Reklama

Hello France, NICE to see you!

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2016, 19:11 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jakby to ujął Kamil Grosicki – nadszedł dzień dzisiejszy! Póki Polska grała w eliminacjach – była ciekawostką. Dokonania robiły wrażenie na całym świecie. Lewandowski i Milik bili rekordy goli, ale dopiero dziś przyszedł moment, gdy na Polskę patrzył cały świat. Bez konkurencji. Bez nakładania się innych meczów. Bez wymówek – ich obserwowała dziś cała Europa. Najwięksi eksperci piłkarscy, skauci każdego klubu, dziennikarz z Tanzanii chodzący w stroju ludowym po centrum akredytacyjnym, pan z poczytnego Timesa oraz Gary Lineker zakochani od pierwszego wejrzenia w Kapustce, Gruzin z parasolką w narodowych barwach czy kibice, którzy wywiesili wielki transparent Foto-Higiena. Oglądali i zobaczyli naprawdę porządnie zorganizowaną pakę.

Hello France, NICE to see you!

YsHWVUo-2-2

To był mecz o prestiż, transfery, podbicie wartości i pokazanie się na świecie. Mecz o przełamanie fatalnej serii z Mistrzostw Europy. Mecz mający uświadomić Europę, że Polska to nie tylko Lewandowski i że biggest threat, o co pytano już selekcjonera O’Neilla, wcale nie musi być tylko Robert. To wreszcie miało być idealne przetarcie przed najbardziej wymagającym turniejem piłkarskim świata. I takie było. To był taki zespół, jaki oglądaliśmy w eliminacjach. A że przeciwnikiem było Brentford, Colchester – jak zwał, tak zwał tę najgorszą drużynę w historii Euro – to już inna sprawa. Takiemu prymitywnemu futbolowi też trzeba umieć się przeciwstawić. Najlepiej tłamsząc ten jego prymitywizm w zarodku.

Zabijając głupotę inteligencją.

Do pewnego momentu ten mecz przypominał to, co oglądaliśmy wczoraj i przedwczoraj. Starcie drużyny klasowej (Francja, Anglia) z wazonami (Rumunia, Rosja). I tak jak Francuzom i Anglikom nie chciało konkretniej przyżreć z przodu, tak i Polska miała dziś z tym problemy. Irlandczycy mogli się czuć jak na hamaku – tak bujał ich Krychowiak swoimi crossami rozrzucając ciężar gry. Zmuszaliśmy ich do bezproduktywnego biegania, co najlepiej pokazały liczby z pierwszej połowy. 10:0 w strzałach. 2:0 w celnych. 85% – 54% w dokładności podań. Na tym poziomie to różnica nie do pomyślenia. Im dłużej jednak trwał ten mecz, tym częściej – jak przypuszczam – odzywało się w Polakach myślenie: wciśnijmy im choćby z jakiegoś chaosu. Tylko z takim rywalem wygrać po chaosie to jednak lekki wstyd, co?

Reklama

Konkrety przyszły, bo musiały przyjść. Polska grała zbyt inteligentnie, żeby tego nie wygrać. Momentami wręcz tej inteligencji w grze było za dużo, a ciut mniej nieszablonowości. Wtedy aż chciałoby się wpuścić Zielińskiego za Mączyńskiego, ale z drugiej strony – skoro ten ekosystem funkcjonował tak zdrowo, to po co wyrywać z niego jakiekolwiek drzewo? Polska była dziś tak zorganizowana, że… dalibyście głowę, że jeszcze przed miesiącem Mączyński nie był pewny wyjazdu do Francji, bo przed momentem wrócił po kontuzji? Ci goście zostali wkomponowani do takiego mechanizmu, że ich wartość – sportowa i finansowa – skoczyła do przodu w niebotycznym tempie.

Często przy takim rywalu trzeba się wycierpieć – to takie modne słowo w ostatnich miesiącach. Ale Polska nie cierpiała. Może poza jedną akcją sam na sam brawurowo skasowaną przez Szczęsnego – Krychowiak z kolegami dali rywalom wykład z porządnego futbolu. A może nawet powinno się napisać „Kapustka z kolegami”, bo tak, jak ten chłopak zaprezentował się dziś piłkarskiemu światu, to była bajka. Pod siedzibę Comarchu może właśnie podjechać a nowy Bentley jako niewielki procent z jego transferu. Powiecie, że Kapustka nie miał solidnego przeciwnika – zgoda. Ale to jednak Euro. Test na głowę. Psychikę. Test fizyczny. Egzamin, czy poradzisz sobie z intensywnością. Czy rywal dwoma ostrymi wejściami nie wybije ci z głowy piłki, jak często bywało w przypadku Milika. Ale nie w przypadku Kapustki. Nie ma cienia przesady w słowach Jacka Zielińskiego, że dla chłopaka nie stanowi różnicy, czy gra w Bełchatowie, czy w kadrze. Perełka.

Wygrywamy 1:0. Niewiele? Niewiele, ale ten turniej tak na razie wygląda – brakuje piłkarskich fajerwerków przez 90 minut w którymkolwiek meczu. Na tym etapie liczy się jak najszybsze zaklepanie awansu. A kiedy rozpoczyna się tę misję w takim stylu, przy tak inteligentnej – to słowo wypada podkreślić z tysiąc razy – grze, to można tylko pogratulować. Najlepiej po francusku. Chapeau bas. O to chodziło.

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

***

Reklama

Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.

Zrzut ekranu 2016-06-09 o 14.04.45

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...