Kibice Lazio jeszcze dwa dni temu mogli być w dobrych humorach – klub ogłosił bowiem, że nowym trenerem zostanie Marcelo Bielsa. Czyli nie pierwszy lepszy gość z łapanki, facet o uznanym nazwisku – jakby spytać fanów Marsylii, co by dali za jego powrót, odpowiedzieliby: wszystko. No, więc jakiś Bartolomeo, przeciętny sympatyk Lazio zaciera ręce z radości, aż tu nagle słyszy – a jednak guzik z tego będzie, Bielsa się rozmyślił!
I to nie jest tak, że strony były dopiero po słowie, a szczegóły miały zostać dopięte i najwyraźniej w którymś punkcie rozbieżności okazały się za duże. Nie, dwa dni temu oficjalna strona Lazio poinformowała, że nowym trenerem zostanie Marcelo Bielsa, kontrakt jest klepnięty i na mur beton Argentyńczyk usiądzie na ławce rezerwowych rzymskiego zespołu. Po fali euforii przyszła jednak refleksja – ej, ale skoro on ma prowadzić Lazio, to może by już przyjechał, niech klub zorganizuje mu jakąś prezentację, a sam trener niech pozna piłkarzy? Niby to tylko dwa dni, a z Argentyny do Włoch trochę jest, ale negocjacje trwały przecież wcześniej i można to było lepiej rozegrać. Mimo wszystko, przedstawiciele Lazio uspokajali:
– Nie ma się o co martwić. Bielsa złożył już podpis na kontrakcie i do Rzymu przyleci w sobotę. Dzisiaj rano ten plan został zaakceptowany, po rozmowie szkoleniowca z prezydentem Lotito. Bielsa poinformował nas o przyczynach opóźnienia i takie rzeczy się zdarzają – powiedział prawnik klubu, Gian Michele Gentile.
Niestety, Bielsa nie przyjedzie ani w sobotę, ani w niedzielę, ani w przyszłym tygodniu. Po takiej akcji pewnie do Lazio nie wpadnie nigdy, a Rzym odwiedzi tylko wtedy, gdy zaplanuje tam wakacje. No, chyba, że kiedyś weźmie go Roma. W każdym razie, dlaczego oglądamy taki cyrk? Wersje na razie są dwie. Pierwsza mówi, że Bielsa nie mógł dogadać się z Lazio na temat transferów. Piłkarze, których on chciał, regularnie odmawiali podjęcia jakichkolwiek rozmów, bo przecież rzymianie to żaden potentat, ledwo ósme miejsce w poprzednim sezonie – nie zgodzić się na transfer miał choćby Arkadiusz Milik. A już zawodnicy, którzy chcieli tu przyjść i którym dawał zielone światło dyrektor sportowy, Igli Tare, byli torpedowani przez samego Bielsę. Jardel, Immobile, Giaccherini – między innymi ich miał nie chcieć Argentyńczyk.
To jedno z rozwiązań tego komicznego konfliktu, ale drugie jest chyba dużo prostsze. Zwolniło się miejsce na stanowisku selekcjonera reprezentacji Argentyny i Bielsa poczuł tak ogromną chęć zdobycia tego stołka, że po prostu nie mógł się oprzeć i olał Lazio. Jeśli rzeczywiście dostanie tę posadę, będzie to dla niego powrót – pierwsze podejście nie było zbyt udane, nie wyszedł na przykład z grupy na mundialu w Korei i Japonii. A samo Lazio tej sprawy na pewno tak nie zostawi, chce skierować ją do FIFA.
Jakkolwiek skuteczny powód takiego zachowania wymyśliłby Bielsa, to nie jest jego pierwszy numer. Ostatnio cyrk odstawił w Marsylii, z której odszedł – mimo wielkiej sympatii kibiców – po pierwszej kolejce nowego sezonu. Choć nie do końca można to porównywać, bo ten klub stacza się w przepaść absurdu od dawna (więcej o tym, TUTAJ), to jednak nie jest to zachowanie mieszczące się w ramach normy. Coś w tym zachowaniu Bielsy musi być – może on, tak jak kobieta, po prostu zmienny jest?