Chcę zapisać się w historii polskiej piłki. To mój czas. Jestem ważny w kadrze, u Adama Nawałki grałem w pierwszym składzie w eliminacjach i sparingach. Wiem, że spoczywa na mnie taka odpowiedzialność jak na Robercie Lewandowskim czy Arku Miliku. Wszyscy jesteśmy zawodnikami ofensywnymi, moja robota polega na tym, by oni mieli jak najwięcej sytuacji podbramkowych. Muszę brać ciężar gry na siebie – mówi Kamil Grosicki w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
FAKT
Tomasz Włodarczyk pisze, że bez Krychowiaka ani rusz. Pełna zgoda – z Holendrami przegraliśmy głównie środek pola.
Jest kilku piłkarzy niezastąpionych w drużynie Adama Nawałki (59 l.). jeden z nich to Grzegorz Krychowiak (26 l.). Dobitnie obnażył ten fakt mecz z Holandią (1:2). Na Euro bez „Krychy” ani rusz. Trzeba stanąć na głowie, aby był gotowy na bój z Irlandią Północną. Krychowiak przyjechał na zgrupowanie do Arłamowa jako ostatni, w poprzedni czwartek. Ani razu nie trenował z drużyną. Masaże, zabiegi, dopiero pod koniec obozu zajęcia indywidualne i mnóstwo odpoczynku. Koledzy żartowali, że to turysta, nie piłkarz. Aż strach pomyśleć, gdyby ta szydera przerodziła się w rzeczywistość i pomocnik obejrzał Euro 2016 w telewizji.
Dalej:
– Szczęsny chce być numerem 1
– Lewandowski mówi o solidnej lekcji
– Zdaniem Glika, nie ma się czego wstydzić
Fakt prezentuje też rozmowę ze Zbigniewem Bońkiem. Prezes PZPN mówi: Drżę o bezpieczeństwo kibiców.
Widzi pan u piłkarzy pokorę i wstrzemięźliwość?
– Emanuje z nich pewność, ale u nas ludzie mylą ją z zarozumialstwem i brakiem szacunku dla przeciwnika. Znamy swoją wartość, ale mamy pokorę. Czasem, dla zabawy, zażartują. Wiedzą, że mogą coś osiągnąć, ale muszą być skoncentrowani.
Obawia się pan czegoś u progu Euro?
– Martwię się bezpieczeństwem, fałszywymi alarmami, meczami bez kibiców, psychozą. Martwię się, żeby cały ten wysiłek nie został zmarnowany przez ekstremistów… Żyjemy w ciężkich, niebezpiecznych czasach. Kiedy grałem w piłkę, podczas MŚ mogłem swobodnie wyjść z hotelu, pójść do knajpki, napić się piwa i zapalić papierosa. Nikt za mną nie chodził. Dziś nigdzie nikogo nie wypuszczą. Świat się zmienił. Konflikt polityczno-religijny narasta. Jeśli chodzi o sport, to naszym celem jest przede wszystkim wyjście z grupy. Inny scenariusz oznaczałby, że zawiedliśmy na całej linii.
W Fakcie znajdujemy kilka wiadomości transferowych:
– Z Korony odejdzie Vlastimir Jovanović, który nie chce zgodzić się na obniżkę pensji, i prawdopodobnie trafi do Termaliki. Jego następcą ma zostać Michał Masłowski z Legii.
– Piast już rozmawia z piłkarzami, którym za rok wygasają umowy. Wśród nich jest m.in. Mraz
– Ari Skulason, kadrowicz Islandii, może trafić do Lecha
Jest też sylwetka nowego trenera Legii i tekścik o Rafale Ulatowskim, że to najsłabszy trener w Polsce.
GAZETA WYBORCZA
Pieniądze lubią piłkę kopaną.
Piłka nożna przyciąga nie tylko kibiców, ale także pieniądze. W sezonie 2014/15 przychody europejskiego rynku futbolowego ze sprzedaży praw do transmisji, biletów oraz komercyjne (np. reklamy na stadionach czy umowy sponsorskie) znów wzrosły. Z nieco ponad 20 sezon wcześniej do przeszło 22 mld euro. Na dobrą kondycję piłkarskiego biznesu wpływają przede wszystkim wyniki europejskich lig z wielkiej piątki: niemieckiej Bundesligi, hiszpańskiej La Ligi, francuskiej Ligue 1, angielskiej Premier League i włoskiej Serie A – wynika z 25. edycji raportu “Annual Review of Football Finance” przygotowanego przez firmę doradczą Deloitte. Skupia się na pięciu największych ligach. Najsilniejszą ligą pod względem finansowym, po wzroście przychodów o 3 proc. (czyli o 88 mln funtów), jest Premier League. Jej łączne przychody osiągnęły poziom 4,4 mld euro. I jeszcze umocniły ją na czele najbogatszych. Premier League prowadzi również we wszystkich trzech kategoriach przychodów: komercyjnych, praw do transmisji oraz sprzedaży biletów. Do tej pory w przychodach komercyjnych wygrywali Niemcy. W głównym zestawieniu niemiecka Bundesliga znalazła się na pozycji numer dwa. Jej przychody urosły o 5 proc. (117 mln euro), do poziomu 2,4 mld euro. To przede wszystkim zasługa zwiększonych przychodów ze sponsoringu i umów komercyjnych, które stanowią niemal połowę przychodów Bundesligi.
Nasz trener wie wszystko – mówi Kamil Grosicki.
Czy to najważniejszy moment w twojej karierze?
– Tak. Chcę zapisać się w historii polskiej piłki. To mój czas. Jestem ważny w kadrze, u Adama Nawałki grałem w pierwszym składzie w eliminacjach i sparingach. Wiem, że spoczywa na mnie taka odpowiedzialność jak na Robercie Lewandowskim czy Arku Miliku. Wszyscy jesteśmy zawodnikami ofensywnymi, moja robota polega na tym, by oni mieli jak najwięcej sytuacji podbramkowych. Muszę brać ciężar gry na siebie.
Polskiego piłkarza rzadko stać na to, by otwarcie powiedzieć: To jest mój czas.
– Mówię tak, bo mam za sobą dobry okres w klubie i kadrze. Widzę, ilu fanów się mną interesuje, jak piszą o mnie dziennikarze. Moja kariera w końcu nabrała tempa. Miałem przełomowy sezon tuż przed mistrzostwami Europy. I we Francji muszę udowodnić, że jestem ważnym członkiem reprezentacji. Przełom nastąpił we Frankfurcie. Przegraliśmy 1:3, ale drużyna i ja zagraliśmy dobrze. Nie bałem się odpowiedzialności w meczu z mistrzami świata. Teraz czuję, że Kamil Grosicki jest reprezentantem pełną gębą. Trener Nawałka powtarzał mi to od samego początku, dzięki niemu się rozwinąłem. Zaufał mi. Gdy zagrałem słabiej, kolejny mecz znów zaczynałem w jedenastce. U innych selekcjonerów po chwili słabości byłem spalony. Dlatego staram się trenerowi odwdzięczać.
Efektowne przyjęcie piłki i dośrodkowanie zewnętrzną częścią stopy do Lewandowskiego z Frankfurtu to akcja twojego życia?
– Piękna, ale nie patrzę na nią. Generalnie byłem pewny siebie, wchodziłem w dryblingi i choć czasami nie wychodziło, to grałem, jak chcę. Zobaczyłem, że potrafię rywalizować z najlepszymi, nabrałem takiej pewności siebie, że zacząłem seryjnie zdobywać bramki w lidze francuskiej i w sparingach reprezentacji.
SUPER EXPRESS
Byłym piłkarzem, który w ostatnim roku cieszy się największym zainteresowaniem mediów, jest niewątpliwie Radosław Majdan – narzeczony Magdaleny Rozenek. I właśnie czytamy, że… Radek dmucha Gosi balony. Chodzi o to, że z okazji urodzin partnerki posprzątał, zawiózł dzieci do przedszkola, kupił kwiaty, a dom udekorował balonami. Urocze.
Urwis o wielkim sercu. O Arturze Jędrzejczyku opowiada tata.
Wychował się w Dębicy. – Duży wpływ na to, że syn tak bardzo polubił futbol, miało to, że mieszkamy obok stadionu Igloopolu, z naszych okien widać obiekt – mówi Roman Jędrzejczyk, tata gracza Legii. – Od dziecka miał kontakt ze światem piłki. Byłem kierowcą autobusu Iglopoolu, gdy zespół grał w pierwszej lidze. Zabierałem ze sobą syna, znał zawodników. Dobrą wydolność ma po mnie, bo ja w młodości dużo biegałem, głównie długie dystanse. Roman Jędrzejczyk podkreśla, że syn poświęcił piłce całe życie. – To był niesamowity pracuś – zwraca uwagę. – Niektórzy mają 80 proc. talentu i nic nie osiągają. A syn może miał talent na poziomie 30 proc., ale nadrabiał uporem. Miał także wsparcie w nas. Jak słabiej mu szło w szkole, to żona nie chciała go puścić na trening. A on wtedy mówił: “mama, nie blokuj mi kariery”. Nie każdy przecież od razu musi być ministrem czy prokuratorem.
Bogusław Leśnodorski tłumaczy, że pieniądze nie miały znaczenia przy odejściu Czerczesowa.
Czerczesow musiał odejść, bo zażądał za dużej podwyżki, czy przed eliminacjami LM zażyczył sobie wzmocnień, na które was nie stać?
– Ani jedno, ani drugie. Mogę zapewnić, że jeżeli następcą Czerczesowa zostanie człowiek, z którym rozmawiamy, to na pewno nie będzie tańszy. Pracował w dużym klubie, z bardzo dobrymi zawodnikami i też odpowiednio się ceni. Rosjanin miał do wykonania zadanie – zdobycie mistrzostwa Polski – i wywiązał się z niego znakomicie. Ale na dłuższą metę, by kontynuować projekt rozwoju klubu i gonić Europę, potrzebujemy kogoś innego.
Podobno pierwsze miejsce na liście kandydatów zajmuje Besnik Hesi, który w poprzednim sezonie prowadził Anderlecht Bruksela. To prawda?
– Miałem przyjemność go poznać, ale jeszcze żadne decyzje nie zapadły.
Wymieniano również nazwiska Myrona Markiewicza, trenera ukraińskiego Dnipro, i Słowaka Adriana Guli z Żyliny…
– Rozmawiałem z Gulą. Z Markiewiczem – nie.
Jacek Bąk przekonuje, że wyjdziemy z grupy.
Nie ma co się oszukiwać, mecz z Holandią był słaby w naszym wykonaniu. Rywale przewyższali nas pod kilkoma względami, choćby wyszkoleniem technicznym. Nasza defensywa? No cóż, problemów nie brakuje – mówi “SE” Jacek Bąk (43 l.). – Mamy dwóch obrońców europejskiej klasy, Kamila Glika i Łukasza Piszczka, resztę musimy “dołatać”. Michałowi Pazdanowi brakowało pewności, ale ja bym raczej obrony już w ostatniej chwili nie zmieniał. No chyba że Bartek Salamon tak błyśnie w meczu z Litwą, że selekcjoner będzie miał dylemat. Bo podejrzewam, że na Litwę wyjdziemy właśnie parą Glik – Salamon.
Sporo dziś czytania w Superaku. Jest jeszcze jeden materiał dotyczący kadry – rozmowa z Robertem Lewandowskim. Forma ma być na Euro.
Pierwsza porażka w 2016 roku była jak wstrząs?
– To za duże słowo, zresztą my nie potrzebujemy żadnego wstrząsu. Bardziej potrzebujemy analizy błędów i żeby ich nie powtarzać. Pamiętajmy, na jakim etapie przygotowań jesteśmy i być może to spowodowało, że czegoś zabrakło.
Czego?
– Za wolno zakładaliśmy pressing i z tego wynikały kłopoty. Podeszliśmy do tego meczu za mało agresywnie, a to spowodowało, że musieliśmy gonić wynik. Prawda jest taka, że nawet w meczach towarzyskich powinniśmy realizować to, co sobie założyliśmy. Z drugiej strony, budujemy formę na Euro 2016, a nie na sparingi. W meczu z Holandią dostaliśmy dobrą szkołę, z której wyciągniemy wnioski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Niewiele piłki na okładce. Ale w takim dniu to akurat zrozumiałe – siatkarze awansowali do Rio, zmarł Andrzej Niemczyk.
Nie zawiodę was – mówi Sebastian Mila.
Takie spotkania jak to środowe i kolejne – Z Litwą, to tylko przystawki przed głównym daniem. Ale dla Holendrów to ono było głównym daniem. Przed wyjazdem na wakacje zagrali na luzie, chcąc pokazać, że w przyszłości warto na nich stawiać. My jesteśmy w przededniu wielkiej walki, do której dojdzie we Francji. My mamy być gotowi na mecz z Irlandią Płn. czy Niemcami, a nie chwalić się ograniem Holandii. Jak to mówią reporterzy: “Towarzyski mecz był materiałem do przemyśleń dla trenera Adama Nawałki”. On wie, co było OK, a co można poprawić, doszlifować. Po to są takie spotkania. Dlatego – spokojnie! Czy nogi nie niosły mnie w kierunku boiska? Nie będę ściemniać, momentami trudno było usiedzieć. By moje zacne towarzystwo, broń Boże, źle tego nie odebrało, loża, to nie jest jeszcze moje miejsce na stadionie. Jest nim murawa. Na niej, mówię to w kontekście mojej Lechii, mam do załatwienia kilka ważnych spraw. Tak łatwo z boiska mnie się nie pozbędziecie.
Wracamy do rozmowy z Bońkiem, by zacytować inny fragment niż w Fakcie. Nie wolno bać się porażki.
Czy pod względem mentalnym obecna drużyna jest mocniejsza od tej sprzed czterech lat?
– Widzę pozytywny zespół. Nie da się tego ubrać w słowa, ale przeczucia mam dobre.
Dobrze pan śpi przed meczami reprezentacji?
– Nie, bo wynik nie zależy ode mnie. Gdyby zależał, spałbym dobrze. Mocno się angażuję, bardzo przeżywam te mecze, wiele mnie kosztują. Patrzę na boisko i się denerwuję: “Dlaczego zagrałeś w tę stronę”, “Podaj szybciej”, “Ale nie do tego, tylko drugiego”. Wyzwala się pozytywna adrenalina.
Wojtek powinien być jedynką – ocenia… Maciej Szczęsny.
W mojej opinii jest w tej chwili zdecydowanie najlepszym polskim bramkarzem i miejsce między słupkami po prostu mu się należy. Rozegrał cały sezon w mocnej Serie A i to nie w jakimś średniaku, tylko w AS Roma. Popracował z włoskimi trenerami bramkarzy, liznął trochę innego stylu trenowania i myślę, że wyszło mu to na dobre. Przewagą Wojtka nad Łukaszem Fabiańskim na pewno nie jest to, że cztery lata temu zagrał w meczu na dużej imprezie. Spotkanie z Grecją było dla niego nieudane. Dostał czerwoną kartkę i stracił miejsce w składzie. Ale to było już szmat czasu temu. Nie ma więc co grzebać w trupach. Trudno jest też wybrać lepszego, jeżeli chodzi o występy w klubach. Co prawda Fabiański nie grał w tym sezonie ze swoim Swansea w Lidze Mistrzów, ale mecze w Premier League to dokładnie ten sam poziom. Teraz pewnie „Fabian” dostanie 90 minut w meczu z Litwą. Słyszałem, że po tym spotkaniu selekcjoner powie, kto będzie bronił w EURO. Z punktu widzenia bramkarzy to dobra sytuacja. Osobiście wolałbym wiedzieć z wyprzedzeniem, że będę grał. Wojtek ma pewnie tak samo. Przy wyborze numeru jeden ważna była też postawa na treningach w Arłamowie. Kto był lepszy, tego nie wiemy. Taką wiedzę może mieć tylko sztab reprezentacji. Istotne będzie również zdanie kolegów z obrony. To oni mają się czuć pewnie i ich sugestie będą istotne. Prawda jest jednak taka, że i Artur Boruc też nie jest gapą. Gdyby skończyło się na ciągnięciu patyczków… zapewne również nie byłoby źle. Po meczu z Holandią nasza reprezentacja ma dużo większe problemy niż obsada bramki.
Lubi pracę i rządy twardej ręki. O kim mowa? O Hasim, przyszłym trenerze Legii.
Jeśli piłkarze Legii po odejściu Stanisława Czerczesowa liczyli na łagodniejszego trenera, to mogą się rozczarować. Besnik Hasi lubi porządek, a kto się nie chce podporządkować jego regułom, ten nie gra. Przekonał się o tym Anthony Vanden Borre. Kiedyś uchodził za ogromny talent. W 2004 r. w wieku 16 lat zadebiutował w reprezentacji Belgii. Potem w dużym stopniu z powodu jego niewłaściwego zachowania kariera zawodnika potoczyła się w złą stronę, ale w Anderlechcie dostał drugą szansę. W sierpniu w wywiadzie zasugerował, że część kolegów to mięczaki o odmiennych od większości społeczeństwa preferencjach seksualnych i pokłócił się ze sztabem szkoleniowym w szatni. I do końca sezonu nie zagrał. Czasowo od pierwszej jedenastki został odsunięty też Dodu Lukebakio, bo miał problemy z punktualnością. – Jeśli spóźniasz się w dniu meczu, to nie ma żadnego usprawiedliwienia – grzmiał Hasi.
Wiadomości z sezonu ogórkowego:
– Legia rozmawia z Gabrielem Torje z Udinese, który był ostatnio wypożyczony do Osmanlisporu
– Czesław Michniewicz na 99 proc. zostanie trenerem Termaliki
– Korona myśli o Michale Masłowskim
– Islandczyk Skulason, jeśli w ogóle trafi do Lecha, to po Euro. Znacznie bliżej transferu jest za to Makuszewski
– W Łęcznej nie mają pieniędzy na transfery gotówkowe i szukają piłkarzy z kartą na ręku
– Steinbors prawdopodobnie zostanie bramkarzem Arki Gdynia
– O Pawła Jaroszyńskiego pytają z Belgii i Holandii
– Piast, nie chcąc dopuścić do sytuacji, że straci za darmo kluczowych piłkarzy, rozmowy o kontraktach rozpoczyna rok wcześniej. Mowa nie tylko o Mrazie, ale i Barisiciu, Korunie czy Mokwie