Portal transfermarkt.de wycenia naszą gwiazdę na 75 mln euro, choć w rzeczywistości Robert jest wart więcej, natomiast wszystkich piłkarzy z ekipy Irlandii Północnej – na 38 mln. Z jednej strony – nie ma się kogo bać. Z drugiej – wiemy, że w futbolu prawdziwą wartość zawodników wyznacza przede wszystkim boisko, a nie metki z cenami – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”. Prasa skupiona już tylko na meczu z Irlandią Północną.
FAKT
Gazeta przewiduje, że to Kapustka zastąpi „Grosika” na lewej stronie.
Skrzydłowy Cracovii w meczach reprezentacji nie zawodził, selekcjoner ceni jego uniwersalność – młody gracz może zagrać jako lewoskrzydłowy, po przeciwnej stronie boiska w środku pomocy lub – jak ostatnio – na… prawej obronie. To był autorski pomysł selekcjonera Adama Nawałki (59 l.) przetestowany w towarzyskim spotkaniu z Litwą (0:0). Debiut Kapustki na nowej pozycji wypadł poprawnie, ale jeszcze w trakcie tego spotkania selekcjoner zdecydował, żeby przesunąć go wyżej. Zawodnik grał już jako skrzydłowy, czyli tam, gdzie czuje się najlepiej. Niewykluczone, że w przyszłości Nawałka wróci do pomysłu ustawiania Kapustki jako prawego obrońcy i będzie chciał zrobić z niego zastępcę Łukasza Piszczka (31 l.), ale we Francji nie ma na to czasu i piłkarz jest traktowany jako skrzydłowy.
Jest też news transferowy: Arielem Borysiukiem interesuje się QPR.
Ledwie Ariel Borysiuk (25 l.) wrócił do Warszawy, a już może z niej wyjechać. Poważnie zainteresowani są nim szefowie QPR, 12. drużyny angielskiej Championship, odpowiednika polskiej pierwszej ligi. – Coś się dzieje, ale na konkrety jeszcze za wcześnie – powiedział Faktowi agent piłkarza, Mariusz Piekarski (41 l.). (…) 12-krotny reprezentant Polski ma już za sobą nieudane epizody zagraniczne, występował w Kaiserslautern i Wołdze Niżnyj Nowogród. Do Polski wrócił, żeby się odbudować. Z powodzeniem, bo w Lechii był czołowym piłkarzem, a w Legii na pewno nie zawiódł, w decydujących spotkaniach o mistrzostwo czy Puchar Polski należał do wyróżniających się zawodników.
GAZETA WYBORCZA
Dziś w sporcie dwa tematy. Pierwszy: kontuzja „Grosika”. Tym prasa będzie żyła do samego meczu z Irlandią Północną.
Grosicki nie ma szczęścia do swoich urodzin. Cztery lata temu w dniu otwarcia mistrzostw Europy kończył 24 lata. Bardzo chciał zagrać, ale mecz z Grecją zaczął jako rezerwowy. Franciszek Smuda chciał go wpuścić na boisko dopiero w końcówce. Ale gdy piłkarz był już przygotowany do wejścia na boisko, sędzia zakończył spotkanie. 28. urodziny pomocnik Rennes obchodził wczoraj. Chciał szykować się do – jak sam mówił – turnieju życia, a nie był pewien, czy wyjdzie na boisko w otwierającym Euro 2016 meczu z Irlandią Północną. – Śpicie? My jeszcze nie – cały czas walczymy, bo wiemy, że jutro będzie jeszcze lepiej i jeszcze bliżej pełnej sprawności. TurboGrosik wraca do gry – napisał we wtorek wieczorem na Facebooku Grosicki i wrzucił filmik z zabiegów, którym poddawany jest jego staw skokowy. Po sparingu z Litwą w Krakowie u skrzydłowego stwierdzono – jak mówi komunikat PZPN – “nadwerężenie aparatu torebkowo-więzadłowego stawu skokowego”. Po przylocie do La Baule kulał. – Teraz największą rolę odgrywają fizjoterapeuci. Staw jest naruszony, więc trzeba go wzmacniać. Doba jest długa, a każda godzina działa na korzyść Kamila – mówił wczoraj Bogdan Zając, asystent Adama Nawałki.
Drugi: biało-czerwoni w ukryciu.
Po bałtyckiej Juracie, bieszczadzkim Arłamowie, teraz jest ocean w Normandii. Są nowe bodźce, by zapobiec znużeniu. Myślał o tym trener Adam Nawałka, gdy planował tygodnie na Euro. Piłkarze zamieszkali w okolicy, po której można spacerować godzinami i nie spotkać żywego ducha. Zamknięte na głucho domki, okna zasłonięte roletami, ogrody poruszane jedynie wiatrem. Od najbliższego stadionu Euro (w Bordeaux) dzielą ich 422 km. To nie oznacza, że selekcjoner chciał wyrzucić podwładnych na koniec świata, przeciwnie: według dyrektora reprezentacji Tomasza Iwana od początku wykluczał zamknięcie w bazie treningowej w środku lasu czy jakąkolwiek ucieczkę od cywilizacji. Nie wymagał wynajmowania hotelu na wyłączność. I w położonym tuż przy plaży hotelu Barriere L’Hermitage piłkarze zajmują tylko dwa piętra. Odcięte od reszty posesji – ale gdzie indziej mieszają się, jak w Arłamowie, z innymi gości. Bo to wciąż ma być reprezentacja otwarta, a jej członkowie mają czuć, że dzieje się coś bardzo istotnego. I czują. Wtorkowy trening – jedyny podczas turnieju otwarty dla publiczności – oglądało 600 osób. 500 biletów dostały dzieci z miejscowych szkół, resztę miejsc zajęli polscy kibice. Byli też fani w barwach Paris Saint-Germain, którzy wywiesili transparent ze skierowaną do Roberta Lewandowskiego prośbą, żeby nie opuszczał Francji po turnieju, lecz przeniósł się na stałe do ich klubu. Minęły już czasy, gdy polski piłkarz miał twarz anonimową i na wyjazdowych zgrupowaniach mógł przechadzać się po ulicach niezauważony.
SUPER EXPRESS
W „Superaku” na tapecie oczywiście „Grosik” i jego noga. Tabloid nazywa ją wręcz najsłynniejsza nogą w Polsce. Opowiada o niej Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji.
– Kamil przez większość dnia pracuje z fizjoterapeutami. Działamy z jego stawem skokowym i silnie przeciwobrzękowo i cyrkulacyjnie. Równolegle wprowadziliśmy pracę siłową i stabilizację. Decyzje zapadną w ostatniej chwil, na razie w ogóle się nie zastanawiamy, co z grą w meczu z Irlandią Północną. Można jednak powiedzieć, że jest szybki postęp.
Ile zazwyczaj trwa przerwa w grze po tego typu kontuzjach?
To zależy od momentu sezonu, od rozległości urazu i od tego, czy chcemy zawodnika szybko wprowadzić do gry, czy też staramy się doprowadzić do idealnego wygojenia się tkanek. Chcemy oczywiście, żeby Kamil był w stu procentach zdrowy, ale będziemy mocno cisnąć, żeby stało się to jak najszybciej. Najbliższe 2-3 dni będą decydujące.
Jest też tekst o… kierowcy reprezentacji.
– Jestem jednym z dwóch kierowców reprezentacji Polski na Euro 2016 – mówi Thierry Denos, który oprowadził „Super Express” po autokarze. – Piłkarze będą jeździć bardzo wygodnie. Siedzenia są szerokie. Jestem kibicem piłki i chciałbym, żeby Polska zaszła jak najdalej na Euro. Cieszę się, że przydzielono mnie akurat do wożenia Polaków. Jestem dumny, że wożę Roberta Lewandowskiego – podkreśla.
Na koniec kolejny odcinek cyklu „SE”, tym razem przedstawione jest dzieciństwo Grzegorza Krychowiaka.
Pani Krychowiak mówi, że od dziecka piłka byłam ulubioną zabawką jej syna. – Zawsze i wszędzie mu towarzyszyła, a od trzeciego roku życia nie rozstawał się z nią – wspomina. – Gdy był starszy, to wiedziałam, że po szkole nie robi nic złego, bo na pewno jest na boisku. Jednak gdy raz długo nie wracał do domu, to zaczęłam się denerwować. Mąż mnie uspokajał. W końcu poszłam sprawdzić co się z nim dzieje. Gdzie był? Kopał sobie sam na szkolnym boisku. Jak był mniejszy, to bardzo lubił bawić się samochodami. Ciocia Ala przywoziła mu nowe resoraki. Gdy mu się zepsuły, to ja mu z dwóch zrobiłam jeden. Byłam taka Zosia-Samosia. Zawsze w niedzielę mąż nagrywał na wideo program disco polo. Potem syn lubił sobie to oglądać. Podobnie, jak bajki Disneya.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na okładce Bartosz Kapustka:
I jemu także poświęcony najważniejszy tekst.
Według naszych informacji szansę na grę skrzydłowego, który w meczu z Litwą (0:0) skręcił staw skokowy, są minimalne. Nawałka nie chce ryzykować. Po pierwsze zawodnik nie będzie trenował cały tydzień, poza tym uraz mógłby się odnowić w trakcie spotkania. A zawodnik tej klasy będzie potrzebny w spotkaniach z Niemcami i Ukrainą. Ma go zastąpić Bartosz Kapustka. 19-letni skrzydłowy Cracovii w meczach reprezentacji nie zawodził. Od debiutu z Gibraltarem (8:1) rósł w kadrze (…). Wybór Nawałki na bokach pomocy mocno się zawęził. Dla Sławomira Peszki selekcjoner przewidział rolę zmiennika, kogoś, kto wejdzie z ławki rezerwowych i ze świeżymi siłami da zespołowi impuls do ataku. Trener mówi, że to zawodnik zdaniowy. Peszko sprawdził się w takiej roli chociażby w meczu z Irlandią w Warszawie, gdzie w końcówce miał zneutralizować prawą stronę przeciwnika.
Łukasz Fabiański to jeden z największych pechowców w polskiej reprezentacji. „PS” wylicza wszystkie momenty, kiedy stawał się już pierwszym bramkarzem, ale w najważniejszych momentach w jego miejsce wskakiwał ktoś inny. Dokładnie taką sytuację mamy teraz.
To był przygnębiający widok – przed wyjściem ze stadionu w Gdańsku Łukasz Fabiański narzucił na głowę bluzę dresową, ukrył twarz i ruszył. Raźnym krokiem przemknął niezauważony obok kordonu dziennikarzy. Byle tylko nikt go nie zaczepił. Godzinę wcześniej skończył się mecz z Holandią, w którym – od początku do końca – między słupkami zagrał Wojciech Szczęsny. Ostatecznie wyjaśniło się, kto będzie numerem jeden na Euro 2016. Pierwszy sygnał bramkarz Swansea dostał już w Arłamowie – w kończącym zgrupowanie sparingu kardy A z kadrą B był tylko zmiennikiem Szczęsnego. Selekcjoner Adam Nawałka zmienił hierarchię wśród bramkarzy, choć to Fabiański zagrał w sześciu ostatnich meczach eliminacyjnych iw żadnym nie zawiódł. Numerem jeden był do marca. Taka przykra niespodzianka to dla niego nie nowość – kiedy przychodzą naprawdę wielkie spotkania reprezentacji, ogląda je z ławki rezerwowych albo szpitalnego łóżka. To już wręcz reguła.
Dalej „Przegląd” bawi się w porównanie wartości naszej jedenastki z drużyną Irlandii Północnej. Wiadomo, że pieniądze nie grają, ale cały nasz przeciwnik jest wart tyle, co pół Lewego…
Reprezentacja Polski to – wbrew temu, co piszą niemieckie gazety – nie tylko Robert Lewandowski, ale przed meczem z Irlandią Północną oczy wszystkich kibiców zwrócone są właśnie na naszego kapitana. Powody są oczywiste. Napastnik Bayernu to maszyna do strzelania goli, nic dziwnego, że właśnie Lewego przeciwnicy obawiają się najbardziej. Zwłaszcza, że polski piłkarz jest wart dwa razy więcej niż cała kadra Michaela O’Neilla, co naprawdę robi wrażenie. Portal transfermarkt.de wycenia naszą gwiazdę na 75 mln euro, choć w rzeczywistości Robert jest wart więcej, natomiast wszystkich piłkarzy z ekipy Irlandii Północnej – na 38 mln. Z jednej strony – nie ma się kogo bać. Z drugiej – wiemy, że w futbolu prawdziwą wartość zawodników wyznacza przede wszystkim boisko, a nie metki z cenami.
Raport z obozu rywala: w Irlandii Północnej o tym, komu się kibicuje, decyduje religia. A tak poza tym, ich liga to kompletna amatorka.
W ostatnich dwóch sezonach ligowych triumfowało Crusaders, a Linfield na kolejny tytuł czeka od czterech lat. To nadal najbogatszy klub w lidze. – Piłkarze zarabiają tam około tysiąca funtów tygodniowo – mówi Artur Kopyt, mieszkający od dekady w Irlandii Płn. piłkarz drugoligowego Donegal Celtic, notabene także katolickiego klubu. To duża kwota jak na tamtejsze standardy. Większość piłkarzy w tej lidze to amatorzy. – Przeciętna płaca w irlandzkiej lidze to 300-400 funtów tygodniowo – ujawnia Adamczyk. Tamtejsza liga stoi na bardzo niskim poziomie nie tylko sportowym, ale i organizacyjnym. Byliśmy na miejscowym hicie Linfield – Glenovan. Najpierw nikt nie potrafił udzielić nam odpowiedzi, gdzie odebrać akredytację. Potem odkryliśmy, że na Windsor Park nie ma trybuny prasowej, a dziennikarze siedzą w górnych rzędach trybun. Po meczu nie odbyła się konferencja, zamiast tego szkoleniowiec gospodarzy spotkał się z przedstawicielami mediów w obskurnym baraku. Ten barak jest najlepszą ilustracją irlandzkiej piłki klubowej.
Fot. FotoPyk