Reklama

Po karierze chyba napiszemy z „Mierzejem” książkę

redakcja

Autor:redakcja

03 czerwca 2016, 17:14 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Przylatuję tam z Anglii, przyjeżdżam na stadion, a on wygląda jak z 1932 roku, po sześciu wojnach, z tymi tureckimi kiblami. Nie ma ludzi. Nic nie wiadomo. Podpisaliśmy, zrobiliśmy jedno zdjęcie i finito. Już na miejscu zacząłem się zastanawiać, co jest grane. Powiedziałem dyrektorowi sportowemu, że nie jestem przekonany, a on cały zapocony, bo wszystko przygotowane, został tydzień do ligi i nie mogą szukać kolejnego zawodnika. Więc mówię, że chce zobaczyć bazę. Jedziemy, a tam słuchaj jaka siłownia. Atlas z 97 roku i jedno ćwiczenie na nogi. Pomyślałem, że nie no, chyba sobie jaja robicie – opowiada Radosław Majewski, który podpisał trzyletni kontrakt z Lechem Poznań.

Po karierze chyba napiszemy z „Mierzejem” książkę

Nie wracasz do Polski spóźniony o jakiś rok albo dwa? 

Kiedy grałem w Nottingham, w ogóle nie myślałem o powrocie. Nie brałem pod uwagę takiej opcji. Potem trafiłem do Huddersfield, gdzie chciał mnie trener i otwarcie mówił, że będzie na mnie stawiał. Nawet gdy źle zagrałem, to miał pretensje do innego zawodnika, że źle pobiegł. Mogłem się poczuć ważny, ale trener po tygodniu odszedł i wszystko się zmieniło. Priorytetem było pozostanie za granicą, przyszła oferta z Grecji i z niej skorzystałem.

Kiedy rozmawialiśmy dwa, trzy lub nawet cztery lata temu, zawsze opowiadałeś, że chciałbyś trafić do Premier League. Ten temat kiedykolwiek realnie się pojawił?

Było sondowanie, ale bez konkretów. Nie da się odrzucić oferty z Premier League. Tam kluby są naprawdę konkretne – jeśli cię chcą, to nie czekają, tylko składają propozycję. Miałem zapytania z dwóch klubów, ale nie doszło do finalizacji. Może też za szybko zdecydowałem się przedłużyć kontrakt z Nottingham. Rozegrałem dobry sezon, ale – wiesz – to tylko gdybanie. Byłem młody i może mogłem poczekać, ale skąd mogłem wiedzieć, co się wydarzy? Gdybym miał aktualną ofertę z Premier Legue, to inna rozmowa. Nie miałem też pewności, że taka kiedykolwiek przyjdzie.

Reklama

Ogółem jednak zrobiłeś w Anglii większą karierę niż wszyscy przypuszczali.

To taki paradoks, choć nigdy na to specjalnie nie patrzyłem. Ktoś napisze artykuł, przeczyta go piętnaście tysięcy ludzi i zaraz przejdzie do innego tematu. Walka z wiatrakami nie ma sensu. Poszedłem, żeby grać i grałem. Trzy razy przedłużyłem kontrakt. Osiedliłem się tam, czułem się naprawdę dobrze i podobało mi się, że mogłem regularnie występować przy dwudziestu tysiącach na trybunach. Potem pojawiło się Huddersfield, milion niespodziewanych sytuacji i – cóż – musiałem zmienić kraj.

A nie mogłeś zostać na Wyspach po tym Huddersfield? Jednak wyrobiłeś sobie jakąś markę i…

Nie, nie. Kiedy tam wypadniesz z karuzeli, to wypadasz całkowicie. Kluby mają pieniądze, przychodzą następni i już się nie liczysz. Miałem oferty z League One – i to akurat z klubów, które awansowały – ale wtedy myślałem: „przecież to trzeci poziom, nie będę znowu czekał, żeby wrócić do Championship”. Władze Nottingham naciskały też na rozwiązanie kontraktu. Obowiązywało Financial Fair Play, a trenerowi, który pracował w Forest, wcześniej odmówiłem przejścia do Boltonu, więc teraz on miał okazję mi grzecznie odmówić. Dostałem zapytania z innych krajów, ale najbardziej atrakcyjna wydawała mi się Veria. Pojechałem i przekonałem się, jak faktycznie to wszystko wygląda.

Co cię najbardziej uderzyło?

Przylatuję tam z Anglii, przyjeżdżam na stadion, a on wygląda jak z 1932 roku, po sześciu wojnach, z tymi tureckimi kiblami. Nie ma ludzi. Nic nie wiadomo. Podpisaliśmy, zrobiliśmy jedno zdjęcie i finito. Już na miejscu zacząłem się zastanawiać, co jest grane. Powiedziałem dyrektorowi sportowemu, że nie jestem przekonany, a on cały zapocony, bo wszystko przygotowane, został tydzień do ligi i nie mogą szukać kolejnego zawodnika. Więc mówię, że chce zobaczyć bazę. Jedziemy, a tam słuchaj jaka siłownia. Atlas z 97 roku i jedno ćwiczenie na nogi. Pomyślałem, że nie no, chyba sobie jaja robicie. Z drugiej strony nie chciałem wybrzydzać. Czekały mnie mecze z Olympaikosem, Panathinaikosem, AEK-iem – można się pokazać. O, albo gdybyś zobaczył murawę, na jakiej trenowaliśmy. Jak na boisku szkolnym! Nie, co ja gadam?! Na szkolnych boiskach tak złych muraw nie ma. Pod prysznicem momentami brakowało cieplej wody. Sporo trzeba wpompować pieniędzy, żeby poprawić te warunki. Pół roku wcześniej miałem oferty z greckich klubów z najlepszej ósemki, ale wtedy nie byłem gotowy. Cóż, nie trafiałem najlepiej z wyborami przez ostatnie półtora roku.

Reklama

Kto w ogóle zasugerował ci tę Verię? Patrząc na twoją karierę, to dość dziwny ruch. Niby kiedyś opowiadałeś, że mieliście walczyć o puchary, ale z tego, co mówisz dziś, to jakaś straszna wiocha.

Nowy dyrektor sportowy, który wcześniej był w PAOK-u, chciał walczyć o wyższe cele i ściągać poważnych zawodników. Płacili też dobre pieniądze, choć koniec końców połowy i tak nie zapłacili, więc gdziekolwiek bym poszedł, zarobiłbym lepiej. Co tu dużo mówić – spodziewałem się lepszej organizacji. Potem zacząłem szperać i rozmawiać z ludźmi, którzy orientowali się w tych realiach. Mówili tylko: gdzieś ty się człowieku – za przeproszeniem – wjebał?! Mega „ciężarówka”! Przyjemnie tylko mieszkało się w Salonikach, gdzie zresztą zapisałem się na siłownię. Wiesz, jak to jest – jak chcesz, to znajdziesz. Po prostu zależało mi na grze w piłkę.

Skończyłeś sezon z czterema golami i czterema asystami. Dramatu nie było.

Ale gdybyś obejrzał te mecze… Ile ja miałem tych sytuacji! Tu z dwóch metrów ktoś ładuje nad bramką, bo chce koniecznie na siłę – nie masz na to wpływu. Sam też mogłem strzelić minimum osiem goli, i to takich pewniaków. Albo miałem podejść do jednego czy drugiego karnego, ale w ostatniej chwili inna decyzja. Dlatego nie jestem zadowolony z liczb.

Teraz przechodzisz do słabszej ligi, ale klubu o niebo lepiej zorganizowanego niż Veria.

Gdybym grał w PAOK-u lub AEK, pewnie patrzyłbym inaczej. W Verii został mi rok kontraktu, ale pomyślałem, że gdybym znowu miał to wszystko przeżywać, to zakopałbym się i wrócił do Polski jako zmarnowany talent. Wolałem podjąć rozmowy z klubem, zrezygnować z części pieniędzy i wyjechać. Teraz podpisałem z mega przygotowanym klubem i walczącym o najwyższe cele. Przynajmniej będę wiedział, kiedy trenować, bo w Grecji zdarzało się, że jechałem na trening i nagle gościu pisze, że przełożone o dwie godziny. Szkoda gadać. Czasem się śmieję, że po karierze będziemy mogli napisać książkę z Adrianem Mierzejewskim, bo on w Arabii też ma niezły show. Aż sobie zapisałem trochę historii. Poczytasz i będziesz się śmiał.

Ale nie wracasz do Polski – jak wielu – jako zmarnowany talent. Coś jednak ci się udało.

Na 30 ligowych meczów w Grecji zagrałem 29. Jeden odpadł mi za kartki. Teraz zgłasza się do ciebie duży klub, mówi, że będą na ciebie stawiali i myślisz: to naprawdę wreszcie krok do przodu. Fajnie jest poczuć, jak dwadzieścia tysięcy cieszy się z twojej bramy. Wiem, że mogłem więcej osiągnąć. Mogłem też trafić do innych klubów, ale dałem słowo Lechowi.

Jaką rolę dla siebie widzisz w drużynie i na jakiej pozycji w zasadzie będziesz grał? Opowiedz, jak się zmieniłeś piłkarsko przez kilkadziesiąt ostatnich miesięcy.

O takich planach powinien opowiedzieć ktoś, kto odpowiada za mój transfer. O moim charakterze podobnie, bo przed podpisaniem kontraktu odbyliśmy wiele rozmów. Pozycja? Wszystko wyklaruje się w najbliższych tygodniach, bo nie wiadomo, kto odejdzie, a kto zostanie. Przez pół sezonu byłem takim oszukanym – półbocznym, półśrodkowym – lewoskrzydłowym w trójce pomocników. Drugą ćwiartkę grałem jako dziesiątka zawieszona za napastnikiem, kolejne mecze jako ósemka, a zdarzało się też występować na prawej pomocy. Kiedyś mogłem marudzić, że tu czy tam się nie nadaję, ale nauczyłem się, że nie ma sensu narzekać, tylko trzeba się jak najszybciej zaadaptować.

Na logikę powinieneś być następcą Linettego.

Nie chcę mówić o ludziach, którzy nie odeszli. Może będziemy z Karolem grali razem, może nie. Coś się może wydarzyć, ale nie mnie o tym dyskutować.

Od wielu innych środkowych pomocników różnisz się tym, że oni – jak Starzyński czy Wolski – przepadli między innymi ze względu na intensywność ligi, a ty regularnie grałeś w Championship, gdzie akurat intensywność jest potworna. Postrzegasz to jako swój atut?

Sam jestem ciekaw, jak to będzie, ale na pewno to zaleta. Wyjeżdżałem do Anglii jako chucherko. Początkowo obawiałem się ostrzejszych wejść, ale gdybym nie przestawił się na odpowiedni tryb, przygotowanie fizyczne i siłownię, to bym przepadł. Nie byłem, nie jestem i nie będę demonem szybkości. Mam inne walory. Anglia pomogła mi się wzmocnić. Dziś nie obawiam się grać na ósemce czy dziewiątce ani cofnąć się do obrony. Nie jestem obrońcą, ale mogę walczyć. Po tym, co przeżyłem w Anglii i Grecji, myślę, że zaadaptowałbym się wszędzie. W Azerbejdżanie, Kazachstanie, Arabii czy innych Kuwejtach.

Siłą rzeczy stałeś się też jedną z twarzy tego „nowego” Lecha.

Nie chcę narzucać sobie dodatkowej presji. Cieszę się, że jestem cegiełką tego projektu. W Verii pewnie sam nie wysiedziałbyś przez rok. Od grudnia piłkarze powoli zaczęli się wyłamywać. Do lutego odeszło pięciu, ale chciałem się dostosować i sprostać oczekiwaniom. W Lechu będzie tak samo. Podpisałem trzyletni kontrakt, nie wiadomo, czy zostanę tak długo, ale zrobię wszystko, żebyśmy grali o najwyższe cele. A co się wydarzy, możemy tylko gdybać. Tak jak wtedy, gdy wyjeżdżałem do Anglii lub Grecji.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. Lechpoznan.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...