Kilka sekund. Może kilkanaście. Tych parę chwil po tym, jak Sergio Ramos musiał się ratować faulem, by nie dopuścić do groźnej sytuacji, gdy piłka zaplątała mu się między nogami. Tak długo Turcy mogli wierzyć, że ich historia skończy się happy endem. Zamiast tego wylądowali na egzekucji.
– Teraz nie jest to już kwestia „czy”, tylko „ile” – stwierdził po drugiej bramce Hiszpanów, zdobytej zaledwie trzy minuty po otwierającym trafieniu Moraty komentujący spotkanie Mateusz Borek. Gdy spojrzeć na to, jak w minutach zaraz po drugim sztychu Nolito zareagowali Turcy, właśnie nad tym trzeba się było zastanowić. Ile?
Rozbrojeni. Bezradni. Bez pomysłu. Można było mnożyć określenia na to, jakie wrażenie sprawiali, gdy jasnym stało się, że Hiszpania nie będzie dziś bić głową w mur. Z pełną mocą uderzyła w nich „La Roja 2.0”, znacznie bardziej wielowymiarowa, potrafiąca poklepać jak zawsze, ale też uderzyć z dystansu czy parę razy dokładnie wrzucić. Kadrze doskonale zrobiło rozbicie duopolu Realu i Barcelony i wpompowanie do pierwszego składu świeżej krwi. Trochę zażartości Atletico, trochę ambicji Celty Vigo, szczyptę Juventusu…
Pierwsza akcja bramkowa? Wrzutka i idealny strzał głową Moraty. Druga? Finezyjne zagranie przecięte niefortunnie przez tureckiego obrońcę i szczęśliwy, bo przewracając się, choć zaplanowany dokładnie tak jak wyszedł strzał Nolito. Trzecia? To już typowa dla „La Roja” kombinacja, w której przeciwnik może tylko podziwiać, jak ostre prostopadłe podanie rozrywa dwie linie ustawione jedna przed drugą. Pełna gama. Nawet, jeśli przy ostatnim golu był spalony, to nie pomylimy się mówiąc, że gdyby bramka został nieuznana, to pewnie padłaby kilka chwil później.
Nie, nie będziemy jeszcze obwieszczać, że Hiszpania wreszcie ma nową jakość, bo to w końcu tylko Turcja, w dodatku Turcja zblazowana, bez lidera, bo trudno za takiego uznać kompletnie nieobecnego, zagubionego na placu gry Ardę Turana, niemiłosiernie lżonego przez własnych kibiców. Ale przyjemnie się to oglądało i chyba pierwszy raz na tym turnieju ktoś wygrał naprawdę zdecydowanie, bezdyskusyjnie i nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do swojej klasy. Tak, że Chorwaci osłabieni najprawdopodobniej brakiem Modricia mogą bardzo, ale to bardzo żałować za parę dni, że dziś w tak frajerski sposób wypuścili trzy punkty z Czechami.
A Turcy? Mogą się pakować i już spać na walizkach. Niemal na pewno do wyjścia z trzeciego miejsca potrzebne będą co najmniej trzy punkty, a z takim bilansem bramkowym, z jakim oni pozostają po dwóch kolejkach, to wśród „trójkowiczów” raczej nie będą mieli czego szukać. Zresztą – oni na to po prostu nie zasługują, bo dziś nie podjęli nawet czysto fizycznej walki. Skoro będąc przez większość meczu bez piłki, w 70. minucie mieli 5 kilometrów przebiegniętych mniej od Hiszpanów, to coś tutaj ewidentnie jest nie tak.
***
Gol na 1:0:
Gol na 2:0:
Gol na 3:0: