Oczywiście byłoby to mega krzywdzące, gdybyśmy nazwali Tomasza Iwana maskotką kadry, ale… często można odnieść takie wrażenie. Idealnie wpasował się do tej ekipy. Kiedy reprezentacja strzeli bramkę – kamery idą właśnie na na niego. Podczas meczu zawsze siedzi w pobliżu Nawałki, a nie gdzieś z boku. Na filmikach „Łączy nas piłka” to on często kradnie show. Do tego stopnia, że aż śmialiśmy się swego czasu, że powoływany bez większych podstaw Sebastian Mila chce mu podebrać fuchę.
Iwan masę spraw ogarnia, wszystkie drobiazgi dopina na ostatni guzik. Od umawiania fryzjerów czy załatwiania odpowiedniej liczby konsol, do bookowania noclegów i dbania o każdą najmniejszą zachciankę Nawałki. Stoły ustawione tak, by selekcjoner wszystkich widział, szczelnie ogrodzone boisko, by treningu nie dało się podejrzeć z żadnego miejsca na ziemi, no i poszerzenie parkingu, by autokar reprezentacji nie cofał przed meczem (taki przesąd).
Wbrew pozorom lekko nie jest.
Po karierze długi czas pełnił wygodną rolę celebryty. Co chwilę można było go zobaczyć na jakichś ściankach, w dziwnych programach i teledyskach, można było także przeczytać o nim szalenie interesujące rzeczy. Na przykład takie:
Kariera piłkarska? Najbardziej zapamiętaliśmy Iwana z tego, że nie pojechał na mundial za Engela z czasu spędzonego w Holandii. Zresztą, tam także o nim nie zapomnieli – widzieliśmy, jak przed meczem w Gdańsku wyściskał się z Ruudem van Nistelrooyem. Dwa razy sięgał z PSV po mistrza Holandii, końcówkę kariery spędzał w austriackiej lidze.
Panowie, zadbajcie o to, by Iwan dostał niezły prezent. Z wręczeniem chętnie poczeka do wieczora.