Polska myśl szkoleniowa z fanfarami dotarła na Słowację. Od pierwszych minut nasi południowi sąsiedzi próbowali doprowadzić do niebezpiecznego 0:2 – było w tym dążeniu imponujące zaangażowanie i pasja. Plan udało się zrealizować koncertowo już do przerwy, ale potem gdzieś zabrakło konsekwencji. Gdzieś brakło odpowiednich kartek z biało-czerwonego bryku szkoleniowego i popełnili szkolny błąd: stracili trzeciego gola. Tajny, przebiegły plan przechytrzenia Niemców spalił na panewce, 0:3 to nie jest niebezpieczny wynik.
Możemy żartować, że Słowakom wyraźnie brakowało dziś Grajciara, Kolcaka, Piacka i Stano, a tak osłabieni nie mieli szans nawiązać walki z mistrzami świata. Ale w przewrotny sposób byłaby to nawet prawda – Słowakom brakowało dzisiaj jakichkolwiek piłkarzy na boisku. Nie wyszli. Zostali w tunelu. Czy tam darmowe kontrakty do 2. Bundesligi rozdawali czy co innego – nie wiemy, ale tak się miały sprawy. Jasne, Niemcy nam też w pierwszym kwadransie ręce szufladą przytrzasnęli, ale tutaj…
To nie był mecz, to było tanie kino BDSM. Szybki gol, potem karny Oezila (pewnie podawał, a koledzy się nie skumali, dlatego nie wpadło), wreszcie trafienie do szatni, gdy Draxler odjechał słowackiemu obrońcy jak BMW M6 odjeżdża zaprzężonej w muła furmance. Po drodze kanonada, chęć nawiązania do Mineirazo – 0:2 to był najniższy wymiar kary.
Po zmianie stron oglądaliśmy bodaj najmniej emocjonujące trzy kwadranse turnieju. Zdrowy rozsądek kazał sądzić, że 2:0 śmigających Niemców ze ślamazarnymi Słowakami to game over i choć futbol lubi zadrwić ze zdrowego rozsądku, to nie tym razem. Było do bólu przewidywalnie. Niemcy już oszczędzali siły na ćwierćfinał, przechadzali się statecznie po boisku kontrolując sytuację, zmieniali ważnych graczy, nie forsowali tempa. Szamotanina Słowaków o bramkę przypominała natomiast szamotaninę wiadomych bohaterów z wiadomego lokalu socjalnego. W końcu 3:0, które podsumowało słowacką bezradność. Chyba w piątkę poszli kryć Hummelsa, a ten i tak wygrał główkę, zgrał do Draxlera, a młody zrobił co musiał: wbił gwoździa.
To był najlepszy mecz bandy Loewa na tym turnieju, wszyscy zaraz zaczną wyciągać z szafy utarte powiedzonko: Niemcy, drużyna turniejowa. Rozpędzają się dopiero w fazie pucharowej. I jak nie lubimy takich słownych wycieruchów, to cóż – są w ćwierćfinale bez straty bramki, po meczu, który był demonstracją siły.
Fot. FotoPyK