Przez chwilę przemknęło mi przez głowę – może ten rzut karny w wykonaniu Jakuba Błaszczykowskiego był wykonany źle? Może faktycznie niepotrzebnie próbował na dwa tempa, może zbyt mocno zasugerował, że będzie szuflował w prawy róg, może po prostu uderzając w ten sposób wcześniejsze osiemset piętnaście rzutów karnych został przeczytany przez Portugalczyków jeszcze przed strzałem?
Ale potem wyszedł Zaza i podbiegł do piłki skipem A. Potem wyszedł Pelle, zapowiedział Neuerowi, że wrzuci mu podcinkę, po czym poturlał piłkę jakieś osiem metrów od słupka. Wyszedł Schweinsteiger i wypuścił misję ratunkową w kosmos za piłką, która wciąż znajduje się tam po pamiętnym strzale Ramosa. Muller. Podszedł jak do konsoli po leniwym dniu. Bardziej wyluzowany krok miał chyba tylko podczas Oktoberfestu, gdy zasuwał w tym śmiesznym przebraniu. Łup, broni Buffon, ale wyjąłby to pewnie nawet Oblak.
Starcie dwóch najlepszych linii defensywnych mistrzostw. Wszyscy śmiali się – pierwszy gol w tym meczu padnie w okolicach 750. minuty. Bezbramkowy remis wydawał się najpewniejszym typem, gdy na jednej murawie znajduje się dwóch spośród pięciu najlepszych bramkarzy i pięciu spośród dziesięciu najlepszych stoperów świata. Możliwe, że banki informacji obu sztabów dały się nabrać internautom i naprawdę założyły, że mecz będzie trwać 750 minut i nikt nie zarządzi rzutów karnych. Tak się jednak nie stało, trzeba było kopać z jedenastu metrów.
Naprawdę nikt tego nie przewidział? Pół Internetu zasypane memami o żelaznych defensywach, a sztaby tego nie przewidziały? Bo wybaczcie, karne wykonywane przez tych wielkich piłkarzy wyglądały tak, jakby ostatni raz uderzali je na konsoli, i to raczej w Pro Evo 6, niż najnowszej FIFA. No i jeszcze ten Zaza. Wprowadzony przez Conte specjalnie na rzuty karne, jakby miał być największym specjalistą w tym fachu. Okazał się parodystą tak zabawnym, że dziś…
Niesamowite. Wręcz niewyobrażalne, by na takim poziomie miały miejsce aż takie pomyłki, aż takie piłkarskie jaja. Jeszcze w takim meczu. Najciekawszym i na papierze najlepiej wyglądającym ćwierćfinale, dla wielu “przedwczesnym finale”. Gdyby w ten sposób mylili się Polacy i Szwajcarzy, pewnie można byłoby machnąć ręką, ale Niemcy? Goście, którzy zawsze mają dograny ostatni szczegół z tym, którą stopą ruszać do wykonania rzutu wolnego włącznie? Włosi, których boiskowa organizacja i porządek przerosła Belgów i Hiszpanów?
Nie do wiary.
***
Przy okazji warto spojrzeć w ogóle na skład półfinałów. Portugalia, która nie potrafiła wygrać ani z Islandią, ani z Austrią, ani z Węgrami, która awansowała do szesnastki tylko dzięki reformie dopuszczającej awans z trzeciego miejsca. Walia, która pokonała Belgów po golach Robsona-Kanu (trzy bramki w 28 meczach angielskiej Championship) i Vokesa po asyście Guntera (obaj występowali w ubiegłym sezonie na drugim szczeblu rozgrywek w Anglii). Niemcy, którzy potrzebowali ośmiu serii jedenastek i czterech błędów Włochów, by wygrać rzuty karne. No i na koniec ktoś z duetu Francja-Islandia. Styl Francuzów porywający jak wykłady z fizyki kwantowej. Islandia… No wiadomo, Islandia.
ParoEuro. I tym większy ból, że tych wszystkich zrządzeń losu, zbiegów okoliczności i zawodów ze strony faworytów nie wykorzystaliśmy my. No i druga wątpliwość. Czy to pojedynczy turniej, jak kiedyś Liga Mistrzów z AS Monaco i FC Porto, czy raczej trend, który pozwoli nam i innym państwom uchodzącym za piłkarsko słabsze błyszczeć na kolejnych wielkich turniejach? Jeśli przyczyną jest – jak sugeruje wielu – zmęczenie sezonem zawodników największych klubów, to limitem w Rosji czy na Euro 2020 dla dowolnych kasztanów będzie tylko niebo.
JAKUB OLKIEWICZ