Flagi Młynar. Grajewa. Enigmatyczne „GRUBASY ŁÓDŹ”, Kalisz, Radom, a do tego polskie przeboje i stadionowe przyśpiewki jakie zna kibic od Rzeszowa po Świnoujście. Gdzie? W Marsylii, polskiej dzisiaj Marsylii, która całkowicie uległa aneksji biało-czerwonych barw. I wyglądała pięknie.
WSZYSTKIE MULTIMEDIA NAGRANO SMARTFONEM SAMSUNG GALAXY S7
Dwa pokolenia kibiców to pierwsze, kogo napotkałem po wyjściu z dworca Saint-Charles. Nie żebym był podsłuchiwaczem, ale z rozmowy wynikało, jakoby szli ojciec z synem, a młody zafundował staruszkowi mecz, a jeszcze chciał pokazać port, a jeszcze to i tamto. Duża klasa. Pan starszy twardo odmawiał pójścia na metro: „to tylko trzy kilometry!”.
W porcie atmosfera wyraźnie inna niż przed meczem Węgrów. Byłem trzy godziny przed Islandia – Węgry, byłem trzy godziny przed Polska – Ukraina i co tu dużo kryć: widać było, że wtedy przyjechał zorganizowany doping, a u nas bardziej wczasowo (albo nasi zachowali siły na trybuny, bo tutaj było naprawdę świetnie, niemniej wielki).
Spięcia? Nie powiem, trochę się obawiałem. Człowiek czasem za dużo czyta internetu, przejął się jedną, drugą plotką, ale na szczęście wszystko okazało się bzdurą. Ukraińcy śpiewali, bawili się, raczej w swoim gronie, ale brakowało polsko-ukraińskich szalików, wspólnych zdjęć, wyłapałem też kilka Ukrainek mających na jednym policzku barwy narodowe, na drugim polskie. Takie drobne, ale wymowne akcenty, wyrazy wzajemnego szacunku.
Miasto też odrobiło lekcje. W marsylskim metrze komunikaty po polsku (ukraińsku naturalnie również), wszędzie stewardzi chętnie służący pomocą. Gdy okazało się, że stacja metra, którą jechałem na Węgry – Islandia jest zamknięta, sam podszedł do mnie jakiś starszy Francuz, ni w ząb nie mówiący po angielsku, ale na migi pokazał mi gdzie mam się udać.
Mogę psioczyć na organizację, na to jak Francuzi nie przejmują się mistrzostwami, ale trzeba im oddać – generalnie spotkałem się z wielką życzliwością z ich strony.
Wideo nagrane SAMSUNG GALAXY S7
Liczebnie Ukraińców zmiażdżyliśmy i koniec pieśni. Nie ma o czym nawet dyskutować. Marsylia tego dnia: jakby cała Dębica czy inne Pabianice solidarnie, bez pomijania nikogo, wyszły na jedną ulicę, jeden plac, jeden stadion. Robiło to wrażenie. Ukraińcy w porównaniu z nami w zasadzie niewidoczni. Ten podział będzie później widoczny na Stade Velodrome: owszem, jest solidny sektor Ukrainy, ale wszystkie inne nasze. Zwykle są dwa główne obu drużyn, a reszta to mieszanka, tutaj natomiast nie braliśmy jeńców.
W Nicei było”Piast Gliwice całe życie”, tutaj obecny BKS Bielsko-Biała
Wideo nagrane SAMSUNG GALAXY S7
„Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie!” – umówmy się, nie zawsze było to coś ponad piękne hasło. Ale Stade Velodrome tego dnia rzeczywiście było nasze. Nasze tak, jakby Marsylia leżała gdzieś pod Gnieznem, nasze tak jakby miejscowy Olympique za największych ligowych rywali miał Wisłę i Legię. Biało-czerwone, głośne, rozśpiewane Velodrome, służące autentycznym wsparciem Polakom. Częściej „jesteśmy z wami” niż nielubiane przeze mnie „my chcemy gola”.
Arek spudłował główkę w pewnym momencie? Trybuny huknęły: cały stadion wspiera Arka.
Nasza kamera Samsung Gear 360
Sam mecz najlepiej spuentował Szymon Podstufka, redakcyjny kolega: „Dożyłem czasów, kiedy można się doszukiwać problemów, wychodząc z grupy na Euro z 7 punktami i bez straconego gola. Wow”. Robienie z Ukraińców skrajnych ogórków było dużym przegięciem, a mecz o honor na pewno chcieli wygrać diabelnie, by chociaż tutaj mieć tarczę przed zmasowaną krytyką, jaka spotka ich w kraju. Teraz w zasadzie mogą się ubiegać o azyl gdzieś w Panamie czy innym Mozambiku.
Ale zgoda z jednym: porywającego stylu nie było. Ale z kim przegrała nasza kadra tego dnia na styl? Tylko ze swoimi kibicami. Tak przegrać to jak wygrać.