Reklama

Reprezentant Stępiński wpadł prosto z urlopu i zrobił różnicę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

16 lipca 2016, 17:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze Ekstraklasy wystawili dziś wszystkich na nietypową próbę. Najpierw próbowali nas wprowadzić w stan hipnozy i prowokowali, byśmy walnęli pięścią w stół, aż w końcu – w ostatnich minutach spotkania – wynagrodzili wszelkie cierpienia tym, którzy nie odeszli od telewizorów.

Reprezentant Stępiński wpadł prosto z urlopu i zrobił różnicę

Ruch Chorzów kontra Górnik Łęczna. To nie brzmi jak zestaw, który podnosiłby poziom adrenaliny czy wywoływał podniecenie. Wręcz przeciwnie. W ataku Niebieskich nie było dziś Mariusza Stępińskiego, a trenerem przyjezdnych pozostał Andrzej Rybarski. Dotychczas zapadł nam pamięć tylko tym, jak po bezbramkowym remisie z Górnikiem Zabrze został zapytany, czy nie warto było zagrać odważniej. I odparł: – Odważniej, czyli jak? Chcielibyśmy grać ofensywniej, ale ta konstrukcja ligi powoduje takie, a nie inne zachowania.

Nie będziemy ukrywali – przez 45 minut wydawało nam się, że Rybarski nadal nie znalazł odpowiedzi na „jak” i nadal nie wie, co znaczy „odważniej”. W trzecim meczu sezonu, drugiego dnia rozgrywek doskonale przypomnieliśmy sobie, za czym tęskniliśmy. To była Ekstraklasa w jej prawdziwym wydaniu, na zazwyczaj prezentowanym poziomie. Do pełni obrazu „typowy mecz ligi polskiej” brakowało jakiegoś przypadkowego gola, kompletnie z dupy.

Tymczasem byliśmy świadkami naprawdę ładnej akcji, być może najładniejszej w tej kolejce. Łańcuszek Lipski-Arak-Surma-Konczkowski-Arak zakończył się golem tego ostatniego. Pierwsza bramka w pierwszym występie, solidny występ i sygnał do pracodawcy: jeśli macie możliwość sprzedania Stępińskiego, to sprzedajcie. Bo na jednym zarobicie, a drugi wskoczy do gry w jego miejsce.

Tylko że dziś potrzebny był i Stępiński. Trener Fornalik chciał go wpuścić na boisko jeszcze przy stanie 0:0, ale Arak zdążył trafić do siatki i zmianę trochę opóźniono. I kiedy wydawało się, że skończy się jednobramkowym zwycięstwem Ruchu, to:

Reklama

– w poprzeczkę z dystansu trafił Bonin (po fatalnym zagraniu Surmy w środku pola)
– kilka razy uderzali piłkarze Górnika, ale albo w środek, albo ze zbyt małą siłą
– Bonin dość mizernie wrzucił w pole karne, a Koj z Cichockim, którzy pilnowali Śpiączki, dali mu oddać strzał, z kolei Skaba – dostając uderzenie praktycznie prosto w siebie – pozwolił piłce wpaść do siatki
– w 92. minucie Stępiński trafił głową przy kompletnie zagubionym Prusaku

Ruch – Górnik 2:1. Co za końcówka. I cóż za niespodziewani bohaterowie: Skaba i Prusak mieli po kilka niezłych interwencji, a przy golach zachowali się fatalnie. Z kolei Stępiński po Euro zameldował się w Chorzowie dopiero w piątek, pojawił się tylko na ostatnim treningu i nie było pewne, czy znajdzie się w kadrze meczowej. No więc teraz może kontynuować odpoczynek, byle wrócił za tydzień.

87Op0UC

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Sven Hannawald: Mam łzy w oczach, gdy patrzę dziś na skoki Stocha [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Sven Hannawald: Mam łzy w oczach, gdy patrzę dziś na skoki Stocha [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...