„Canarinhos” mogą się czuć obrabowani, a Raula Rudiaza już zawsze będziemy uważać za obrzydliwego, śmierdzącego oszusta. Fakty są bowiem takie, że choć Brazylijczycy sami przez 90 minut meczu z Ekwadorem, jak i 90 minut przeciwko Peru nie zrobili zbyt wiele, by to zdarzenie nie nabrało tak ogromnego znaczenia, to jednak druzgocący błąd sędziego i uznana bramka zdobyta przez Peruwiańczyka ręką dziś każe im bukować bilety do domu i pakować się już po fazie grupowej Copa America.
Andrés Cunha. Od dziś Urugwajczyk może zapomnieć o wakacjach na Copacabanie, o tańcach podczas karnawału w Rio, o caipirinhi sączonej w jej ojczyźnie. W Brazylii będzie do końca życia równie mile widzianym gościem, co Roy Keane w mieszkaniu Alfa-Inge Halanda. W nocy czasu polskiego popisał się ślepotą, która wykracza daleko poza skale przyznawanych przez Andrzeja Kałwę w Poligonie dioptrii. Tu nie ma co przepisywać okularów, to trzeba niezwłocznie leczyć…
Jak bujną trzeba mieć wyobraźnię, by uwierzyć, że ten gol został zdobyty prawidłowo? Że piłkę lecącą ewidentnie za plecami, Rudiaz mógł jakimś cudem zagarnąć do bramki kończyną inną niż ręka? Nawet pięciolatek czekający przez całą noc z ciastkami i szklanką mleka na świętego Mikołaja wygląda w tym momencie przy Cunhi na mniej naiwnego. No sorry, ale po takiej akcji powinno się niezwłocznie odbierać prawo do wykonywania zawodu.
Osobno trzeba też potraktować napastnika reprezentacji Peru. Do dziś – jego nazwiska nie znał pewnie nikt, kto nie ogląda nałogowo nocami lig południowoamerykańskich. Gość mógł się więc przyznać i zostać głośnym bohaterem, o którym mówiłoby się w samych superlatywach, nawet gdyby miało to oznaczać wypadnięcie poza burtę turnieju. A tak – w naszych oczach na zawsze pozostanie zerem. Peru może dojść do finału, Rudiaz zostać królem strzelców, ale każdy jego boiskowy wyczyn na tym turnieju od tego momentu będzie „brudny”. Każdy sukces zbudowany na tej bramce będzie po prostu śmierdział.
Ale też co by nie mówić – przeznaczenie dopada Brazylijczyków szybciej, niż pewnie mogli się tego spodziewać. Gdy Raul Rudiaz pakował ręką piłkę do siatki Alissona, jemu i milionom kibiców, którym właśnie pękało serce, stanął niewątpliwie przed oczami klops golkipera sprzed ledwie kilku dni, gdy decyzja liniowego uratowała go od wtopy życia. Wtedy powinno być 0:1 i nie było, dziś – kompletnie na opak.
„Dziś to nie są żarty” czytamy na „jedynce” Globo Esporte. Rafael Ocampo z milenio.com pisze bez ogródek: „Smutna śmierć brazylijskiego futbolu”. Fakty są bowiem takie, że Brazylia w pełni zasłużenie wylatuje z Copa America Centenario już po fazie grupowej. Turnieju, na który nie przywiozła najmocniejszego składu, ale który mimo wszystko swój prestiż posiada i na który zjechały tysiące kibiców w radosnych, kanarkowych barwach. Barwach, które plami kolejna, po nie tak dawnym 1:7 z Niemcami, kompromitacja. Jedyne pocieszenie to fakt, że nie największa dzisiejszej nocy.