Jeszcze kilkanaście dni temu wydawało się, że to spotkanie będzie miało zupełnie inną wagę – być może stanie się dla nas nawet najważniejszym starciem na tym turnieju. Ewentualna porażka z Niemcami była wkalkulowana w działania, a nikt nie miał chyba wątpliwości, że Ukraińcy przejadą się po Irlandii Północnej. Przy takim scenariuszu, we wtorek 21 czerwca, mieliśmy stoczyć bój o pozycję wicelidera. Tak, by już na starcie fazy pucharowej uniknąć gospodarza całej imprezy, Francji. Tak, by nie trzeźwieć z marzeń o ćwierćfinale, gdy dopiero co wyszliśmy z grupy.
Sprawy przybrały jednak obrót, jakiego nie spodziewał się nikt. Fakt, że powalczymy dziś o pozycję nie wice-, a po prostu lidera, to też w pewnym stopniu zasługa naszych dzisiejszych rywali. Ukraina to dość zagadkowa drużyna – po pierwszej kolejce miała co prawda zero oczek, ale na tle mistrzów świata imponowała ambitną, ofensywną grą. Aż nie sposób uniknąć trybu przypuszczającego – gdyby nie świetnie interweniujący Neuer, gdyby nie heroiczna postawa Boatenga… Kto wie jak układ sił wyglądałby w tej chwili. Po porażce z podopiecznymi Joachima Loewa, Ukraińcy zupełnie się jednak posypali. Najpierw zaczęło się od zdjęć, które wyciekły do mediów – ich szatnia przypominała raczej kwadrat po całonocnej libacji, a nie miejsce, gdzie przebierało się kilkunastu zawodowych piłkarzy. Walające się butelki po alkoholu, wypełniające podłogę niedopałki… Zabrakło tylko wyskakujących z tortu striptizerek i pary głuchych na argumenty funkcjonariuszy wypisujących mandat.
Wszystkie problemy swoje odbicie znalazły w drugiej serii gier, bo tak jak straszono nas duetem ukraińskich skrzydłowych, tak szybko przekonaliśmy się, że dwa motory napędowe na 11-osobową drużynę to zdecydowanie za mało. Ukraińcy już wiedzą, że lada chwila wsiądą w samolot i wrócą na ojczyzny łono. Czy dziś zagrają o honor? Tylko z obowiązku, bo z ich wypowiedzi nie bije jakikolwiek optymizm. Jest raczej ogromna złość i frustracja, które widać na każdym kroku. Sprawiają wrażenie zrezygnowanych, kompletnie wypompowanych. Ewidentnie chcą już jak najszybciej opuścić francuską ziemię, zaszyć się gdzieś na wsi i tam przeczekać nagonkę medialną.
Negatywne wnioski można wyciągnąć z boiska, ale i tego, co dzieje się poza nim. Selekcjoner obraża się na dziennikarzy, prowadzący trening Andrij Szewczenko wpada w szał i przerywa zajęcia, piłkarze raczej nie palą się do tego, by znów wyjść na murawę. Nie chcemy popadać w skrajności, ale prawda jest taka, że Ukraina jest kompletnie zdemontowana. To nie jest w tej chwili drużyna, która chce z błyskiem zakończyć udział w turnieju – to zlepek piłkarzy, którym francuski klimat obrzydł do granic możliwości. Chcą odbębnić swój obowiązek i ustąpić pola lepszym.
Dla Polaków ten mecz będzie szansą, by podtrzymać wysokie morale i dać odpocząć tym, którzy tego potrzebują. Jakich zmian dokona w składzie Nawałka? Tego jeszcze nie wiemy, ale spekuluje się o roszadach na trzech pozycjach – w środku pola, na skrzydle i boku obrony. To oczywiście ze wszech miar logiczne decyzje, bo po wycieńczającym sezonie każda godzina regeneracji jest na wagę złota. Najgłośniej mówi się o tym, że na plac powróci Bartek Kapustka, a w swoje minuty dostanie w końcu Piotr Zieliński. To w ogóle historia na kilka osobnych akapitów, bo pomocnik Empoli pompowany był regularnie przez kilka tygodni, niemalże sprzedano go już do innego klubu, a jak przyszło co do czego, to usiadł na ławce. Dziś może mieć sposobność, by na tle Ukraińców błysnąć tak, jak błyszczał przez ostatnie miesiące.
Musimy przyznać, że dziwne to dla nas i niecodzienne uczucie. Dwa mecze turniejowe za nami, a my, zamiast rozkładać na czynniki pierwsze przyczyny porażki, snujemy plany na fazę pucharową. Bo że do niej się dostaniemy jest już niemal pewne – musiałby wydarzyć się szereg absurdalnych okoliczności, z lądowaniem kosmitów włącznie, by polska reprezentacja musiała zmywać się jutro tuż przed końcem doby hotelowej. A my nie tylko jesteśmy niemal pewni awansu, ale i możemy po cichu liczyć, że uda się go uzyskać nawet z pierwszego miejsca.
Panowie, postawcie dziś “kropkę nad i”. I niech to nie będzie jedynie delikatna ryska, a porządny stempel.
fot. FotoPyk