Korona w tym roku ma skład trochę jak z przemówienia Kononowicza – nie będzie niczego. Prawie każdy, kto w tej szatni umiał prosto kopnąć piłkę, dał dyla. Pal licho jeszcze defensywę, gdzie owszem, wielkim ciosem odejście kapitana, ale widzieliśmy gorsze pary stoperów niż Dejmek – Diaw, poza tym w obronie można nadrobić zaangażowaniem, a tego w Kielcach nigdy nie brakowało. Ofensywa jednak to zupełnie inna para kaloszy.
Jak wyliczyło OptaWeszło 64% procent dorobku bramkowego w zeszłym sezonie zrobili piłkarze, których już dziś w Kielcach nie ma. Exodus to mało powiedziane, skoro w Koronie nawet z Sierpiną (!) nie potrafili się dogadać. Pożegnanie z Cabrerą to cios dla kieleckich przednich formacji dokładnie taki, jak ten poniżej (od 1:30).
Kto tam dzisiaj ma strzelać gole? Przybyła, król kuriozalnej bramki? Który może i sprawdzałby się jako nieprzewidywalny dżoker, ale opierać na nim atak… więcej niż ryzykowne. Sekulski z jedną bramką w Ekstraklasie, Laskowski z zerem, Zając z zerem, Cebula z zerem, Aankour z zerem, Rybicki wracający z zaświatów, który ostatniego ekstraklasowego gola strzelił na pożegnanie Widzewa z najwyższą klasą rozgrywkową… W razie kryzysu chyba puszczą Diawa do przodu, chłop przynajmniej robił niezłe zamieszanie.
Nadzieja na kieleckie gole płynie z jednego: że to Ekstraklasa. Królowa nieprzewidywalności. I kierując się tutejszą logiką im bardziej ktoś skazywany na pożarcie, im bardziej ktoś rozdrapany – a dawno nikt nie był tak bardzo jak Korona – tym rosną jego szanse na, powiedzmy, grupę mistrzowską.
Fot. FotoPyK