Kiedy przeglądaliśmy kadrę Anglików przed tym turniejem, to przypominała nam się kultowa scena z “Kilera” i słynne: “My jesteśmy młodzi wilcy!”. W kadrze Roya Hodgsona wprost roi się od zawodników młodych i gniewnych. Dziś Wyspiarze zmierzyli się z Rosjanami i udowodnili, że głód sukcesu w ich kraju jest przeogromny. Od początku gnietli rywali, bezustannie obtłukiwali bramkę Akinfiejewa, ale cóż jednak z tego, skoro w ostatnich minutach stracili koncentrację i dali sobie wbić bramkę na 1:1.
Zanim powiemy parę słów o samym spotkaniu, na osobny akapit zasłużył Wayne Rooney. Pamiętamy tego chłopaka, kiedy dopiero wchodził do Manchester United – zadziorny, pełen wigoru i chęci do gry. Z każdym rokiem był coraz bardziej apatyczny, a kiedy “Czerwone Diabły” popadły w przeciętność, to razem z nimi też ich kapitan. Ustawiany coraz dalej bramki, a i coraz mniej efektywny. W pewnym momencie wydawało nam się, że jest już po piłkarzu – na dobre cofnęli go wgłąb boiska i z rozrzewnieniem wspominaliśmy czasy, gdy jeszcze błyszczał. Dziś jednak Rooney dał nam jasny sygnał, że wciąż potrafi i wciąż mu się chce. Nie przesadzimy chyba ani trochę – to była angielska odmiana Andrei Pirlo w najlepszym wydaniu. Czasem aż łapaliśmy się za głowy kiedy Anglik rzucał takie piłki, jak gdyby siedział przed swoim wypasionym telewizorem i kręcił kciukami na padzie. Maestro!
Przed przerwą nic jednak Anglicy z jego fantastycznej dyspozycji nie mieli, bo albo dawali się łapać na spalonego, albo zwyczajnie brakowało im zimnej krwi i wykończenia. Czy Rosjanie jakkolwiek na ten szturm potrafili odpowiedzieć? Raz udało się uderzyć groźnie po rzucie wolnym, ale generalnie kreatywności w ofensywie Rosjan było tyle, co mięsa w parówkach.
Po przerwie Wyspiarze jeszcze mocniej podkręcili tempo – jak oszalały biegał Sterling, wciąż swojej genialnej asysty szukał wciąż Rooney. Gol jednak w końcu padł, ale paradoksalnie – dopiero po stałym fragmencie gry. Do rzutu wolnego tuż zza pola karnego podszedł Eric Dier i huknął co prawda mocno, ale też niezbyt precyzyjnie. Sęk w tym jednak, że Akinfiejew nieźle się zakręcił – najpierw wyskoczył na metr przed linię bramkową, a potem nie miał już czasu na odpowiednią reakcję.
“IT’S ERIC DIER! BANGGGGG! BREAK-THROUGH!”
Love you Clive Tyldesley. pic.twitter.com/VQ5zBWhort
— HK 2.0 (@HammaaadKhan) June 11, 2016
Do końca meczu Anglicy trzymali rywali za pysk i wydawało się, że nie muszą trząść portkami przed rywalami. I nagle, ni stąd, ni zowąd: wrzutka, przebitka i bramka dla Rosjan. W szoku byli wszyscy – nie tylko Wyspiarze, ale i Leonid Słucki, który przysypiał już na ławce rezerwowych, opracowywał plan na kolejne spotkania, aż nagle wystrzelił jak z armaty.
Rosjanie dziś nie zasłużyli na nawet oczko. Grali bojaźliwie, nieudolnie i zasłużyli na punkty tak jak Jacek Cieloch na nagrodę Pulitzera. Nie chcemy być mimo wszystko niepoprawnymi optymistami, ale czujemy, że Angole mogą jeszcze nieźle namieszać – takiej fantazji w tej drużynie nie widzieliśmy od lat, a dzisiejszy remis uznajemy tylko za wypadek przy pracy.
Fot. 400mm.pl