Mogłoby się wydawać, że trudno w naszej lidze o bardziej komfortowe warunki do pracy niż te na ławce trenerskiej Legii. Pamiętacie jak przed rokiem Michał Probierz podszczypywał Henninga Berga, retorycznie pytając, czego norweski szkoleniowiec nauczył Nemnję Nikolicia? Z pozoru to bajka, bo ma się do czynienia z – jak na nasze lokalne warunki – bardzo dobrymi piłkarzami. Z drugiej strony mamy presję, ale właściwie gdzie jej dziś nie ma? Czy trener Legii naprawdę jest zmuszony funkcjonować pod większym napięciem niż trener bijącej się utrzymanie Korony Kielce?
Tak jak w normalnych okolicznościach praca w Legii to czysta przyjemność, tak ciężko zazdrościć warunków, jakie w Warszawie zastał Besnik Hasi. Albański szkoleniowiec, który – a jakże – w niektórych kręgach już jest mocno krytykowany, został rzucony na naprawdę głęboką wodę. Jeżeli polegnie, naprawdę ciężko będzie do niego strzelać w merytoryczny sposób. Natomiast jeśli w takich okolicznościach będzie potrafił osiągnąć dobre wyniki, będzie to świadczyć o jego wielkim kunszcie.
No dobra, to jakie warunki do pracy ma w Warszawie Besnik Hasi? Zacznijmy od sprawy najświeższej:
Kontuzja najlepszego piłkarza
Już wiadomo, że Guilherme z powodu kontuzji barku będzie pauzować minimum sześć tygodni (za “PS”). Innymi słowy, najważniejsze mecze, w tym potencjalnie ostatnia runda eliminacji do Ligi Mistrzów, odbędą się bez niego. Co gorsza, Brazylijczyk był solidną alternatywą na skrzydło, gdzie obecnie w Legii panuje największa posucha. Właściwie zostają tylko nieprzekonujący Kucharczyk i Aleksandrov oraz – jak to było chociażby wczoraj – wystawiani z musu w pomocy boczni obrońcy. Naprawdę ciężko przypuszczać, by – po latach nieudanych prób – do Ligi Mistrzów miała awansować drużyna z zupełnie podciętymi skrzydłami.
Wpływ Guilherme na grę Legii poniekąd było też widać sobotnim w meczu z Jagiellonią. Kiedy był na boisku, gra się kleiła, ale po jego zejściu – kompletny dramat. Brazylijczyk jest chyba jedynym warszawskim piłkarzem, który umie wygrać pojedynek jeden na jeden i błysnąć nieszablonowym zagraniem. Bez niego Legia nie potrafiła uporządkować gry nawet w starciu z przeciętnym Zrinjskim. A w kolejnej rundzie, najprawdopodobniej przeciwko mistrzowi Słowacji, z pewnością łatwiej nie będzie. Tak naprawdę przed meczem z Bośniakami Hasi chyba nie mógł sobie wyobrazić gorszego scenariusza.
Euro 2016
Jak się okazuje, dobre występy reprezentacji Polski nie dla wszystkich miały dobre skutki. Ostatni mecz drużyny Nawałki na turnieju miał miejsce 30 czerwca, natomiast Legia zainaugurowała sezon już 7 lipca. Polscy kadrowicze, wśród których było trzech legionistów, mieli więc jakiś tydzień odpoczynku i w całości przegapili okres przygotowawczy. Jako że Słowacja i Węgry też wyszły ze swoich grup, niewiele lepiej sytuacja wyglądała u Nikolicia i Dudy, chociaż w przypadku tego ostatniego jest to już bez znaczenia. Tak czy inaczej, przy tak szybko startującej lidze i eliminacjach europejskich pucharów każdy udział naszych piłkarzy w turnieju rangi mistrzowskiej będzie problemem. Właśnie rozpoczęty sezon nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Transfery z klubu
Legii nie udało się uniknąć osłabienia zespołu, czyli nie udało się powtórzyć manewru sprzed dwóch lat i przystąpić do eliminacji w mistrzowskim składzie. Tak naprawdę projekt “mistrzostwo Polski 2016” nosił w sobie wiele znamion tymczasowości. W Warszawie nie ma już głównego zarządcy, Stanisława Czerczesowa, i nie ma też ludzi z jego sztabu. Po pół roku gry w Legii odeszły też dwa ważne ogniwa zespołu, jakimi bez wątpienia byli Artur Jędrzejczyk i Ariel Borysiuk. Z jesienno-zimowego zaciągu w klubie pozostali tylko Hlousek i toporny Aleksandrov. A teraz odszedł jeszcze Duda, który – zwłaszcza w kontekście kontuzji Guilherme i problemów zdrowotnych Hamalainena – po raz pierwszy od niepamiętnych czasów cholernie by się drużynie przydał. Jakkolwiek spojrzeć, Legia – nie dość że budowana od nowa – jest personalnie słabsza niż w rundzie wiosennej.
Transfery do klubu
Nie licząc powrotów z wypożyczeń i transferów do drugiej drużyny, Legia została wzmocniona tylko jednym zawodnikiem – Thibault Moulinem. Francuz zapowiada się na naprawdę świetny zakup, ale póki co – gdybyśmy mieli położyć na szali Borysiuka, Dudę, Jędrzejczyka i właśnie Moulina – bilans nie wyszedłby korzystnie. Rzecz jasna w Legii nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, ale czas nieubłaganie ucieka. Już za tydzień kolejny mecz eliminacji, a ciężko przypuszczać, by nowi w kilka dni potrafili wkomponować się w zespół i od razu coś do niego wnieść. Innymi słowy, żeby wzmocnić drużynę jeszcze przed walką o Ligę Mistrzów, potrzeba naprawdę klasowych zawodników. Pytanie, czy pod względem finansowym przy Łazienkowskiej są na to gotowi.
Terminarz
Hasi jest nowy, ma swoją koncepcję i potrzebuje czasu na wdrożenie własnych pomysłów. Tymczasem – nie licząc nawet kontuzji i transferów z klubu – zwyczajnie brakuje mu czasu na pracę z zespołem. Pazdan, Jodłowiec, Hamalainen, Nikolić – to cztery ważne ogniwa drużyny, z którymi Albańczyk ledwo zdążył się zapoznać. A teraz, kiedy już ma ich u siebie, musi grać co 3-4 dni. Pierwsza trochę dłuższa przerwa nastąpi między 7 i 13 sierpnia, a i tak będzie trwać zaledwie sześć dni.
Być może środek pola z Moulinem, Jodłowcem i Hamalainenem będzie jeszcze grać na bardzo wysokim poziomie. Być może, w obliczu kryzysu na skrzydłach, rozwiązaniem byłby system 3-5-2, z wydolnymi Hlouskiem i Kucharczykiem na bokach. Być może jest wiele ciekawych koncepcji, na które zwyczajnie nie ma czasu. Przerwy między meczami są na tyle krótkie, że ledwo wystarcza na powrót do domu i odnowę biologiczną. Na jakiekolwiek nowinki taktyczne nie ma więc co liczyć.
***
Warunki, w jakich Besnik Hasi zaczyna swoją przygodę z Legią, są dalekie od ideału. Właściwie, jeżeli bliżej się przyjrzeć, ciężko tu o jakiekolwiek optymistyczne i zarazem racjonalne przesłanki, że sierpniu w Warszawie będą powody do radości. Inna sprawa, że są to też idealne okoliczności, w których można odróżnić chłopców od mężczyzn. Jeżeli Hasi mimo wszystko sprosta wyzwaniu, będzie wielki.
Fot. FotoPyK