Za nami kapitalny turniej w wykonaniu naszej reprezentacji, ale i on ma swoich przegranych. Nie wszyscy reprezentanci Adam Nawałki mogą być z siebie zadowoleni i nie każdy będzie tak chętnie wracać myślami do tych mistrzostw. Wśród 23 powołanych zawodników znaleźliśmy pięciu większych lub mniejszych przegranych. Kogo konkretnie mamy na myśli?
Karol Linetty
Na Euro miał się wypromować, tymczasem nawet nie powąchał murawy, przez co – jeżeli dobrze przystawić ucho – można usłyszeć, że mocno ograniczył sobie i Lechowi możliwości transferowe. A przecież Linetty kończył eliminacje w podstawowym składzie i między innymi zanotował asystę drugiego stopnia przy decydującym trafieniu Lewandowskiego z Irlandią. W próbie generalnej przed Euro, czyli w starciu z Holandią, także pojawił się na boisku, i to już jako trzeci zmiennik. Przeciwko Oranje zaliczył 23 minuty i jak dotąd były to jego ostatnie popisy z orzełkiem na piersi. Wiadomo, Karol miał swoje kłopoty ze zdrowiem, co jednak nie zmienia faktu, że cały turniej musi być dla niego sporym rozczarowaniem.
Wojciech Szczęsny
Co za historia – drugie mistrzostwa Europy i bardzo podobne losy. Zarówno we Francji, jak i w Polsce, zaczynał jako numer jeden, a z jego występami wiązano ogromne nadzieje. I na obydwu turniejach z dalszej gry wykluczył się już w pierwszym meczu – poprzednio była to czerwona kartka, teraz kontuzja. Co więcej, obie imprezy w kapitalny sposób wypromowały zmiennika Wojtka. I wtedy i teraz po zakończeniu turnieju nie jest już takie oczywiste, że to Szczęsny ma być numerem jeden w naszej bramce.
Jakub Wawrzyniak
Przed turniejem śmialiśmy się, że wyspecjalizował się w przegrywaniu rywalizacji z piłkarzami wychowanymi w innych krajach – na Euro 2012 z Boenischem, na Euro 2016 z Cionkiem. Chociaż chcieliśmy wierzyć, że – po tym, jak w meczu z Portugalią swoją drugą żółtą kartkę obejrzał Jędrzejczyk – to właśnie „Wawrzyn” byłby przewidziany do gry w półfinale. Co więcej, Kuba zawsze był w reprezentacji traktowany jako piąte koło u wozu, a w zdecydowanej większości przypadków nie zawodził. Z pewnością nie rwaliśmy więc sobie włosów z głowy na myśl o konfrontacji Wawrzyniaka z Belgami lub Walijczykami.
Ale nasz lewy obrońca stracił i tę szansę. To dla niego trzecie mistrzostwa Europy, a zagrał do tej pory tylko raz, w 2008 roku z Chorwacją, w gruncie rzeczy w meczu o pietruszkę. Kuba starał się do tego pozytywnie podchodzić, żartował nawet, że w hierarchii Nawałki jest za Markiem Koźmińskim. Prawda jest jednak dla niego smutna, bo – z racji swoich 33 lat – na kolejny wielki turniej pewnie już nie pojedzie.
Piotr Zieliński
Wciąż ma szansę, by zostać bohaterem jednego z największych transferów w historii polskiej piłki. Póki co jest jednak zupełnym przegranym Euro, człowiekiem, którego kompletnie przerosła presja związana z meczem z niegrającą już o nic Ukrainą. Dopóki „Zielu” nie grał na mistrzostwach, wydawało się, że mamy świetnego rozgrywającego, który w okolicach 60 minuty może dać fajną zmianę za przykładowego Arka Milika. Ale połówka ostatniego meczu fazy grupowej rozwiała nasze wątpliwości, i chyba nie tylko nasze. Nawet w meczu ze Szwajcarią Nawałka, mając na boisku jedenastu słaniających się na nogach piłkarzy, nie zdecydował się wpuścić świeżego Zielińskiego. I, co dla samego piłkarza nawet gorsze, chyba żaden z kibiców nie mógł mieć o to pretensji do selekcjonera.
Bartosz Salamon
Przed Euro prowadzono ożywione dyskusje – Pazdan czy Salamon. Po Euro tego typu dylemat można tylko skwitować dobrotliwym uśmieszkiem. Salamon nie zagrał na mistrzostwach ani minuty, nie powąchał murawy nawet w meczu z Ukrainą, przy nieco eksperymentalnym ustawieniu naszego zespołu. Ale wiecie co? Tego typu przegranych lubimy najbardziej – takich, którzy zostali pozbawieni szansy na grę przez rewelacyjnie spisującego się konkurenta. Z rozstrzygnięcia rywalizacji Salamon-Pazdan zadowoleni są wszyscy Polacy, a niepocieszony może być chyba tylko Bartek. Ale i on nie ma specjalnych powodów do smutku, bo przecież nie zawiódł na boisku i nie zaliczył żadnego kompromitującego występu. Przegrać walkę o skład z takim Pazdanem to żaden wstyd.
Fot. FotoPyK