Reklama

13 rzeczy na EURO, których się nie spodziewaliśmy, a które się wydarzyły

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 lipca 2016, 14:45 • 7 min czytania 0 komentarzy

Zakończone wczoraj EURO było, jakie było. Można smęcić, że najmniej interesujące od lat, że mało się działo, że w sumie to zaraz o nim siłą rzeczy zapomnimy, i tak dalej, i tak dalej. Tak czy owak, podczas każdego turnieju – chcemy tego czy też nie – zawsze po prostu musi wydarzyć się coś, co mimo całego narzekania zwróci naszą uwagę i czymś nas zaskoczy. Czasami tego typu momentów jest mniej, czasami więcej. Z tej okazji postanowiliśmy wybrać 13 sytuacji i historii, których przed startem EURO we Francji w życiu byśmy się nie spodziewali, a które jednak koniec końców znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.

13 rzeczy na EURO, których się nie spodziewaliśmy, a które się wydarzyły

1. Triumf w turnieju po awansie z 3. miejsca w grupie i z jednym zwycięstwem w podstawowym czasie gry.

Nawet jeśli styl, w jakim Portugalia sięgnęła na mistrzostwach po złoto może wciąż pozostawiać pewien niesmak, sama historia wybiega daleko poza nieprzekonujący styl gry. Gdyby Portugalczycy zaprezentowali się podobnie przed czterema laty, turniej zakończyliby już na trzech meczach. Michel Platini swoją reformą postanowił jednak zadośćuczynić Portugalczykom krzywdę wyrządzoną w 1984 roku. Trzy remisy pozwoliły im bowiem rzutem na taśmę awansować z trzeciego miejsca w grupie. Następnie męczenie buły i brak zwycięstwa w podstawowym czasie gry aż do półfinału i wygrana z gospodarzami w finale, również dopiero po dogrywce. Wygrać do 90. minuty w zaledwie jednym spotkaniu, by na koniec zaśmiać się wszystkim w twarz po ostatecznym triumfie w turnieju? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kogo zdaniem obranie podobnej taktyki miało prawo zakończyć się sukcesem. Sam Platini pewnie jeszcze przez długi czas będzie zadawał sobie pytanie, co mu strzeliło do głowy z tą reformą.

2. Kontuzja i dwa typy łez Cristiano

A gdyby to tego ktoś powiedział nam, że triumf Portugalczycy odniosą mimo absencji kontuzjowanego w pierwszej połowie Cristiano Ronaldo, to już w ogóle kaftan, szpryca i odosobnienie. Samo to, że gwiazdor Realu Madryt w finale może przegrać walkę z własnym ciałem, nawet nie przeszło nam przez myśl. Tak jakbyśmy gdzieś podświadomie zakodowali sobie to, że CR7 jest wykonany z jakiegoś niezniszczalnego materiału. Aż tu nagle gong – on jednak jest tylko człowiekiem. Próbował wrócić, chciał jeszcze pomóc kolegom, ale ostatecznie nie dał rady. Przynajmniej na boisku. Przy linii bocznej pod koniec dogrywki szalał bowiem, jak gdyby wstąpił w niego szatan. W pierwszej połowie lały się z niego łzy rozpaczy, po ostatnim gwizdku – łzy radości. Filmowy scenariusz? Nie, tak niewiarygodne historie pisze tylko życie.

Reklama

3. Gol Edera na wagę mistrzowskiego tytułu

Gdy Eder wchodził za Renato Sanchesa wielu pewnie pukało się w głowę. I tak naprawdę trudno się temu przesadnie dziwić. Zamiast jednego z największych objawień mistrzostw (największego?) na murawie meldował się bowiem gość, którego status w Portugalii można przyrównać do tego, którym w Polsce cieszył się swego czasu Grzegorz Rasiak. Jak napisaliśmy w naszej pomeczowej relacji, nie był to nawet najbardziej znany Eder na tych mistrzostwach. Wyszydzany i wyśmiewany przez własnych kibiców ostatecznie popełnił dzieło, którego nie powstydziłby się Cristiano Ronaldo. Nie, to naprawdę nie miało prawa się wydarzyć.

4. Mecz, w którym pierwszy celny strzał pada w 118. minucie

Tak okrutnej kapiszonady chyba jeszcze nie widzieliśmy. A już na pewno nie spodziewaliśmy jej się w meczu Portugalii z Chorwacją. W teorii hit 1/8 finału, w praktyce – najpaskudniejszy z czekoladopodobnych wyrobów. Nie mamy pojęcia, jakim cudem pierwszy strzał w światło bramki w spotkaniu między drużynami, w których przecież naprawdę jest komu zapieprzyć, mógł paść na dwie minuty przed końcem dogrywki. Poniżej akcja, po której osiągnęliśmy apogeum zwątpienia.

Reklama

5. Karny Zazy

Wałkowaliśmy ten temat już niejednokrotnie, jednak w tego typu zestawieniu nie mogło go zabraknąć. Tym bardziej, że możemy oglądać powtórki tego karnego w nieskończoność, a i tak nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak do tego wszystkiego mogło dojść. No bo powiedzcie, tak szczerze, czy ktokolwiek miał prawo przypuszczać, że jednym z najbardziej zapadających w pamięć obrazków tego turnieju i zarazem przyczyną wysypu tysięcy memów będzie gość, który wchodzi na boisko tylko na rzuty karne, następnie zaś do jedenastki podbiega półgodzinnym rozbiegiem skipem A i za chwilę wywala piłkę w trybuny? No właśnie. Najbardziej w tej całej sytuacji urzekł nas jednak komentarz dziewczyny Simone Zazy: „Spokojnie, na co dzień zawsze trafia do środka”.

6. Islandczycy w ćwierćfinale

Można dyskutować, czy postrzeganie Islandczyków przed turniejem jako dostarczyciela punktów było uzasadnione czy też nie. Można się sprzeczać, czy wyspiarzy należało uważać jako absolutnych outsiderów czy jako zwyczajną przeciętną drużynę pozbawioną gwiazd. Niezależnie jednak od tego, dojście Islandii do ćwierćfinału było niewątpliwie olbrzymią sensacją. Historią, która w kontekście zakończonych mistrzostw przytaczana będzie jeszcze przez długie lata. Jeśli wierzyliście, że to miało prawo się wydarzyć – cóż, widocznie byliście o tym przekonani bardziej niż sami Islandczycy. Oddajmy jeszcze raz głos legendarnemu już komentatorowi.

7. EURO bez Zlatana, a w zasadzie ze Zlatanem obecnym tylko ciałem

W tym wypadku nieco złośliwie pijemy rzecz jasna wyłącznie do buńczucznych wypowiedzi Zlatana Ibrahimowicia, którego zdaniem podobno EURO bez Zlatana to dupa a nie EURO. Choć my aż tak odważnych tez raczej byśmy nie wysnuwali, to jednak gdyby ktoś powiedział nam, że król wszystkiego i wszystkich, a w wolnych chwilach najlepszy w swoim odczuciu piłkarz świata, zrobi coś takiego… Tak, wiemy, że był spalony (z drugiej strony Ibra w chwili oddawania strzału nie miał o tym pojęcia, więc nie było to w stanie go rozproszyć), ale mimo wszystko… Zlatan, pustak, metr od bramki… Wciąż za dużo w tym dla nas abstrakcji.

8. Pazdan gaszący Niemców jak pety w kałuży

Solidny, niepopełniający większych błędów, zbierający dobre noty ligowiec… No ale gdzie, kurwa, z Pazdanem na Niemcy? Przecież oni go przeżują i wyplują. Tak zapewne myślała większość Polaków przed starciem z naszymi zachodnimi sąsiadami. Michał wyszedł więc na boisko i zagrał profesurę, absolutną maestrię. Mecz, na którym będzie mógł jechać już najprawdopodobniej do końca kariery. Facet, o którego postawę obawiano się najbardziej (no, może jeszcze Mączyński), koniec końców przyczynił się do rozkwitu mody na fryzurę “na księżyc w pełni” i stał się niemalże narodowym bohaterem. I nie mówcie, że któryś z was był w stanie to przewidzieć, bo i tak nie uwierzymy. Przeżyjmy to jeszcze raz:

9. Niemcy uskuteczniający grę obronną na poziomie polskiej Serie B

Po kim jak po kim, ale po Niemcach czegoś takiego byśmy się nie spodziewali. Jasne, nawet najlepszym zdarzają się proste błędy w obronie, nawet najlepsi dadzą się nieraz wrzucić na karuzelę. Akcja, po której Francuzi zdobyli gola na 2:0 to jednak jakiś przysłowiowy zupełnie inny poziom. Jackpot, trzy siódemki, szóstka w totku błądzenia niczym dzieci we mgle. Takie coś nie przystoi nawet zawodnikom, którzy po suto zakrapianej sobotniej imprezie w niedzielę wyziew spalają w potyczkach z Huraganem Smolno. Nawalili dosłownie wszyscy. Nawet fakt, że z powodu kontuzji kilka chwil wcześniej musiał zejść Jerome Boateng nie usprawiedliwia podobnego kryminału. Na poniższym filmiku od 3:15.

10. Drużyna, która przegrywa 0:4 będzie chwalona za styl

Nie ulega wątpliwości, że porażka 0:4 w 99 procentach przypadków stanowi synonim wpierdolu, po którym w redakcjach “Faktu” we wszystkich krajach zacieraliby tylko ręce. Węgry dokonały jednak czegoś naprawdę rzadko spotykanego – dostały czwórkę, a i tak byli chwaleni za styl. I to całkiem słusznie. Z Belgią naprawdę nie zagrali oni bowiem złego meczu. Nawet jeśli przez zdecydowaną większość spotkania umiejętnościami odstawali od rywala, to mimo wszystko scenariusz, w którym doprowadzają oni do wyrównania do momentu dwóch zabójczych akcji Edena Hazarda wcale nie należał do tych z kategorii science fiction. Nie był to przykład wyłącznie  szalonej ambicji niepopartej umiejętnościami. Madziarowie kilkukrotnie naprawdę mieli pecha, że nie udało im się pokonać Thibaut Courtois. W próbach nie ustawali zresztą nawet przegrywając już czterema bramkami. Rzadki dowód na to, że nawet tęgie lanie nie wyklucza możliwości pożegnania się z turniejem z podniesioną głową.

11. Rosjanie na boisku będą prezentowali się gorzej niż ich trener na ławce

A jednak – spece Adidasa mieli rację: niemożliwe nie istnieje. Rosjanie swoją grą swoim sami nie wiemy czym potrafili przebić nawet mocno wątpliwe walory estetyczne prezentowane przez ich trenera. Wcale się nie dziwimy, że ktoś z z niewielkiej cząstki ludzi zachowującej tam trzeźwość umysłu zaproponował rozwiązanie polegające na rozgonieniu całego towarzystwa w pizdu.

słucki

12. Osobliwe tiki Loewa

Naprawdę nie mieliśmy zielonego pojęcia, że to jednak jakaś przedziwna choroba. Nie martw się, Jogi, cały świat jest z tobą.

13. Z fazy grupowej wyjdą wszyscy reprezentanci polskiej Ekstraklasy.

Co tu dużo gadać, pięknych czasów dożyliśmy, panie i panowie.

* * *

Na sam koniec najwłaściwszym byłoby pozostawić słowo podsumowania Anicie Lipnickiej. Znowu, cholera, miała rację.

Jeśli coś waszym zdaniem bezczelnie pominęliśmy (znając życie – pewnie tak), zażalenia możecie śmiało składać w komentarzach.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...