Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2016, 11:39 • 7 min czytania 0 komentarzy

W wypowiedziach – nawet teraz, przy okazji Euro – dotyczących sukcesu piłkarzy z topu zawsze przewija się ten sam temat – graliśmy w piłkę przy każdej możliwej okazji, na podwórku, w szkole, po szkole, dopiero później także w klubie. Od Bońka po Lewandowskiego, od Arszawina po Cristiano Ronaldo i jakiekolwiek jeszcze wyciągnąć granice – wszyscy zachwalają przede wszystkim solidne podstawy, jakie daje wyłącznie piłka uliczna.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Na drugim froncie są zastępy analityków, którzy już od przedszkola analizują, który z piłkarzy ma naturalne predyspozycje do biegania, a który prędzej sprawdzi się w boksie, którego można śmiało wystawiać na bramce, a który powinien zostać lewym obrońcą. Te dwa światy – wnikliwej analizy od najmłodszych lat i beztroskiej zabawy rozpoczynanej w tym samym okresie oczywiście się nie wykluczają. Mam jednak wrażenie, że zdecydowanie za późno, a jednocześnie zdecydowanie za rzadko ten drugi, matematyczny świat, próbuje wprowadzić w życie ten pierwszy.

Z Lubina przywiozłem sporo nowych doświadczeń – o Zagłębiu, a przede wszystkim Akademii Zagłębia przeczytacie TUTAJ. Jako najbardziej wartościowe uważam jednak to, co na Dolny Śląsk zaimportowano z Holandii stosunkowo niedawno. Mianowicie: analitycy i teoretycy, same mądre głowy, zastanawiali się, jak wprowadzić ten element piłki ulicznej do szkolenia w sposób, który pozwoli dzieciakom kopiować ścieżkę rozwoju, o której mówili wielokrotnie piłkarze z każdego większego państwa świata. Jak sprawić, by Johan, 8-latek z Amsterdamu, który od małego chodzi do prywatnej szkoły i mieszka na bogatych i bezludnych przedmieściach, odebrał tę samą futbolową lekcję od życia, co Sergio, który od rana do nocy kopie piłkę o ścianę swojego domu w jednej z faweli Buenos Aires.

Jaki był ich wniosek? Przede wszystkim: czym różni się kopanie piłki o ścianę swojego domu i gra z kolegami po lekcjach od tej „profesjonalnej”, w akademiach i szkółkach piłkarskich? Na pierwszy plan wysuwa się trener. Krzyczy, ustawia, poprawia, ustala taktykę. No to pach, trenera trzeba wyłączyć. Jego zadanie to przygotować treningi, ale podczas części meczów (tych realizowanych w „radosnym” programie) ma po prostu uważnie obserwować boisko. Dalej rodzice – zazwyczaj dzielnie podpowiadający, by pociecha podała, strzelała, upadła po faulu i oczywiście zawiązała buta, bo się przewróci.

Skoro przeszkadzają – ich też wymeldujemy, zakaz wstępu na boisko. A skoro już jesteśmy przy tych upadkach po faulach. Sergio przewrócony przez trzy lata starszego Angela może się poskarżyć co najwyżej do Madre Marii. Sędziego przecież nie ma. A skoro na podwórku nie ma – w tym trybie szkolenia też go usuwamy. Zawodnicy sędziują sami, w skrajnych sytuacjach decydują trenerzy. Nie ma więc symulowania, nie ma przewracania, nie ma przesadnych krzyków.

Reklama

Wszechstronność. Kolejna ważna kwestia. Nie ma bramkarzy, obrońców, trequartistów. Jasne, trener wyznacza ramy, ale po każdym meczu następuje rotacja, bramkarz wędruje na obronę, defensorzy idą wyżej, napastnik z kolei trafia między słupki. Wszystko po to, by całość jeszcze bardziej upodobniła się do osiedlowych meczów. Nie, nie chodzi o grubego na bramce, bardziej o „oset stoję”. Oset, ale w końcu wjedziesz do bramki.

To ogólne założenia, są pewnie jeszcze bardziej szczegółowe, mające na celu przede wszystkim ograniczenie… ograniczeń.

Łapiecie ten absurd? Zagłębie Lubin ściąga jako innowację z Holandii szereg wytycznych dotyczących organizacji meczu w klubie piłkarskim w taki sposób, by wyglądał jak ten na ulicy. Magia, prawda? Zjedliśmy własny ogon. Choć jednocześnie – trudno odmówić logiki w działaniu, i Holendrom, którzy prawdopodobnie wymyślili cały system, i Zagłębiu, które go zaszczepia u siebie.

Oczywiście, wątpliwe, by ośmiolatki, które w ten sposób zaczynają „karierę” były jakoś szczególnie uprzywilejowane w stosunku do tych, które będą „normalnie” trenować i grać. Decydujące będzie kolejne dziesięć lat, a nie pierwszy sezon. Z drugiej strony jednak – brzmi to tak niewiarygodnie a jednocześnie tak przekonująco, że sam czekam niecierpliwie na efekt, czyli innymi słowy dzieciaków, które po takich ćwiczeniach za młodu faktycznie przebiją się do dorosłej piłki. Istnieje szansa, że zdążymy o tym wszyscy zapomnieć, ale jak coś to przypomnijcie, 2024, sprawdzimy razem konsekwencje.

***

Oczywiście to jest absolutna pierdoła, raczej ciekawostka, podobnie jak planowany monitoring całego boiska, by w analizie wideo można było dokonać analizy gry każdego zawodnika w każdym momencie meczu. O wiele ważniejsze są rzeczy kluczowe, niezmienne, których wypracowanie zajęło nieco dłużej, niż przeszczepienie formatu zabawy z Holandii dla najmłodszych grup. A do tych należy dziewięć boisk, do tych należy obszerny i ujednolicony model gry i całego wychowania w szkole, do tych należy budynek bursy, w którym zamieszkają najstarsi juniorzy klubu.

Reklama

Nie zmieniam zdania w kwestii publicznych pieniędzy w sporcie, nawet jeśli to pieniądze spółki, której tylko 30% spoczywa w rękach Skarbu Państwa. Moim zdaniem jednak KGHM w swoich działaniach pokazuje to, o czym mówią najbardziej zatwardziali ekonomiczni liberałowie. Teoria skapywania w praktyce – jesteśmy tak bogaci, że wspomagamy lokalną społeczność. Bierzemy z regionu siłę roboczą i surowce, więc oddajemy mu kapitalne miejsce do rozwoju dla młodzieży (akademię Zagłębia) i świetną rozrywkę dla starszych (brązowego medalistę Ekstraklasy). KGHM nie robi tego na kredyt, nie robi tego „za hajs państwa”. Wydaje na region symboliczną część dochodu wyprodukowanego przez tenże region. „Dzielą się bogactwem”.

I dzielą w sposób tak rozsądny i tak wizjonerski, że naprawdę życzyłbym sobie tak przemyślanych działań w wykonaniu PGE, Poczty Polskiej, Orlenu i wszystkich innych firm, w których coś do powiedzenia mają państwowi urzędnicy. O, to jest myśl! Szesnaście nowoczesnych akademii młodzieżowych od szesnastu spółek Skarbu Państwa. Na pewno bardziej przemyślany i korzystniejszy dla Polaków plan, niż reklamowanie miedzi w „Gazecie Wyborczej”, albo gazu ziemnego od PGNiG w portalu natemat.pl.

***

Ale Lubin robi wrażenie nie tylko przemyślaną strategią akademii młodzieżowej, ale też wyjątkową stabilnością w dorosłym zespole. Piotr Stokowiec i Piotr Burlikowski pracują w klubie od dwóch lat, a przed momentem przedłużyli kontrakty. Zastanawiam się, na ile ich sukcesy to kwestia wyjątkowych umiejętności, a na ile zwyczajnej stabilizacji i komfortu, jaki daje tak głębokie zaufanie władz. Sam fakt, że Stokowiec został w klubie mimo spadku to ewenement, a przecież to nie koniec udogodnień dla trenera. Teraz przy przedłużaniu kontraktu poprosił o rozszerzenie sztabu i od razu jego prośbę spełniono. Kozacko wygląda też jego współpraca z akademią – jeśli mnie nie okłamywano, Stokowiec nie ma problemu, by zejść na trening najmłodszych dzieciaków i pograć z nimi w dziadka. Zna nazwiska najbardziej utalentowanych chłopaków od rocznika 2004 w górę, sam doskonale wie, który po nabraniu masy będzie gotowy do zasilenia pierwszego zespołu.

W tym kontekście zresztą zastanawiam się – jakie właściwie powinny być cele polskich klubów? W Zagłębiu podkreślają – najważniejszy jest pierwszy zespół, akademia ma tylko dostarczać mu tworzywa. W Lechu też przekonują, że ważniejsze od promowania juniorów są wyniki. W Legii za to właśnie wymienia się trenera, z zewnątrz – wygląda na to, że właśnie z uwagi na konieczność nieco innego rozłożenia priorytetów.

Czy możemy sobie pozwolić na taką szczerość jak Ajax? Sukcesy sukcesami, ale zależy nam na promowaniu i sprzedawaniu młodych zawodników kończąc każdy rok z potężną górką pieniędzy w sejfie? Byłoby to chyba dość uczciwe, szczególnie w przypadku Lecha. Zresztą, „Kolejorz” trzymając na stanowisku Mariusza Rumaka, znającego w Poznaniu każde źdźbło, działał trochę jak Zagłębie Stokowca, możliwe, że również ze względu na tę ciągłość pracy. Pojawia się więc przy okazji wątpliwość, czy lepsze dwa wicemistrzostwa, czy mistrz i siódme miejsce.

Ogółem jednak te wszystkie dyskusje, wątpliwości i rozkminki bardzo mnie cieszą. Szukanie drogi, wizji, ustalanie priorytetów i długofalowej strategii to w końcu pierwsze kroki do jej wdrażania. A poziom debaty futbolowej i złożoność decyzji takich jak wymiana Czerczesowa świadczy o tym, że wzrasta u nas świadomość.

Chyba że to tylko dopisywanie wyższych teorii do totalnie spontanicznych ruchów klubów, które dalej prą po omacku, albo starają się przyoszczędzić na wyborze trenera, czego oczywiście wykluczyć się nie da.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

1 liga

Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł

Bartek Wylęgała
5
Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł
Francja

PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Bartek Wylęgała
5
PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Felietony i blogi

Felietony i blogi

Trela: Mimowolna pionierka. Czy Sabrina Wittmann przetrze szlak dla trenerek w męskim futbolu?

Michał Trela
13
Trela: Mimowolna pionierka. Czy Sabrina Wittmann przetrze szlak dla trenerek w męskim futbolu?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...