Reklama

Wyniki meczów towarzyskich są ważne jak zeszłoroczny śnieg

redakcja

Autor:redakcja

06 czerwca 2016, 08:11 • 10 min czytania 0 komentarzy

Jeśli na początku sezonu Legia gra ważny mecz z Lechem, to zastanawia się pan, jakie były ich wyniki w okresie przygotowawczym? Jasne, że nie. Nawet pan nie wie, z kim grali. Bądźmy poważni, rezultaty meczów towarzyskich w dzisiejszym futbolu mają takie znaczenie jak zeszłoroczny śnieg – ocenia w „Gazecie Wyborczej” Zbigniew Boniek pytany o mecz z Holandią.

Wyniki meczów towarzyskich są ważne jak zeszłoroczny śnieg

FAKT

1

Dziennik na początku zapowiada dzisiejszy mecz reprezentacji z Litwą. Fragment:

Im bliżej turnieju, tym powinno być coraz mniej znaków zapytania w składzie Polaków, ale rozterek nie ubywa. Mecz z Litwą ma pomóc w tym, żeby selekcjoner Adam Nawałka (59 l.) pozbył się kilku z nich. A przybyło ich po meczu z Holandią – Michał Pazdan (29 l.), który wydawał się naturalnym kandydatem do gry na środku obrony obok Kamila Glika (28 l.) zaniepokoił wszystkich kilkoma niepewnymi zagraniami. I dziś trzeba się głowić, czy lepszym partnerem dla kapitana Torino nie byłby Bartosz Salamon (25 l.). Wciąż, cierpliwie i nieustannie, czekamy na wielki mecz w kadrze Piotra Zielińskiego (22 l.). Wobec niego oczekiwania są większe, bo i skalą talentu wyróżnia się na tle kolegów.

Reklama

2

Buziak i na Euro, czyli „Fakt” – jak to tabloid – wchodzi w życie prywatne piłkarzy. Dalej czytamy o Kubie Koseckim, którego nie zamierza wykupywać Sandhausen. Skrzydłowy pojedzie z Legią na obóz.

– Kuba kończy wypożyczenie i jedzie na zgrupowanie do Warki – usłyszał Fakt przy Łazienkowskiej. – O tym, czy pozostanie na dłużej, będzie decydował nowy trener – powiedziano nam w Legii. Kosecki ma jeszcze roczny kontrakt z zespołem mistrzów Polski. Legia potrzebuje wzmocnień na bokach pomocy, ale forma pięciokrotnego reprezentanta Polski jest wielką niewiadomą.

Tak na marginesie, wyobrażacie sobie moment, jak „Kosa” wchodzi do szatni Czerczesowa w swoich fatałaszkach?

GAZETA WYBORCZA

„Wyborcza” zadaje trudne pytanie: czy Lewandowski przeżyje Euro?

Reklama

Dla takich jak on mistrzostwa świata lub kontynentu stanowią wyzwanie najtrudniejsze. Bo tacy jak on harują na kłopoty przez cały sezon. Zjawisko najdoskonalej ilustruje chyba Cristiano Ronaldo, piłkarz teoretycznie niezniszczalny. Ten wyczynowy kolekcjoner rekordów jako jedyny wbijał gola na sześciu kolejnych wielkich turniejach – zaczął jako nastolatek podczas Euro 2004, a potem kontynuował strzelanie podczas mundialu 2006, Euro 2008, mundialu 2010, Euro 2012 oraz mundialu 2014. Na Euro 2016 może swoje osiągnięcie jeszcze upiększyć. To statystyka niecodzienna, uzmysławiająca, jak długo supergwiazdor Realu utrzymuje się na szczycie, acz pamięta o niej niewielu kibiców. Ronaldo kojarzymy bowiem z reprezentacyjnym niespełnieniem. On na mistrzowskich imprezach gra zazwyczaj albo średnio, albo źle. I na ogół mu współczujemy, przypuszczając – widząc – że ledwie powłóczy nogami. Gole strzela zazwyczaj pojedyncze, niewpływające zasadniczo na wynik Portugalii. Na ostatnim mundialu – trafił tylko przeciw Ghanie, jego drużyna nie przetrwała fazy grupowej – wyglądał już ewidentnie na obolałego, z czasem przyznał zresztą, że poleciał do Brazylii z kontuzją uda, „ryzykował dla kraju karierę”, „żaden inny gracz na świecie nie zagrałby tam w jego stanie”.

3

W numerze znajdujemy też rozmówkę ze Zbigniewem Bońkiem. Boniek trzeźwo ocenia mecz z Holandią.

Powtarzał pan, że czeka na porażkę kadry. No to Holendrzy nam ją zapewnili. I co?

I nic. Jeśli na początku sezonu Legia gra ważny mecz z Lechem, to zastanawia się pan, jakie były ich wyniki w okresie przygotowawczym? Jasne, że nie. Nawet pan nie wie, z kim grali. Bądźmy poważni, rezultaty meczów towarzyskich w dzisiejszym futbolu mają takie znaczenie jak zeszłoroczny śnieg. Mówiłem o porażce, bo jest ona impulsem do wyciągania wniosków. I dla piłkarzy, i dla kibiców. Nie chcę przez to powiedzieć, że zawodnicy Nawałki odlatywali po serii zwycięstw. My nie pompowaliśmy balonu oczekiwań, bo wiemy, że zwycięstwa w sparingach, choćby nad Brazylią, Argentyną i Niemcami, nie są tyle warte, co punkty wydarte Irlandii Północnej na wielkim turnieju. Ale czuło się, że nasze media zaczynają tracić kontakt z bazą, że prasa nie pisze już o wyjściu z grupy, ale o medalach.

Czyli porażka z Holandią była rodzajem narodowej terapii?

Nie mówimy, że jedziemy po mistrzostwo Europy, nikt z nas nie upadł na głowę. Nie mamy najlepszej drużyny na kontynencie, ale mamy dobrą, która ma poważne atuty. Te atuty trzeba przekuć w zwycięstwo nad Irlandią Północną, co będzie wielkim wyzwaniem, przecież w historii startów w finałach mistrzostw Europy nasi piłkarze jeszcze nie wygrali. To ma być ten pierwszy raz. Oczywiście porażka z Holandią ma służyć nie tylko mediom i kibicom. Nie chodzi wyłącznie o ostudzenie euforii. Wnioski z tego sparingu ma wyciągnąć Nawałka, on wie, jakie były założenia, co poszło inaczej niż oczekiwał. Pamiętam z doświadczenia boiskowego, że porażka to lepszy bodziec niż zwycięstwo, zwykle więcej z niej płynie nauki, refleksji. Przed mundialem w Niemczech kadra Pawła Janasa wygrała z Chorwacją. I co?

SUPER EXPRESS

W „Superaku” dziś mocno januszowo, do wydania dodany jest szalik kibica. Na okładce też informacja o śmierci Henryka Loski, z tym, że „SE” przedstawia go jako „ojca Torbickiej”. OK.

5

Szybka rozmówka z Kamilem Grosickim:

Ale czy porażka z Holandią nie zachwiała waszej pewności po serii zwycięstw?

Nie sądzę. Przypomnę, że przegraliśmy z Holandią, a nie z Andorą. Holendrzy to wciąż klasowy zespół. Poza tym ważniejsze od wyniku jest to, że po meczu nasze nogi są zdrowe, bo wystarczająco dużo było problemów z kontuzjami w kadrze. Sporo momentów w meczu z Holandią w naszym wykonaniu było dobrych, a te złe trzeba wyeliminować już w starciu z Litwą. Myślę, że dzisiaj pokażemy swoją siłę i dobrze nastawimy się psychicznie przed meczem z Irlandią Północną.

4

I opowieść o dzieciństwie Michała Pazdana.

Mało brakowało, a nigdy nie grałby w piłkę. – Kiedy jechałem zapisać ośmioletniego Michała do Hutnika, wjechał w nas jakiś pijak. Maluch ojca został skasowany, ale nam na szczęście nic się nie stało, a tata podszedł do uszkodzeń auta bardzo spokojnie – opowiada nam Tomek. Mama stopera kadry, pani Zofia, i tata, pan Piotr, dobrze wychowali trzech synów. Choć chłopcy na osiedlu znali wszystkich rówieśników, byli odporni na złe wpływy niektórych kolegów. – Nic do nas nie mieli. Graliśmy z nimi w piłkę, a to, co robili potem, nas nie interesowało. Zresztą Michał żył w rytmie: szkoła – trening – dom – wspomina Tomasz Pazdan.

Jest też tekścik o tym jak… żona Zbigniewa Bońka wygrała turniej golfowy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka niepiłkarska:

6

Temat numeru – obszerna sylwetka Muhamada Aliego. Z rzeczy piłkarskich najważniejszy dziś jest rzecz jasna mecz z Litwą.

Nawałka każe piłkarzom traktować każde spotkanie towarzyskie jakby było o punkty. Bez odpuszczania, odstawiania nogi, kalkulowania. To było widać w czterech kolejnych spotkaniach po awansie, które w komplecie Polska wygrała, a zatrzymała ją dopiero Holandia. Tym razem też ma być pełne zaangażowanie, ale nawet i w głowie musiały zrodzić się obawy dotyczące urazów. Początkowo zamierzał wystawić na Litwinów najsilniejszy skład, ale musiał zmienić plany. Wszystko przez to, że w meczu sprzed kilku dni niektórzy zawodnicy zostali mocno poobijani i to stanem ich zdrowia kierował się Nawałka przy wyborze jedenastki. Niewykluczone, że spotkanie na ławce rezerwowych rozpoczną Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski. Tak właśnie zapowiada się mecz z Litwą – zdrowie naszych piłkarzy będzie na pierwszym miejscu. Z drżeniem będziemy obserwować Grzegorza Krychowiaka (ma zagrać 45 minut), wracającego na boisko po kontuzji, bo ile oznacza jego brak w składzie reprezentacji, unaoczniła porażka z Holandią.

7

Ojciec Piotra Zielińskiego z detalami opowiada o tym, jak szkolił swojego syna.

W jego przygotowaniu postawiłem na technikę, nic innego mnie nie interesowało. Niektórzy rodzice potrafili obudzić syna o 7 rano i wygonić na dwór, żeby poprawiał kondycję. Kazali mu biegać, a sami jechali za nim rowerem. Piotrek spędzał tyle czasu na boisku, czy to z kolegami czy na treningu, że biegania miał dość. Stąd nacisk na technikę. W ogrodzie przed domem zrobiliśmy boisko do siatkonogi, wychodził tam z Pawłem i grali. Wtedy ja albo żona musieliśmy sędziować, bo było tyle kłótni, że do rozstrzygania sporów potrzebny był ktoś z boku. Ile oni rozegrali tam tez gierek jeden na jednego… Syn rywalizował zazwyczaj ze starszymi. Był przedszkolakiem i nikt by go nie dopuścił do meczu, ale legitymację szkolną miał już cztery lata starszy Paweł. Piotrek nawet jeszcze nie potrafił się podpisać, ale dzięki legitymacji brata mógł grać. Sędziowie mnie znali, trenerzy przeciwnych drużyn również, więc nie robili przeszkód, żeby taki szkrab robił to, co lubi. Starałem się pilnować, żeby starsi nie zrobili mu krzywdy.  

8

Rozmówka z Kamilem Glikiem. Stoper deklaruje: wyjście z grupy to plan minimum.

Przed Euro 2012 został pan odstrzelony w ostatniej chwili, teraz takiego ryzyka nie było. Mówiło się potem, że przed mistrzostwami za dużo trenowaliście na siłowni, a za mało na boisku. Potwierdza pan?

Nie chcę mówić za kolegów, ale faktycznie często mówili, że nie czuli się super, a sił starczało raptem na 60-70 minut. To wskazuje, że coś musiało być na rzeczy.

Zamiast na turniej mógł pan pojechać na ryby.

Miałem dłuższe wakacje niż planowałem, mogłem więc porządnie odpocząć, ale nie było to szczególnie miłe. Potrzebowałem trochę czasu, by dojść do siebie i postawić sobie kolejne cele a szczęście udało się dość szybko.

(…) Co uzna pan za sukces na stadionach we Francji?

Plan minimum to wyjście z grupy. Jeśli wygramy pierwszy mecz, szansa na awans będzie duża. Wszystko co uda się ugrać po wyjściu z grupy będzie miłym dodatkiem.

9

Dalej mamy tekst o zmarłym w sobotę Henryku Losce, jednym z najbardziej lubianych działaczy w polskiej piłce.

Miał niezwykły dystans do przeszłości, umiał o niej opowiadać ze swadą. Tak jak o „aferze Adama Musiała”, której efektem było skreślenie z podstawowego składu piłkarza zbyt późno wracającego do bazy po nocnej imprezie podczas pamiętnych mistrzostw. – Wieczór był bardzo sympatyczny i gdyby nie historia z Adamem do dzisiaj bym go tak wspominał. A to dlatego, że kiedy wracałem do ośrodka z Gmochem już po zmroku – była piękna, księżycowa noc – nagle zza krzaków wyszła ładna dziewczyna. Jacek był w dresie reprezentacji Polski, więc ona go poprosiła o autograf. On się zgodził, a wtedy dziewczyna rozpięła bluzę, prosząc o złożenie podpisu na… piersiach. No i Gmoch szczęśliwy spełnił to życzenie – z rozbawieniem opowiadał nam Pan Henryk.

10

„Przegląd” porozmawiał z Antoninem Panenką. Jak myślicie, o czym?

Po pokonaniu Seppa Maiera w 1976 roku przeszła panu przez głowę myśl, że na stałe zapisał się pan w historii piłki nożnej?

Wtedy w Belgradzie nie widziałem nic nadzwyczajnego w tym, że lekko kopnąłem piłkę w środek bramki. Zrobiłem tak, bo byłem pewny, że w ten sposób strzelę gola. Nie miałem żadnych wątpliwości. Dopiero po wielu latach uświadomiłem sobie, że dokonałem czegoś specjalnego. I nie powiem, to miłe uczucie, kiedy za każdym razem, gdy jakiś piłkarz na świecie wykona karnego tak jak ja 40 lat temu, komentator telewizyjny powie, że strzelił jak Panenka. W sumie to dziwne, żeby z powodu jednego strzału przejść do historii.

40 lat temu na boisku w Belgradzie, tuż przed rzutami karnymi, dużo osób wiedziało, ze będzie pan uderzał tak a nie inaczej?

Wszyscy wiedzieli. Nie robiłem z tego żadnej tajemnicy. Podczas prawie każdego treningu trenowałem ten sposób strzału. Trzy-cztery tygodnie przed mistrzostwami na stadionie Bohemiansa właśnie tak pokonałem bramkarza Dukli Praga Ivo Viktora, z którym potem w Jugosławii dzieliłem pokój. Nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby odradzać mi takie uderzenie. Tylko Ivo próbował mnie przekonywać, że jak na finał mistrzostw Europy, to może być zbyt ryzykowne. Żartował, że jeśli się na to zdecyduję, nie wpuści mnie do pokoju. Później nie miał wyjścia i musiał otworzyć mi drzwi.

99

Lech Poznań celuje w duże nazwiska. Naprawdę duże.

Niedawno brytyjskie media informowały, że sondował możliwość kupienia Tomasza Kuszczaka, ciągle gdzieś kręci się nazwisko Artjomsa Rudnevsa, a ostatnie dni przyniosły sensacyjne doniesienia o Wasilewskim. W kilku źródłach potwierdziliśmy, że faktycznie był taki temat i poznaniacy kontaktowali się z 35-letnim byłym obrońcą kadry narodowej. Mistrza Anglii z Leicester miał namawiać na podpisanie kontraktu nawet pomocnik Lecha i kolega z reprezentacji – Dariusz Dudka. „Wasyl” jednak szybko odmówił. Według nieoficjalnych doniesień, gdyby przystąpiono do negocjacji, byłby spory problem. Bo w grę wchodziłby kontrakt na poziomie co najmniej 350-400 tys. euro.

„Przegląd” dodaje, że wciąż otwarte są tematy Łukasza Szukały i Ioana Hory.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...