Reklama

Brutalnie zweryfikowani przez Ekstraklasę (1) – Manuel Garcia

redakcja

Autor:redakcja

03 czerwca 2016, 17:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

W XXI wieku przez Ekstraklasę przewinęło się tylu różnego rodzaju przebierańców i parodystów, że szkoda by było tak po prostu o nich zapomnieć. Stąd właśnie teraz – w okresie, kiedy od naszej ligi odpoczywamy – postanowiliśmy przypomnieć wam niektórych z nich. Z całą pewnością za większością z nich tęskniliście.

Brutalnie zweryfikowani przez Ekstraklasę (1) – Manuel Garcia

***

Przed sezonem 2003/04 Legia pozyskała argentyńskiego napadziora, Manuela Garcię, który tytułował się szumnie brzmiącym przydomkiem „El Conde”, czyli hrabia. Do jego największych atutów zaliczał się fakt, że nikt go wcześniej nie znał, oraz że urodził się w ojczyźnie wielkich napastników, jak Batistuta czy Crespo. Co ciekawe, Garcia dosyć długo na tym jechał i przez pewien czas udawało mu się uchodzić za w miarę niezłego piłkarza. Warszawskich kibiców nie zniechęciło nawet pierwsze półrocze w wykonaniu Argentyńczyka, które – umówmy się – do najbardziej spektakularnych nie należało.

Na początku 2004 roku Legia pozyskała kolejnego piłkarza, Piotra Włodarczyka, który miał bardzo udaną jesień w Widzewie, a swoją świetną dyspozycję strzelecką miał potwierdzić w Warszawie (co mu się wiosną udało – 10 goli w 12 meczach). Chwilę później z klubem pożegnał się Stanko Svitlica, ale przez pewien czas obaj snajperzy dzielili jedną szatnię. Warszawscy kibice rozpisywali się wtedy w sieci, jaki to mają atak marzeń. A na potwierdzenie tej tezy wypisywali cztery nazwiska: Svitlica, Saganowski, Włodarczyk, Garcia.

Trzech pierwszych z całą pewnością zapracowało sobie na tego typu określenia, ale Garcia był tam zupełnie na doczepkę. Ale dobra, było nie było, to w końcu Argentyńczyk. I tak pewnie wiózłby się dalej, gdyby nie historia pewnego spotkania, które pozwoliło wszystkim przejrzeć na oczy.

Reklama

Zanim to jednak nastąpiło, na kilka kolejek przed końcem sezonu Garcia zaliczył swój ostatni mecz ligowy. W całych rozgrywkach rozegrał dwanaście spotkań i nie strzelił żadnego gola. Legia również nie była pocieszona, bo po raz kolejny musiał uznać wyższość krakowskiej Wisły. Pozostała jednak nagroda pocieszenia w postaci finału Pucharu Polski, gdzie przeciwnikiem był Lech Poznań. W pierwszym meczu „Kolejorz” zwyciężył 2:0 i przybył do Warszawy tylko z jednym celem – obronić zaliczkę. Przyjezdni zrealizowali swój plan, a udało się to z wielką pomocą naszego argentyńskiego bohatera.

„El Conde” wszedł na boisko na ostatnie pól godziny gry, przy stanie 1:0 dla Legii. W końcówce meczu miała miejsce taka oto sytuacja:

I była to w rzeczywistości pożegnalna akcja Garcii, bo więcej szans już nie otrzymał. Po meczu wściekli kibice Legii rzucili się z pięściami na świętujących zdobycie trofeum poznaniaków, a ten, który ową wściekłość w największym stopniu wywołał, siedział już sobie w szatni. Tak też skończył się europejski epizod Argentyńczyka, który – poza rokiem spędzonym w Polsce – grał wyłącznie w swojej ojczyźnie. I z perspektywy czasu spokojnie można powiedzieć, że lepiej by było, gdyby nigdy swojego kraju nie opuścił.

fot. Legia.com

Najnowsze

Ekstraklasa

Górnik zapłaci karę. Zabrzanie nie spełnią kryteriów przepisu o młodzieżowcu

Bartosz Lodko
3
Górnik zapłaci karę. Zabrzanie nie spełnią kryteriów przepisu o młodzieżowcu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...