Rosjanie mogą odetchnąć z ulgą. W końcu gra w piłkę nie będzie im przeszkadzała w korzystaniu w pełni z uciech życia. Sądząc po grze Sbornej nie dało się bowiem nie odnieść wrażenia, że przyjechali oni do Francji po wszystko, tylko nie po to, by biegać za skórzanym balonem i bronić narodowych barw. Walia przejechała się dziś po rywalu niczym TIR po zagubionym na autostradzie ślimaku. I dobrze, bo – choć może i zabrzmi to okrutnie – selekcja naturalna nie zawsze jest czymś złym.
Wybaczcie, ale nie będziemy się szczypać – my po prostu nie mamy zielonego pojęcia, co ta drużyna robiła (tak, na szczęście możemy już użyć czasu przeszłego) na EURO. O ile już ze Słowacją Rosjanie zagrali tak, jak gdyby kompletnie im nie zależało lub też jakby byli na przepotężnym kacu, o tyle dziś – choć trudno sobie to wyobrazić – byli jeszcze gorsi. Dużo gorsi. Obrońcy zwrotni niczym lokomotywa z podczepionym dwudziestowagonowym składem, błędy za które na ławce sadza się nawet w polskiej Serie B, zaś w ataku większe zagrożenie byłby w stanie stworzyć Miś Uszatek. Zresztą, po co mamy strzępić ryja się produkować, skoro właśnie na takie okazje zostawiamy sobie poniższe nagranie.
No dobra, ale przestańmy się już pastwić nad naszymi północno-wschodnimi sąsiadami, rosyjski Fakt i tak zrobi to lepiej. Na grę Walijczyków patrzyło się dziś bowiem naprawdę z niesłychaną przyjemnością. Próbowali skrzydłem, próbowali środkiem, próbowali z bliska, próbowali z daleka… zagrożenie czaiło się dosłownie wszędzie, w niemal każdej akcji. Pierwszy gol? Gwałcące podanie Allena z okolic środka boiska i kapitalne wykończenie podcinką Ramseya (to jak, kto tym razem kopnie w kalendarz?). Drugi sztych – Bale zbyt długo brandzluje się z futbolówką, jednak z pomocą przychodzi mu jeden z Rosjan i posyła fantastyczną piłkę do Taylora, który w sytuacji sam na sam na raty pokonuje Akinfiejewa. Ostatnie trafienie było zaś dziełem tego, któremu należało się ono dziś za całokształt, czyli wspomnianego Bale’a. Tym razem fenomenalną asystą popisał się Ramsey, a gwiazdorowi Realu Madryt pozostało jedynie dopełnić formalności. 3:0. Nokaut.
Najlepsze w tym wszystkim było jednak to, że Walijczycy ani przez chwilę nie zadowalali się wynikiem, nawet przy trzybramkowym prowadzeniu. Oni wciąż chcieli więcej i więcej. Prawda jest taka, że gdyby spotkanie to zakończyło się wynikiem 5:0, nikt nie mógłby powiedzieć, że był to rezultat niesprawiedliwy. Zero kunktatorstwa. Jeśli frajerzy sami proszą się o oklep, cóż – należy uszanować ich wolę.
W ten oto sposób drużyna, która po raz pierwszy w historii pojechała na mistrzostwa Europy, wyszła z pierwszego miejsca z – bądź co bądź – całkiem silnej grupy. I trzeba przyznać, że nie ma w tym przypadku. Nie, Walia wbrew pozorom to nie tylko Gareth Bale (choć dziś po raz kolejny zaliczył świetny występ) i nie tylko Aaron Ramsey. To zespół, który funkcjonuje jako organizm. Jasne, rywal był dziś beznadziejny, ale czy naprawdę ktoś spodziewałby się przed pierwszym gwizdkiem, że Rosjanie dostaną aż tak srogi łomot?