Tak jak większość ludzi z wiadomych względów nie lubimy poniedziałków. Jednak jako osoby żyjące polską piłką jeszcze bardziej nie przepadamy za czwartkami. Dokładniej: tymi lipcowymi, w trakcie których polskie kluby próbują przedostać się do Ligi Europy. A UEFA rzuca im pod nogi kłody, dolosowując do nich przeciwników, którzy zazwyczaj tylko pozornie w futbolu znaczą jeszcze mniej niż my.
Lata przykrych doświadczeń powodują, że w takie czwartki zazwyczaj osiągamy poziom świadomości Dextera Morgana.
Ten czwartek jest jednak dość specyficzny. Niby to dopiero II runda eliminacji, a zarówno Zagłębie Lubin, jak Piast Gliwice wpadły na drużyny, których nazw nie trzeba googlować, by wiedzieć gdzie leżą na piłkarskiej mapie. Podopiecznych Piotra Stokowca czeka bój z Partizanem Belgrad (20:15) na wyjeździe, a banda Radoslava Latala zmierzy się z IFK Goeteborg (20:45) na stadionie w Gliwicach.
Czyli jeśli chodzi o klasę rywali, potencjalne eurowpierdole nie będą aż tak bolesne, upokarzające. Ale zawsze można przecież nadrobić to rozmiarem przegranej, czego oczywiście polskim drużynom nie życzymy, no ale… patrz powyżej.
Partizan… O tym, jak ciężkie zadanie czeka Miedziowych, najdobitniej świadczy fakt, że w ostatnich dziesięciu sezonach pucharowe przygody ich dzisiejszych przeciwników kończyły się w ten sposób:
– 1 awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów,
– 6 awansów do fazy grupowej Ligi Europy/Pucharu UEFA,
– 2 porażki w play-offach LE (po odpadnięciu III rundzie kwalifikacji LM),
– 1 dyskwalifikacja.
Czyli można by rzec, że Serbowie to stali bywalcy, choć już w grupie radzą sobie zazwyczaj słabo (ostatni raz w pucharach na wiosnę grali w sezonie 2004/05), a i po drodze zdarzają się im się wpadki (pięć lat temu z pucharów zostali wyrzuceni przez Shamrock Rovers z Irlandii, trzy lata temu awansowali dalej kosztem FC Shirak z Armenii po dwóch remisach, dzięki golowi strzelonemu na wyjeździe).
No ale bez dwóch zdań – Partizan to faworyt. A uważać trzeba przede wszystkim na Waleriego Bożinowa. Kiedyś Bułgarowi wróżono karierę na miarę Dimitara Berbatowa, ostatecznie tylko pozwiedzał wielkie firmy (m.in. Fiorentina, Juventus, Manchester City, Parma, Sporting) i stał się jedną z gorszych inwestycji w historii Violi (14 milionów euro!), ale ostatnio 30-latek trochę odżył. W 31 meczach poprzedniego sezonu ligi serbskiej strzelił 18 goli i zaliczył 8 asyst.
W czym upatrujemy szans Zagłębia? Po pierwsze – w fakcie, że za polską drużyną już dwa mecze w tym sezonie, a Partizan oficjalnego spotkania jeszcze nie rozegrał. Po drugie – u Serbów latem doszło do sporego przemeblowania składu, jest to team w fazie budowy. Wrócił m.in. Miroslav Radović, gdzieniegdzie kreowany na lidera drugiej linii. Sami nie wiemy, jak świadczy to o sile obecnego Partizana.
***
Piast Gliwice stanie przed szansą podreperowania swojego bilansu w Europie, który jak na razie ogranicza się do odpadnięcia w II rundzie kwalifikacji do Ligi Europy po przegranym dwumeczu z Karabachem Agdam. Jeśli chodzi o historię, to drużyna z Gliwic nawet obok Szwedów nie stała. Ci bowiem dwa razy wygrywali Puchar UEFA i dwa razy dochodzili do półfinału Ligi Mistrzów/Puchary Europy. To jednak lata 80. i pierwsza połowa lat 90. W ostatnich trzech sezonach Szwedzi z Goeteborga nie potrafili dostać się do fazy grupowej Ligi Europy, odpadając z Trenczynem, Rio Ave i Belenenses.
Ale oczywiście pamiętamy, że rok temu nadział się na nich Śląsk Wrocław i odpadł po bezbramkowym remisie i porażce 0-2 w pierwszym meczu. I przypomnijmy, ku przestrodze, że Tadeusz Pawłowski nie mógł się pozbierać po tym meczu aż do listopada.
W ostatni weekend po kilku tygodniach przerwy do gry wróciła szwedzka ekstraklasa. Rywal Piasta pokazał się z bardzo dobrej strony – pokonał 4-1 ekipę GIF Sundsvall. Przed pauzą w rozgrywkach podopieczni Jorgena Lennartssona też wyglądali korzystnie – z sześciu ostatni spotkań wygrali cztery, jedno zremisowali, raz schodzili z boiska pokonani.
A Piast to przecież wielka niewiadoma. Nie będzie Vacka i Nespora, absolutnie kluczowych piłkarzy w zeszłym sezonie. Trener Szwedów stwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że najgroźniejszym piłkarzem gliwiczan jest teraz Sasza Żivec i niestety – nawet jeśli się pomylił, to tylko minimalnie.
Fot. FotoPyK