Reklama

Nigdy się nie wyróżniałem. Może to i lepiej, bo miałem czas, by pracować

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 lipca 2016, 12:08 • 14 min czytania 0 komentarzy

Arkadiusz Reca typowany jest na jedno z największych odkryć nowego sezonu Ekstraklasy. I bardzo trudno się temu dziwić, bo w zeszłym 21-letni skrzydłowy był najlepszym piłkarzem Wisły Płock i walnie przyczynił się do wywalczenia awansu poziom wyżej. W swojej pierwszej tak obszernej i tak szczerej rozmowie z mediami opowiedział o tym, jak mama zabraniała mu grać w piłkę, jak skreślali go kolejni trenerzy i kolejne kluby, jaką lekcję życia odebrał w rozpadającej się Flocie i jak podchodzi do pojawiających się ofert… To jedynie początek długiej listy tematów. Zapraszamy, naprawdę warto poznać chłopaka. 

Nigdy się nie wyróżniałem. Może to i lepiej, bo miałem czas, by pracować

Kiedy ci odbije? 

Sodówka? Skąd takie pytanie?

Z kimkolwiek rozmawiałem na twój temat, wszyscy zaczynali od tego, że ci jeszcze nic a nic nie odbiło i raczej nie ma szans, by się to zmieniło. 

Czasami sobie z tego żartujemy – ja rzucę jakimś gwiazdorskim tekstem, a ludzie, że już mi się Pan Piłkarz włączył. Nie jestem z tych, którzy się mają za Bóg wie jakich piłkarzy. Staram się do wszystkiego podchodzić normalnie, pilnuję tego, żeby się nie zmienić i mam nadzieję, że ten kran z sodówką nigdy nie wystrzeli. Spokojny chłopak jestem.

Reklama

Ale chyba tylko poza boiskiem. 

Na boisku różnie bywa. Każdy ma swoje zdanie i stara się to w jakiś sposób pokazać, więc czasami zdarzy mi się jakiś wybryk. Ale jeszcze nie spotkałem się z czymś takim, żeby ktoś mnie chamsko prowokował. Pewnie w Ekstraklasie do tego dojdzie i… zobaczymy (śmiech).

Kilkanaście miesięcy temu, gdy jeszcze grałeś w Świnoujściu, zapytaliśmy Andrzeja Iwana o piłkarza z I ligi, który zrobi największą karierę. Bez dłuższego zastanowienia odparł: we Flocie jest taki chłopaczek – Arkadiusz Reca się nazywa. 

Czytałem. A wtedy nie byłem nawet wyróżniającym się piłkarzem Floty w I lidze!

Nie musisz być taki skromny. 

Czasami mi ktoś mówił, że dobrze wyglądam i mam szansę na dużą karierę, ale zawsze podchodziłem do tego z dużym dystansem. Serio. To wynika z tego, że miałem i w dalszym ciągu mam problemy z pewnością siebie. I dlatego na pewno fajnie usłyszeć takie słowa z ust Andrzeja Iwana – to taki kop motywacyjny, że ludzie, którzy się na tym znają, coś we mnie widzą.

Reklama

Podobno twoje życie mogło się potoczyć zupełnie inaczej, bo mama zabraniała ci grać w piłkę. 

Oczywiście, że mogło się potoczyć inaczej. Bardzo dużo czasu, praktycznie cały wolny, spędzałem z piłką na boisku, ale mama wykluczała możliwość gry w klubie. Pochodzę z małej wioski Nieżychowice położonej pięć czy sześć kilometrów od Chojnic, więc zapisanie się do drużyny wiązało się z dojazdami. Nie mieliśmy samochodu, a ja byłem dzieciakiem, więc mama się po prostu o mnie bała. W podstawówce miałem kolegę, który dojeżdżał na te treningi. Namawiał mnie na to, żeby pojechać z nim, a wiedziałem, że nie odstaję od niego, jeśli chodzi o umiejętności, więc gdzieś tam po cichu, bez wiedzy mamy, wybrałem się na ten pierwszy trening. Pojechaliśmy rowerami takimi polnymi drogami. Trener mnie pochwalił po zajęciach i zapytał, czy nie chcę zostać w drużynie. Jak to mały dzieciak, byłem podjarany, więc od razu się zgodziłem. Ale oczywiście musiałem najpierw powiedzieć o tym mamie. Zacząłem od tego, że trener był zadowolony.

Nie było kary za samowolkę? 

Mama była zła, ale kary nie pamiętam. Chyba nie było. Najważniejsze, że ostatecznie się zgodziła. Następnego dnia przyprowadziłem do domu tego kolegę i on też zaczął opowiadać o tym, jak dobrze mi poszło i co mówił trener. Trochę nazmyślaliśmy… (śmiech). Ale mama pogadała też z rodzicem tego kolegi i była trochę spokojniejsza o te dojazdy, więc się zgodziła.

Ten opór wynikał z czegoś jeszcze? W szkole nie miałeś problemów? 

Wybitnym uczniem nie byłem, ale problemów nie miałem. Nigdy nie powtarzałem klasy, oceny miałem w miarę dobre. Nie, nie o to chodziło. Ale na pewno chciała, żebym zdobył wykształcenie. Zawsze powtarzała, że piłka mi jeść nie da. Jednak gdy już zobaczyła, że osiągam jakieś pierwsze sukcesy, zawsze mnie wspierała i za to chciałbym jej podziękować, bo to też dzięki niej jestem tu, gdzie jestem.

PLOCK 05.03.2016 MECZ 20. KOLEJKA I LIGA SEZON 2015/16 --- POLISH FIRST LEAGUE FOOTBALL MATCH: WISLA PLOCK - MKS KLUCZBORK JACEK KRUSZEWSKI ARKADIUSZ RECA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Zaczynałeś w Kolejarzu Chojnice, ale szybko przeskoczyłeś do lepszej Chojniczanki. 

Nie wiem, na jakiej zasadzie się to odbyło, ale cały nasz rocznik wraz z trenerem został po prostu przeniesiony do Chojniczanki. I tam spędziłem następne lata.

Szybko zacząłeś się wyróżniać?

Nigdy się nie wyróżniałem! Nie byłem nawet gwiazdą juniorów Chojniczanki, byłem przeciętniakiem.

Nie wierzę. 

Serio. W przeciwieństwie do moich kolegów nigdy nie jeździłem nawet na zgrupowania kadr województw, o czymś więcej nawet nie wspominając. Ale dziś myślę, że może to i lepiej… O większości tych kolegów, którzy jeździli nawet na zgrupowania reprezentacji U-15, słuch zaginął. Prawda jest taka, że niektórym po takim wyróżnieniu po prostu odbija. Straszna sodówka, choć takie powołanie przecież tak naprawdę nic nie znaczy. Znam taki przypadek bardzo dobrze, ale nie ma sensu mówić o nazwiskach. Po drugie przez to, że nigdzie nie jeździłem, mogłem skupić się na pracy w klubie. I gdzieś tam powoli, ale systematycznie robiłem postępy.

Kiedy zobaczyłeś, że jednak może coś z tego być?

Kiedy kończył mi się wiek juniora młodszego, dostałem szansę występu z seniorami w drużynie rezerw. Jako pierwszy z naszego rocznika. To była IV liga. Pojechałem na ten mecz i – nie to, żebym się jakoś wywyższał – ale…

(śmiech) Śmiało, mówimy o meczu rezerw Chojniczanki sprzed kilku lat. 

Tam byli sami dorośli faceci, doświadczeni zawodnicy z jakąś przeszłością, a ja taki kajtek… Miałem może 15 albo 16 lat, a zagrałem naprawdę dobrze. Trener mówił mi nawet, że jak na debiut to bardzo dobrze. Później powtarzał mi przed każdym kolejnym meczem, żebym właśnie tak starał się prezentować. Zagrałem kilka spotkań, następnie zwolniono trenera, a w rezerwach zaczęli grać głównie juniorzy i spadliśmy do okręgówki. Ale ja dostałem propozycję z III ligi, z Korala Dębnica.

Nie wspomniałeś o tym, że jeszcze wcześniej zaliczyłeś debiut w pierwszej drużynie Chojniczanki. A zarazem swój jedyny mecz w tej drużynie. 

Taki debiut, że szkoda gadać. 15 minut z Turem Turek w II lidze. Niby fajnie, duży stres i przeżycie, bo cały czas na to czekałem, ale skończyło się tylko na epizodzie.

Masz dziś żal Chojniczanki? To jakiś absurd – jesteś stamtąd, a musiałeś wyjechać, żeby robić karierę w I lidze, w porównywalnym klubie. 

Mam lekki żal. W niektórych polskich klubach tak już jest, że nie docenia się wychowanków. Wychodzi się z założenia, że lepiej wydawać pieniądze na przyjezdnych, nawet jeśli różnicy w poziomie tak naprawdę nie ma. Tak było wtedy w Chojniczance, trochę to przykre. Skoro nie dostałem szansy, wyjechałem do tej III ligi. I to był naprawdę bardzo dobry rok dla mnie. W tych rezerwach, w debiucie w II lidze czy na początku w Koralu grałem na lewej obronie. Dopiero tam trener Grzegorz Wódkiewicz dostrzegł we mnie warunki do tego, żebym grał w ofensywie. Wypaliło – strzeliłem kilka goli i zaliczyłem kilka asyst, ale przede wszystkim sprawdziłem się na tle silnych i agresywnych obrońców. Granie w juniorach nigdy takiego doświadczenia by mi nie dało.

Naturalnym krokiem byłby powrót do Chojnic w takiej sytuacji, skoro się sprawdziłeś. Mieli cię przecież pod samym nosem. 

Czekałem. Myślałem, że ktoś zadzwoni, żebym przyszedł na trening, albo chociaż testy, żeby się pokazać. Ale się nie doczekałem. Zero zainteresowania. I postanowiłem coś zmienić, w czym pomógł mi właśnie trener Wódkiewicz, któremu bardzo dziękuję. Pojechałem na testy do Olimpii Grudziądz. Przez dwa-trzy tygodnie trenowałem z pierwszą drużyną. Rozmawiałem później z dyrektorem sportowym oraz trenerem Kubickim i mówili, że mnie widzą w Olimpii. Już nawet były negocjowane warunki. Ale w dzień wyjazdu na obóz, gdy już dosłownie wychodziłem z hotelu, dowiedziałem się jednak nie zostanę.

Dlaczego? 

Nie mam pojęcia. Może przez ostatni sparing, który zagraliśmy akurat z Wisłą Płock. Wystąpiłem pierwszy raz na prawej obronie i się sparzyłem. Może to zadecydowało, że mnie nie chcieli?

Brzmi jak kolejny absurd. Ale gapiostwo Olimpii wykorzystała Flota Świnoujście. 

Wróciłem do domu do Nieżychowic kompletnie załamany. Ale nie minęła nawet godzina, a zadzwonił do mnie trener Kafarski, powiedział, że są na obozie w Wałbrzychu i zapytał, czy nie chce przyjechać na testy. Tak więc nawet nie miałem czasu, żeby przeżywać tamto rozczarowanie.

Skąd się wzięło to zaproszenie? 

Tu muszę chyba podziękować trenerowi Jackowi Paszulewiczowi, który był wtedy trenerem drugiej drużyny w Olimpii i też nie mógł zrozumieć, dlaczego nie zostałem w Grudziądzu. To on zadzwonił do trenera Kafarskiego. Oczywiście skorzystałem z tego zaproszenia. Spakowałem się i wsiadłem w pociąg. Z Chojnic to Wałbrzycha jechałem… dwanaście godzin. W dodatku kupiłem bilet bez miejscówki – kilka godzin siedziałem na ziemi w korytarzu i czekałem aż coś się zwolni. Dojechałem rano, zjadłem śniadanie i dwie godziny później… mieliśmy sparing. Zagrałem megapiach! Ale trener zrozumiał i dawał mi kolejne szanse. Zagraliśmy z miejscową drużyną z Wałbrzycha i też wyglądałem przeciętnie. A meczem, który miał zadecydować o tym, czy dostanę angaż, miał być sparing ze Śląskiem. Ekstraklasa, mecz we Wrocławiu. Pierwsza myśl – mhm, to już mogę jechać do domu. Pojechałem jak na ścięcie, a zagrałem świetne zawody.

No, w końcu coś ci wyszło! 

(śmiech) Trener od razu mi powiedział, że zostanę.

WARSZAWA 11.11.2015 MECZ TOWARZYSKI: POLSKA U-20 - LEGIONOVIA LEGIONOWO 2:1 --- FRIENDLY FOOTBALL MATCH IN WARSAW: POLAND U20 - LEGIONOVIA LEGIONOWO 2:1 ARKADIUSZ RECA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wtedy jeszcze nie mogłeś się za bardzo tego spodziewać, ale tamta Flota to musiała być szkoła życia. 

Na pewno to była drużyna z doświadczonymi i dobrymi zawodnikami, takimi jak Rafał Grzelak, Sebastian Olszar czy Michał Stasiak. Szybko zakumplowałem się tam z młodymi, którzy mi wszystko pokazali i zostałem dobrze przyjęty. Na pewno ważne było to, że czułem zaufanie trenera Kafarskiego. Bez tego mogłoby być ciężko, bo pamiętam na przykład swój pierwszy mecz. Graliśmy z Zagłębiem Lubin u nich. Chyba za mocno się przejąłem. Straszna padaczka. Kolejny słaby mecz (śmiech).

Ale z czasem zacząłeś się odwdzięczać za zaufanie. 

Już w kolejnym meczu, z Chrobrym, strzeliłem bramkę. Grałem wtedy jako wahadłowy i trzeba było zasuwać w obie strony, ale dobrze się odnajdywałem w tym systemie.

Niewątpliwie jesteś trochę “dzieckiem” tego przepisu o młodzieżowcu w składzie w pierwszej lidze. 

No właśnie, trener miał wtedy do dyspozycji trzech zawodników z takim statusem i może trochę się z tego grona wyróżniałem, więc dostawałem dużo szans. Tak więc można podziękować temu, kto ten przepis wymyślił.

Jak wspominasz to, co działo się we Flocie później? Kafarskiego zwolniono w bardzo niejasnych okolicznościach. 

Zdecydowanie. W dalszym ciągu nie do końca rozumiem, co się wtedy wydarzyło. Fakty są takie, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty, bo warunki były słabe, trener praktycznie musiał sobie radzić bez wzmocnień, a zrobiliśmy bardzo wysokie miejsce, co były głównie jego zasługą. Nie wiem, co władze klubu sobie myślały, ale wszedł wtedy nowy inwestor…

Słynny Tony Vegas. 

Tak, Tony Vegas (śmiech). Mieliśmy jako piłkarze z nim styczność, ale… nie ma co o tym nawet gadać. Same bajki opowiadał.

Podobno w tym najgorszym okresie w Świnoujściu zdarzyło wam się jako drużynie wyjść z restauracji bez płacenia podczas jednego z wyjazdów na mecz. 

Obiło mi się o uszy, że była taka sytuacja, że nie mieliśmy pieniędzy na obiad, ale w takich momentach zazwyczaj z pomocą przychodził pan Leszek Zakrzewski, kierownik Floty, który włożył dużo swoich pieniędzy, żeby to dociągnąć do końca. Też wypada mu za to podziękować. Nie mogę więc potwierdzić tego, co powiedziałeś. Nie wiem, czy coś takiego miało miejsce.

A jak ci się współpracowało z duetem rumuńskich szkoleniowców?

Nawet nie pamiętam, jak się nazywali. Ale wbrew pozorom nie odczuliśmy tego, że to przebierańcy, raczej wyglądali jak normalni trenerzy. Zajęcia były zróżnicowane. Mieliśmy treningi taktyczne, siłowe, piłkarskie. Niektóre były bardzo fajne, inne mniej podobały się zespołowi, ale to nie znaczy od razu, że to była jakaś amatorka.

Ale nie mieliście w ogóle świadomości, co tam się tak naprawdę działo?

Oczywiście dochodziły do nas wiadomości, że ktoś sprzedał tam mecz sparingowy. W tym spotkaniu, w którym miało dojść do przekrętu, wystąpiło chyba z sześciu testowanych zawodników, co też jest takie niecodzienne. Ja nie grałem, bo miałem jakiś uraz, a o całym zamieszaniu dowiadywałem się tylko od starszych kolegów. Sam starałem się o tym nie myśleć, tylko skupić na robocie. Wiemy, jak to się skończyło. Później jeszcze przyszedł trener Szukiełowicz, doświadczony szkoleniowiec, ale jakoś nie widział mnie w składzie.

Długa jest już ta lista trenerów/klubów, którzy się na tobie nie poznali. Musisz mieć satysfakcję, że coś im udowodniłeś. 

Czasami mam.

Po tym sezonie we Flocie nie miałeś ciśnienia, żeby od razu trafić do Ekstraklasy? Zostałeś zauważony, na przykład przez Andrzeja Iwana, o którym wspominaliśmy. 

Tak naprawdę rozegrałem niepełny sezon w I lidze, a wcześniej grałem w III. To był bardzo duży przeskok, więc jak pojawił się wtedy temat Ekstraklasy, to od razu powiedziałem moim menedżerom, że to jest za wcześnie. Oni byli tego samego zdania i postanowiliśmy poszukać mocniejszego klubu na zapleczu. I tak trafiłem do Wisły, która chciała mnie już po mojej pierwszej rundzie we Flocie. Były wtedy rozmowy między klubami, ale w Świnoujściu zmienili zdanie i nie chcieli mnie puścić. Ale gdy klub upadł, to już wiedziałem, że temat wróci.

Ciężko było przekonać do siebie trenera Kaczmarka?

No początki łatwe nie były. Na starcie byłem próbowany jako lewy obrońca. W tych pierwszych sparingach wyglądałem przyzwoicie. Trener mówił, że jest OK, choć musimy pracować jeszcze nad ustawieniem. Ale potem przyszedł mecz Pucharu Polski z Bytovią Bytów. Wypadłem blado, dostałem wędkę w przerwie i na dłużej wylądowałem na ławce rezerwowych. Pracowałem na treningach, ale było mi ciężko o minuty. Szansę dostałem dopiero w siódmej kolejce. Los się do mnie uśmiechnął.

W jaki sposób?

Patryk Stępiński dostał powołanie na kadrę młodzieżową i w jego miejsce musiał wskoczyć ktoś z takim statusem. Dostałem taką szansę, a trener wystawił mnie tym razem piętro wyżej, w pomocy. I wypadłem bardzo dobrze, strzeliłem Sandecji dwa gole i przyczyniłem się do tego, że wygraliśmy. To jeden z ważniejszych meczów w moim życiu.

PLOCK 18.03.2016 MECZ 22. KOLEJKA I LIGA SEZON 2015/16 --- POLISH FIRST LEAGUE FOOTBALL MATCH: WISLA PLOCK - MIEDZ LEGNICA ARKADIUSZ RECA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Nad czym pracowałeś przez ostatni rok? Z czego wynika to, że tak wystrzeliłeś?

Tutaj w Płocku generalnie poczyniłem bardzo duże postępy. Na pewno mam teraz trochę więcej siły, bo warunki zawsze miałem dobre, ale trzeba było nad tym popracować. Trochę czasu na siłowni spędziłem, by poprawić tkankę mięśniową, ale wszystko starałem się robić z głową, w czym duża zasługa trenera Bagrowskiego. Też poprawiłem zachowanie pod bramką przeciwnika. Już nie ma paniki, teraz bardziej zimna krew, czego efektem jest to dwanaście bramek w zeszłym sezonie.

Twój największy atut na boisku? 

Na pewno szybkość. Ale nie jestem jeźdźcem bez głowy. Staram się dołożyć do tego drybling i dogranie wynikające z tego, że podniosę głowę i zauważę możliwość.

Do obrony, jak rozumiem, nie planujesz wracać? 

Ja nie planuję (śmiech).

Dostałeś ofertę z Cracovii, ale też z klubu belgijskiej ekstraklasy. Nie paliłeś się do wyjazdu? 

Bardzo długo zastanawiałem się nad tą Cracovią. Rozmawiałem z dziewczyną, rodziną, trenerami, ale ostatecznie stwierdziłem, że łatwiej będzie mi wejść do Ekstraklasy z drużyną, z którą wywalczyłem awans. Generalnie powiedziałem menedżerowi, że jeśli w ogóle wpłynie jakaś tego typu oferta zagraniczna czy pojawi się zapytanie, to chciałbym o tym wiedzieć. Ale nie chcę na razie zagłębiać się w te wszystkie szczegóły, więc nawet nie mogę powiedzieć o jaki klub chodziło. Chcę wiedzieć, ale tylko tak dla własnej świadomości, bo nie mam zamiaru opuścić Płocka.

Ale czasami pojawiają się oferty ciężkie do odrzucenia, musisz być i na takie przygotowany. 

Wyzwań nie mogę się bać i się nie boję, ale podchodzę do kariery w ten sposób, że najpierw chcę coś znaczyć w polskiej lidze. Pograć w Ekstraklasie, pokazać się w niej z dobrej strony, a dopiero później wyjechać.

Droga Roberta Lewandowskiego. 

Dokładnie. Nie ma sensu się podpalać, bo można się spalić.

Czyli możesz zapewnić, że w tym okienku nigdzie już nie odejdziesz?

Myślę, że nie ma takiej możliwości.

Koledzy się z ciebie śmieją, że w Płocku zdobyłeś pół królestwa i rękę królewny, dlatego nie palisz się odejścia.  

(śmiech) Miłość nie wybiera.

Z tego co słyszę, to kibice są spokojniejsi, że twoją dziewczyną jest córka prezesa. 

Czasami gdzieś tam pojawią się głosy, żeby mnie zatrzymała. Ale szczerze mówiąc na początku gdy spotykałem się z Kasią, nawet nie wiedziałem, że jest córką prezesa. Poważnie. Mam bardzo słabą pamięć do nazwisk, nie skojarzyłem.

A jaka była reakcja, gdy już się dowiedziałeś?

Nie miałem żadnego problemu z tym. Kasia jest świetną dziewczyną. Szybko znaleźliśmy wspólny język, bo też się interesuje piłką. Można nawet powiedzieć, że bardziej niż ja. Od dawna chodzi na Wisłę, poza tym wiele ogląda w telewizji. Nie ma wojny o pilota (śmiech).

Jak koledzy chcą się czegoś dowiedzieć od prezesa, to mówią, żebyś zapytał tatę? 

Są takie żarty w szatni, ale nie mam nic przeciwko.

Za rok w Polsce mamy Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. Myślisz o tej imprezie? 

Na pewno to jest mój cel. Dostałem powołanie na jeden z meczów, ale miałem kontuzję i nie mogłem jechać. Niedługo będą następne spotkania, więc muszę pokazać się z jak najlepszej strony, żeby liczyć na powołanie od selekcjonera.

W Ekstraklasie dalej będziesz robił salta po strzelonej bramce? Kiedy pierwsze?

Tak, mam nadzieję, że już w najbliższej kolejce.

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Foto główne: 400mm.pl
Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...