Reklama

Pięć powodów, dla których Jagiellonia nie jedzie na ścięcie głowy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

16 lipca 2016, 13:06 • 5 min czytania 0 komentarzy

Opieszały jak na razie mistrz kontra drużyna, w której w końcu da się wyczuć niezmącony niczym spokój. Jedni odpoczywają już przed ligowym startem, drudzy – mają do dyspozycji całą kadrę. Gospodarze za chwilę rozpoczną walkę na całego na dwóch frontach, goście – uniknęli wplątywania się w złowrogie sidła europejskich pucharów i uchronili się przed pocałunkiem śmierci. Czy Jagiellonia będzie w stanie przy Łazienkowskiej wykorzystać sytuację i urwać punkty nie do końca jeszcze przygotowanej do sezonu Legii? Poniżej przedstawiamy kilka argumentów, które mogą zaważyć na tym, że białostoczanie do stolicy wcale nie pojechali na ścięcie głowy.

Pięć powodów, dla których Jagiellonia nie jedzie na ścięcie głowy

1. W Legii sporo piłkarzy dziś odpocznie

Choć sezon dla Legii jeszcze się nie zaczął, Besnik Hasi już doszedł do wniosku, że tutaj nie ma co grać, tu trzeba odpoczywać. W ten oto sposób przeciwko Jagiellonii nie zagrają dziś Michał Pazdan, Nemanja Nikolić i najprawdopodobniej Tomasz Jodłowiec. Ondrej Duda z kolei postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i wybrał się na weekend do Berlina, gdzie negocjuje transfer. W sumie na boisku od pierwszej minuty nie zobaczymy dziś więc czterech podstawowych zawodników gospodarzy. Co tu dużo gadać – sporo.

Pewnie, Legia wciąż będzie miała kim straszyć, jednak przypuszczamy, że – tak na logikę – wyciągnięcie z pierwszej jedenastki kilku zawodników w mniejszym lub większym stopniu po prostu musi odbić się na jakości gry podopiecznych Hasiego. Jeśli ktoś będzie starał się nas przekonać, że Makowski – choć talentu mu oczywiście nie odmawiamy – za Jodłowca czy też wciąż dochodzący do formy po urazie Prijović za Nikolicia to zmiany jeden do jednego, to, cóż, naszym zdaniem jest to z założenia trochę naiwne myślenie. Wszystko rzecz jasna zweryfikuje boisko, nie będziemy tu zbyt oryginalni, jednak jakoś nie chce nam się wierzyć, że piłkarze Jagiellonii nie zdają sobie doskonale sprawy z tego, że podobnej okazji na puknięcie czy chociażby urwanie punktu mistrzowi na jego terenie mogą prędko nie mieć.

2. Uniknięcie pocałunku śmierci

Reklama

Europejskie puchary. Niejeden o nich marzy, niejeden stawia sobie za życiowy cel, by kiedyś w nich wystąpić. Prestiż, sława, szansa pokazania się szerszej publiczności, piłkarski raj i okno wystawowe… W Polsce gra w eliminacjach Ligi Europy jest jednak bardzo często postrzegana jako przykry obowiązek. Coś, co trzeba odbębnić, szybko odpaść i przy okazji się nie skompromitować (co – jak dobrze wiemy – oczywiście nie zawsze wychodzi).

Zacytujemy w tym miejscu słynną wypowiedź Michała Probierza z października 2015 roku po porażce z Górnikiem Łęczna:

Po raz kolejny okazuje się, że puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze. Brakuje nam jakości. Nie da się oszukać faktów. Pozyskaliśmy zawodników z niższych lig lub takich, którzy w poprzednich klubach walczy o utrzymanie w ekstraklasie.

Wymówka o europejskich pucharach, o toczącym polski futbol raku i zarazem największym złu, jakie widziała nasza planeta tym razem nie przejdzie. Jagiellonii nikt bowiem nie przeszkadzał w spokojnym przygotowywaniu się do sezonu. Nikt przed startem ligi nie kazał białostoczanom latać po Europie i tracić sił witalnych oraz many niezbędnych do prawidłowego wejścia w sezon. Nikt nie zaburzał podlaskiej równowagi ying yang ani nie stał nad nikim z pejczem i nie kazał piłkarzom Jagiellonii odrywać się od codziennych robótek. Biorąc pod uwagę fakt, że Legia nie wystąpi dziś w najsilniejszym zestawieniu, Jagiellonia ma stworzone w teorii najlepsze możliwe warunki do tego, by urwać gospodarzom punkty. Jeśli mimo to przegrają, sorry trenerze, ale pretensje będziecie mogli mieć tylko do siebie.

3. Stabilizacja Jagiellonii…

Komfort goście mają prawo odczuwać również dlatego, że nawet mimo braku spektakularnych wzmocnień – za największe uchodzi wyciągnięty z Chrobrego Maciej Górski – klubu, z wyjątkiem Bartłomieja Drągowskiego, nie opuścił w zasadzie żaden z zawodników, którzy w Białymstoku mieli opinię graczy absolutnie nie do zastąpienia. Trzon drużyny pozostał praktycznie nienaruszony. Alvarinho, Madera, Grzelczak… jakoś trudno nam sobie wyobrazić, by Probierz z powodu ich odejścia w akcie nieopisanej rozpaczy i desperacji był zmuszony pierdolnąć sobie coś mocniejszego.

Reklama

Przeciwnie – z pełnym przekonaniem możemy stwierdzić, że w Białymstoku zapanowała w końcu wyczekiwana stabilizacja. Stabilizacja, która pozwala w realny sposób myśleć o powrocie do najlepszej ósemki i która przynajmniej w teorii powinna sprzyjać temu, by w sezon wejść bez zaliczania falstartu.

4. …i stagnacja Legii

O ile w przypadku Jagielloni brak większej aktywności na rynku transferowym nie przeszkadza w stwierdzeniu, że w Białymstoku osiągnięto stabilizację, o tyle już opieszałość Legii jest niepokojąca. Można wręcz odnieść wrażenie, że w Warszawie są przekonani, iż mamy dopiero początek czerwca, a na zastanawianie się nad konkretnym planem na nadchodzący sezon będzie jeszcze czas. Szkopuł w tym, że mamy jednak połowę lipca, dziś rusza liga, a za chwilę dojdą jeszcze kluczowe starcia w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

Działacze Legii nie za bardzo jednak kwapią się, by zrobić cokolwiek w kierunku zwiększenia jakości zespołu. Na Łazienkowskiej albo wychodzą z założenia, że – tak jak pisaliśmy przed chwilą – na podjęcie działań pozostało jeszcze dużo czasu (nie, w zasadzie jest go bardzo mało), albo też po prostu uważają, że są na tyle dobrzy, że wynik zrobi się sam. Nie da się jednoznacznie wykluczyć żadnej z tych opcji. Fakty są jednak takie, że zespół opuścili już Artur Jędrzejczyk i Ariel Borysiuk, a za chwilę z Niemcami najprawdopodobniej dogada się bądź co bądź podstawowy zawodnik „Wojskowych”, Ondrej Duda, Nikolić otwarcie opowiada o tym, że rozważy oferty, które napłyną. Wzmocnienia? Jedynym w miarę sensownym wydaje się Thibault Moulin, chociaż i jego transfer dupy nie urywa. Kto jeszcze zameldował się w stolicy? Jakub Kosecki, którego forma jest równie przewidywalna jak szesnastodniowa prognoza pogody oraz ściągnięty z ghańskiego podwórka Sadam Sulley.

Trudno więc stwierdzić, by Legia na tę chwilę była przygotowana do toczenia bojów na dwóch frontach. Jasne, nie jest powiedziane, że Jagiellonia będzie w stanie to wykorzystać, jednak dalecy jesteśmy też od stawiania jej na z góry przegranej pozycji.

5. Chęć uniknięcia nieprzyjemnych emocji

Na sam koniec, coś nam podpowiada, że Michał Probierz w zaistniałych okolicznościach zrobi dziś najzwyczajniej w świecie wszystko, by nie musieć kazać nikomu spierdalać i nie zastanawiać się nad sensem trenowania. Podejrzewamy też, że whisky w sobotnie wieczory szkoleniowiec Jagiellonii woli w siebie wlewać mimo wszystko wówczas gdy nie przychodzi mu zapijać smutków.

legjaksklady

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...