Fajnie jest obserwować duży turniej, który w wykonaniu reprezentacji Polski, nie ogranicza się do meczu otwarcia, meczu o wszystko i meczu o honor. Niby jest to stwierdzenie, które swoją odkrywczością mogłoby konkurować ze słynnym “wszystko się może zdarzyć”, ale nie da się ukryć, że dobra postawa polskiej drużyny stawia nas w obliczu zupełnie nowych sytuacji i dylematów. Na przykład teraz Adam Nawałka musi podjąć decyzję dotyczącą tego, czy powinien oszczędzać piłkarzy na dalszą część turnieju, czy może przeciwko Ukrainie zagrać w najsilniejszym składzie i zwiększyć swoje szanse na pierwsze miejsce w grupie. A jeśli już oszczędzać, to kogo? No i w końcu – którym zmiennikom dać szansę na pokazanie się?
Wszystkie doniesienia z obozu kadry wskazują na to, że w jutrzejszym spotkaniu Nawałka jednak oszczędzi niektórych piłkarzy podstawowego składu. Najprawdopodobniej będą to głównie ci z nich, którzy obejrzeli kartki we wcześniejszych meczach i są zagrożeni absencją w meczu 1/8 finału. Konkretnie: Łukasz Piszczek, Krzysztof Mączyński i Kamil Grosicki, ale niewykluczone przecież, że selekcjoner pójdzie jeszcze szerzej.
Wielu piłkarzom drugiego planu taka koncepcja byłaby rzecz jasna na rękę, czekają oni w blokach na swoje minuty. Jednak gdybyśmy mieli wskazać jednego, którego ewentualny występ budziłby najwięcej podtekstów, byłby to z pewnością Thiago Cionek Piotr Zieliński.
No bo na razie chyba możemy mówić o nim jako o największym polskim przegranym tych mistrzostw. Ujmijmy to tak – jeśli ktoś znajduje się w jedenastce sezonu Serie A obok Pogby, Pjanicia, Nainggolana, Higuaina i Dybali, a biją się o niego Napoli i Liverpool, to raczej niełatwo pogodzić się z faktem, że więcej minut w reprezentacji dostają m.in. Mączyński, Jodłowiec, Kapustka czy Peszko. Czyli ludzie, który w piłce klubowej znaczą zdecydowanie mniej. Oczywiście nawet nie przeszło nam przez myśl podważanie tego wyboru Nawałki – Zieliński, którego wielu widziało w pierwszym składzie na mecz z murarzami z Irlandii Północnej, zdecydowanie zawiódł w spotkaniu z Holandią, w którym dostał pełne 90 minut, więc to w pełni zrozumiała decyzja.
Warto jednak zauważyć, że cała dotychczasowa kariera tego chłopaka w reprezentacji jest dość dziwna. Można by nawet z przymrużeniem oka powiedzieć, że – im więcej znaczy on w piłce klubowej, tym mniej w tej reprezentacyjnej.
Przypomnijmy, że za kadencji Adama Nawałki w meczach o punkty zaliczył on do tej pory ledwie… jeden występ. Dokładnie były to 24 minuty w meczu z Gibraltarem, pojawił się na boisku przy stanie 6-0. Czyli to nic znaczącego, równie dobrze można by na boisko wpuścić wtedy losowo wybranego kibica, albo zorganizować benefis jakiejś byłej gwieździe. Dość powiedzieć, że więcej minut w ostatnich eliminacjach zaliczyli m.in. Waldemar Sobota i Mateusz Klich, a w ważniejszym meczu epizod zagrał Michał Kucharczyk. Całkiem wysokie notowania u Nawałki Zieliński zawdzięcza więc spotkaniom towarzyskim, w których jednak nie dał jednoznacznej odpowiedzi, czy warto na niego całkowicie postawić. Grał za bardzo w kratkę, wątpliwości nie były rozwiewane, a raczej się mnożyły.
Ale reprezentacyjne doświadczenie 22-letniego piłkarza to przecież nie tylko współpraca z Nawałką. W zasadzie więcej mógł go zdobyć jeszcze za kadencji Waldemara Fornalika. U poprzedniego selekcjonera wystąpił w siedmiu meczach (u obecnego w ośmiu), ale trzeba pamiętać, że aż pięć z nich rozgrywanych było w ramach elimiancji do mundialu w Brazylii. Dwa razy znalazł się wtedy nawet w pierwszym składzie!
Miał 19 lat, dopiero wchodził do seniorskiej piłki, ledwie zaczynał drugą dziesiątkę występów dla Udinese, z czego i tak większość trzeba było nazwać epizodami. A teraz ma w nogach dwa pełne sezony Serie A, w głowie pełno pochwał, a za to w reprezentacji sytuację znacznie mniej komfortową. Odkryciem Euro już raczej nie zostanie, ale zgodzicie się chyba, że jakiś punkt zwrotny w tej historii byłby jak najbardziej na miejscu.
Fot. FotoPyK