Reklama

Tomasz Lisowski – człowiek wielkiej wiary. On jeszcze zagra w reprezentacji!

redakcja

Autor:redakcja

20 lipca 2016, 13:00 • 2 min czytania 0 komentarzy

Upadek dla wielu piłkarzy, którzy nagle zaczynają się staczać po równi pochyłej, bywa bolesny. W niektórych przypadkach niestety idzie z nim w parze również bolesny upadek na głowę. Doświadcza tego obecnie Tomasz Lisowski, kadrowicz (o, jak dumnie to brzmi) Leo Beenhakkera, który stwierdził w wywiadzie dla katowickiego Sportu, że… on jeszcze w reprezentacji Polski nie powiedział ostatniego słowa.

Tomasz Lisowski – człowiek wielkiej wiary. On jeszcze zagra w reprezentacji!

Przypomnijmy, kim jest Lisowski, bo część z was miała wszelkie powody, by o gościu kompletnie zapomnieć. No więc to gość, który za Beenhakkera zagrał trzy mecze w reprezentacji w składzie ligowym. O tym, jakim to wtedy było wyczynem niech świadczy fakt, że w tych samych spotkaniach w pierwszej jedenastce wychodzili: Sebastian Przyrowski, Mariusz Pawełek czy Michał Goliński. Swego czasu całkiem nieźle szło mu w Koronie, ale od trzech lat gra pałęta się bez celu od klubu do klubu, ostatnio lądując na testach w Górniku Zabrze. Wygląda to tak:

2013/2014 – 9 meczów w Koronie Kielce (Ekstraklasa)
2014/2015 – 2 mecze w Pogoni Szczecin (Ekstraklasa), 9 meczów w Widzewie Łódź (1. liga)
2015/2016 – 5 meczów w Chojniczance (1. liga)

31-latek przy okazji treningów ze spadkowiczem z Ekstraklasy siadł więc do stołu z redaktorem Bogdanem Natherem ze „Sportu” (ewentualnie podniósł do ucha telefon) i wypalił:

– Szkoda, że tylko zagrałem w trzech meczach reprezentacji Polski, ale z drugiej strony nie każdy piłkarz dostępuje tego zaszczytu. Powiem więcej – jeszcze nie straciłem nadziei, że kiedyś do niej wrócę. Będę robił wszystko, by chociaż jeszcze raz założyć taką koszulkę, chociaż nie będzie to łatwe.

Reklama

My widzimy to tak – w głowie Lisowskiego narodził się chytry plan, by powiedzieć największą dyrdymałę, jaka przyjdzie mu do głowy i w efekcie wkręcić dziennikarza, bynajmniej nie wspominając o tym podczas autoryzacji. A może to pokłosie jakiegoś głupiego zakładu? I tak trochę swój dowcip spalił, dodając zdanie o tym, że przeskoczenie poprzeczki, jaką sobie ustawił nie będzie łatwe. No bo nie chce nam się wierzyć, by lewy obrońca testowany obecnie przez zabrzan siedział sobie podczas Euro przed telewizorem z piwkiem odżywką proteinową w ręku i myślał: „Jędrzejczyk? Łee, do opierdolenia. A Rybus to już w ogóle, siłą rozpędu”.

Nie pomyślałeś tak Tomku, prawda?

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...