Lech Poznań znajduje się w fazie gruntownej przebudowy, co między innymi widać po szybkich ruchach transferowych – ze znaczących nazwisk na naszym rynku pozyskano już Matusa Putnocky’ego i Radosława Majewskiego, a na finalizację czeka transakcja łączona z Kamilem Vackiem. I być może obserwujemy właśnie tworzenie się nowego kręgosłupa drużyny, bo przecież mowa o zawodnikach doświadczonych, z przedziału wiekowego 29-31 lat, którzy potrafią prezentować wysoki poziom.
Te ruchy wydają się więcej niż przemyślane, bo Lech wreszcie zyskuje stabilizację w bramce w postaci wybranego głosami piłkarzy drugiego golkipera ligi oraz kreatywność w środku pola. W ogóle ciekawi jesteśmy, jak to poukłada Jan Urban, bo zarówno Majewski, jak i Vacek – o ile nic się nie wyspie na ostatniej prostej – dadzą mu szereg możliwości. Czech to urodzona ósemka z dużymi predyspozycjami do kreowania, dzięki czemu może też grać wyżej. Natomiast Polak rozegrał w Grecji tyle samo meczów na dziesiątce, co na skrzydle. Co ważne, obaj regularnie pojawiali się na boisku, i to nie tylko w zeszłych rozgrywkach. Na przestrzeni ostatnich ośmiu lat obaj kompletnie stracili tylko po jednym sezonie, w którym zagrali mniej niż te 19-20 spotkań. Dla Majewskiego był to ostatni epizod w Anglii, gdzie w barwach Huddersfield zaliczył tylko osiem meczów, natomiast Vacek zakończył przygodę z Chievo jedenastoma występami w całych rozgrywkach. Poza tym jeden i drugi grali w miarę regularnie.
Rzecz jasna Vacek jeszcze do Lecha nie dołączył, ale poznańscy kibice już mogą zacierać ręce. Taki duet, grający przed jednym defensywnym pomocnikiem, może zdziałać naprawdę wiele. Tym bardziej, że Urban już niejednokrotnie udowadniał, że nie brakuje mu odwagi przy zestawianiu środkowej formacji z graczy usposobionych ofensywnie. Kiedyś w Legii wystawiał obok siebie Gizę, Rogera i Iwańskiego, więc nie widzimy powodów, by miał przestraszyć się bardziej ofensywnej taktyki w Lechu. A byłoby to przy okazji odejście od modelu, w jakim “Kolejorz” często grywał w poprzednim sezonie – z kompletnie zaryglowanym środkiem pola przez Trałkę, Tetteha i grającego przed nimi Linettego.
W ogóle nowy Lech powinien mieć inaczej rozłożone akcenty ofensywne. Dotychczas pierwsze skrzypce w obronie grał potrafiący dobrze wyprowadzić piłkę Kamiński, a teraz zastąpi go – jeśli dobrze wsłuchać się w głosy płynące z Danii – znaczniej bardziej toporny i skoncentrowany na defensywie Lasse Nielsen. Innymi słowy, w nowym sezonie obrońcy będą bardziej od bronienia, a pomocnicy bardziej od pomagania napastnikom. I nie ukrywamy, że wygląda to nam na nieco zdrowszy model.
Wydaje się też, że do tego typu gruntownej przebudowy zespołu idealnie pasuje Jan Urban. Ten szkoleniowiec lubi zaczynać od zera, samodzielnie poukładać wszystkie klocki i przy tym się nie spieszyć. Brak występów w europejskich pucharach może się okazać w tym kontekście zbawienny, bo będzie można przeprowadzić tę rewolucję na spokojnie. Podobną sytuację Urban miał na początku swojego drugiego podejścia w Legii, chociaż wtedy więcej spokoju kupił sobie błyskawicznie odpadając z Ligi Europy. Warszawianom wyszło to jednak na dobre, bo drużyna sięgnęła po dublet, promując przy tym takich piłkarzy jak Kosecki, Łukasik czy Furman, a na których łącznie zarobiła później naprawdę dobre pieniądze.
A w Lechu też jest kogo promować. Są Jóźwiak, Gumny i cała rzesza chłopaków, którzy tylko czekają na swoją szansę. Urban otrzyma więc to, co lubi najbardziej – wybuchową mieszankę młodości z doświadczeniem. Otrzyma też czas, bo będzie mógł testować nowe warianty, podczas gdy Legia, Piast, Zagłębie czy Cracovia będą latać po całej Europie i grać swoje mecze. Będzie więc to okres, w którym “Kolejorz” spróbuje położyć podwaliny pod przyszłe sukcesy.
Po skali pierwszych wzmocnień widać, że z nowym projektem Urbana wiąże się przy Bułgarskiej spore nadzieje. Z pewnością nie mniejsze niż z poprzednim, który – było, nie było – w kulminacyjnym momencie dał Lechowi tytuł mistrzowski.
Fot. FotoPyK