Reklama

Samolot, samochód, rower? Jak jeździć na mecze?

redakcja

Autor:redakcja

07 lipca 2016, 13:31 • 5 min czytania 0 komentarzy

Już wróciły europejskie puchary, ale jeszcze nie skończyły się Mistrzostwa Europy. Już można planować wyjazdy do Mostaru czy Belgradu oraz pierwsze podróże po Polsce, gdy ruszy Ekstraklasa, ale wciąż jeszcze można równie dobrze załapać się na eskapadę na ostatnie mecze Euro 2016.

Samolot, samochód, rower? Jak jeździć na mecze?

Kluczowa bywa tzw. “dyspozycja dnia”. Siadam, czytam przewidywany skład Francuzów w półfinale i stwierdzam – muszę tam być. Znacie to? My, jak i chyba każdy fan futbolu, doskonale. Potem pojawia się problem – okej, chcę jechać do Zabrza, Belgradu, Sosnowca, Lyonu, Barcelony. Ale jak?

No właśnie. Sposób podróżowania na przykładzie Euro to temat nie na artykuł, ale na pracę magisterską, albo nawet kilka różnych prac magisterskich. W końcu na każdy z meczów biało-czerwonych wyjechało od kilkunastu do niemal 40 tysięcy osób, a więc grup badawczych wystarczyłoby dla każdego chętnego teoretyka transportu. Jakie zalety dostrzegamy w każdym ze sposobów podróżowania?

Opcja pierwsza, coraz popularniejsza. Wyjazd za pomocą społecznościowego wspólnego przejazdu. W organizacji takich bryluje BlaBlaCar. Serwis kojarzący kierowców dysponującymi wolnymi miejscami z pasażerami podróżującymi w tym samym kierunku. Jedni i drudzy dobrze na tym wychodzą, czuć różnicę w kieszeni – pasażerowi trudno będzie o tańszą formę podróżowania, natomiast kierowca może nawet do zera zbić koszty paliwa. Dotrzeć w ten sposób da się na pierwszy gwizdek nawet do najdalszego zakątka Europy. We Francji, w której zresztą powstał projekt, to absolutny hit mistrzostw.

– Podróże na festiwale i zawody sportowe to sama esencja społecznościowych wspólnych przejazdów. – mówi Michał Pawelec, Country Manager BlaBlaCar w Polsce – Przy okazji dużych imprez tego typu obserwujemy nawet dwukrotne – w porównaniu z innymi dniami w roku – zwiększenie zainteresowania naszym serwisem, zarówno ze strony kierowców, jak i pasażerów. Wspólna podróż na mecz czy koncert to wspólne przeżywanie emocji, dzielenie się wrażeniami i okazja do ciekawych dyskusji ze współpasażerami.

Reklama

Zalety? Wiadomo, wszystkie, które mają wyjazdy własnym autem, plus jeszcze cena, która spada ze względu na większą liczbę osób w samochodzie. Pomijając tak oczywiste sprawy jak poznawanie nowych ludzi i wspólne przeżywanie emocji już na miejscu, dochodzi także wyjątkowa, bodaj największa elastyczność, którą można osiągnąć bez samodzielnego wsiadania za kółko. Wspominamy choćby powroty znajomych dziennikarzy z Włoch, gdy zawiodły i nieczynne lotniska, i drogie pociągi. Koło ratunkowe rzucił wówczas BlaBlaCar.

Opcja druga – własny samochód. Zalety są oczywiste. Jedziesz, gdzie chcesz, kiedy chcesz, jak chcesz, którędy chcesz, a gdy na kilometr przed stadionem w Lyonie stwierdzisz, że wolisz zwiedzić Luwr – zawracasz i nikt cię przed tym nie powstrzyma. Obok samolotów to chyba najchętniej wybierany sposób podróży kibiców reprezentacji Polski – niektórzy łączyli się w grupy nawet po kilkadziesiąt aut i wspólnie podróżowali przez Europę w kierunku Francji. Rozwiązanie jest o tyle wygodne, że po drodze możesz zwiedzić wszystkie najważniejsze punkty turystyczne, a sama trasa staje się równie interesująca, co miejsce wycieczki. Z tym, że i tutaj nie da się ustrzec pewnych niedogodności. Przede wszystkim – kierując siłą rzeczy się męczysz. Nawet najlepsza autostrada wymusza koncentrację, nawet najwygodniejszy fotel nie sprawi, że po kilkunastu godzinach za kółkiem pójdziesz na kilkunastokilometrowy spacer po mieście. No to może lepiej w charakterze pasażera? Tak, ale wtedy tracisz atut, jakim jest autonomiczne i suwerenne decydowanie o wszystkim – od stacji radiowej, po knajpę, do której zjedziesz na obiad.

Opcja trzecia – samolot. Wszystko jest od początku jasne i klarowne – głównym wydarzeniem jest mecz, więc na przygody i zwiedzanie nastawiamy się w innym terminie. Tutaj poruszamy się tak, że nawet na chwilę nie trzeba zmieniać krawata na szalik. Terminal, terminal, taksówka na stadion i w dwadzieścia cztery godziny można uwinąć się z całą eskapadą. Wygodnie. Szybko. Z niewielkim ryzykiem spóźnienia. Ale z drugiej strony – drogo, niezbyt elastycznie (chyba że bierzecie czarter!), no i bez miejsca na spontaniczność. Godzina “czekinu” jest święta – na lotnisku nie wytłumaczysz, że zamiast pięciu było osiemnaście serii rzutów karnych. Jeśli po drodze zobaczysz z okna taksówki najpiękniejszy park w Europie, możesz co najwyżej zapisać sobie nazwę i wrócić doń na Google Maps. Sama podróż też będzie ekscytująca jak mycie zębów. Z drugiej strony – od momentu startu nie musisz się martwić niczym, poza wygodnym ułożeniem potylicy w zagłówku.

Tej zalety brakuje pociągom, szczególnie przy tak długich trasach, jak choćby ta z Łodzi do Lyonu. O ile między stolicami kursuje się w miarę dogodnie, o tyle nasz Leszek Milewski wyjeżdżając spod Łasku musiał się przesiadać jakieś piętnaście razy, w tym raz w Berlinie. Biorąc pod uwagę francuską schludność i dokładność – istnieje szansa, że zamiast na meczu, znajdziecie się w dworcowej kawiarni, a zamiast stadionowej kiełbasy będziecie pochłaniać rogaliki z tejże kawiarni. Ale są i zalety, ba, jest ich naprawdę sporo. Podczas podróży można spokojnie pracować, nie ma również żadnych uciążliwych kontroli lotniskowych. Zazwyczaj kursy są nieco częściej, niż raz dziennie, więc spóźnienie da się jakoś zamaskować. Jest naturalnie dużo wolniej niż samolotem, ale to już są detale, którymi podróżnik wyposażony w 1000 krzyżówek z uśmiechem głowy sobie nie zaprząta.

Omijamy ekstremalne rozwiązana typu wycieczka rowerowa, piesza pielgrzymka i paralotnia.

Zostaje więc bus.

Reklama

Połączenie zalet i wad pociagów i prywatnych samochodów. Zalet – bo tańszy i bardziej elastyczny niż samolot. Bo już w trasie można zwiedzać. Bo łatwy, szeroko dostępny, umożliwiający spontaniczność. Ale jednocześnie łączący też niedogodności. Mimo wszystko – jeździ według rozkładu. Mimo wszystko – nie wysiądziemy w szczerym polu, bo akurat naszło nas na noc pod gołymi gwiazdami. Mimo wszystko – komfort zdecydowanie mniejszy, niż we własnym samochodzie z własnymi poduszkami i możliwości noclegu w przypadkowym motelu, gdy trasa okaże się zbyt męcząca.

Do końca turnieju zostały dwa mecze. Niezależnie, czy zdecydujecie się na samolot, autokar, pociąg czy auto – życzymy szerokiej drogi i niezapomnianych emocji. A my powoli zastanawiamy się, jak najwygodniej dotrzeć do Mostaru i Belgradu, bo tak malowniczych miejsc przy okazji meczów polskich drużyn nie było od ubiegłorocznej podróży Lecha do Sarajewa.

banner

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...