ze sobą w ciemno, a wszyscy – zarówno indywidualnie, jak i drużynowo – stają się coraz lepsi. I aż strach pomyśleć, do czego to zaprowadzi “Miedziowych” na krajowym podwórku.

Michał Sadomski

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
1
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...