– Obecnie kibic przestał być petentem. Nasza rola to utwierdzić go w przekonaniu, że jest prawdziwym partnerem i ambasadorem drużyny. A co najważniejsze – uświadomić o tym także sam klub – mówi Grzegorz Pacuła, rzecznik prasowy Socios Górnik podczas zorganizowanej właśnie przez stowarzyszenie kibiców klubu z Zabrza konferencji „Nowa Jakość Kibicowania”.
***
2002 rok. Swansea. Za dwadzieścia tysięcy funtów wiezionych w plastikowej torbie kibice kupują klub będący na skraju przepaści. Jedenaście lat później ci sami kibice wznoszą w górę puchar za zwycięstwo w Capital One Cup i awansują do Ligi Europy.
***
2010 rok. U.S. Ancona zostaje przejęta przez biznesmena Andreę Martinellego, który pięć lat później oddaje 86% udziałów w klubie w ręce kibiców, czyniąc klub jedynym włoskim zespołem, którego większościowym udziałowcem są właśnie fani. W tym roku drużyna ociera się o awans do Serie B, podczas gdy jeszcze sześć lat temu kibice byli zmuszeni dopingować swoich pupili na szóstym poziomie rozgrywkowym.
***
2015 rok. Zenica. Kibice Celika organizują wielki przemarsz w ramach protestu przeciwko mieszaniu się partii SDA do zarządzania w klubie. Przychodzi na niego ponad sześć tysięcy ludzi, włączających się w bojkot meczów drużyny do czasu, gdy przestanie w nim być uprawiana polityka i tuszowana korupcja. Zmiany wydają się być bliżej niż dalej, bo fani Celika co i rusz otrzymują wyrazy wsparcia, a nawet propozycje startu z list partii opozycyjnych. I choć zapewniają, że nie chcą się mieszać w politykę, to jednak ich poparcie dla każdego, kto proponuje zmianę, może w Zenicy okazać się języczkiem u wagi.
***
Na tym właśnie polega idea „Nowej Jakości Kibicowania”. Ambasador, nie petent. Ktoś mający realny wpływ na kierunek, w którym zmierza klub. Nie tylko widz, który postoi grzecznie w kolejce do kasy, poda PESEL, da sobie zrobić zdjęcie, wejdzie na dwie godziny na stadion i wyjdzie na resztę tygodnia zapominając, że mógłby być znacznie bardziej zaangażowany w sprawy swojego zespołu. Że zamiast w pracy ukradkiem czytać newsy ze strony klubowej i ubolewać nad jego kulejącym zarządzaniem, sam mógłby spróbować mieć na nie wpływ. Że zamiast narzekać, że w klubie nie ma zdolnej młodzieży, może zorganizować akcję crowdfundingową i zebrać środki potrzebne na zapewnienie dzieciakom odpowiedniego zaplecza. Jak choćby izraelski Hapoel Jerozolima, który dzięki akcjom wolontariuszy zgromadził już ponad 750 tysięcy euro.
Nierealne w naszych warunkach? Bynajmniej. We wrześniu ubiegłego roku Wigry Suwałki zorganizowały wielką zbiórkę środków na autokar dla grup młodzieżowych klubu, by te miały możliwość bezpiecznego i komfortowego przejazdu na mecze ligowe czy obozy. W dalszej perspektywie – pozwalającego też ograniczyć koszty wyjazdów, bo nie niosącego konieczności wynajmowania busa za każdym razem, gdy trzeba przyszłość klubu przewieźć z miejsca na miejsce. Efekt? Ponad 102 tysiące w pół roku.
A przecież w podobny sposób – organizując crowdfunding – ponad 823 tysiące złotych uzbierać udało się krakowskiej Wiśle. Kasę Socios Górnik od czasu założenia stowarzyszenia również zasiliła niebagatelna kwota, bo około 300 tysięcy, z czego część przeznaczono już między innymi na zakup całego potrzebnego sprzętu treningowego dla rocznika 2002 zabrzańskiego Górnika. Socios zostali też srebrnym partnerem klubu, a także zaangażowali swoje środki w Klub Kibica Niepełnosprawnego, partycypując w kosztach jego działania.
– Mimo że coraz więcej jest chlubnych przykładów wykorzystanie potencjału kibicowskiego, większość klubów wciąż nie próbuje się dowiedzieć, jakie są odczucia fanów. Ich potrzeby. 85% fanów jest niezadowolonych ze sposobu zarządzania ich klubem. 85%! – podkreśla Loukas Anastasiadis, europejski konsultant Supporters Direct, organizacji walczącej o to, by kibice mieli ustrukturyzowany wpływ na zarządzanie klubami piłkarskimi i przekazującej takim organizacjom jak Socios Górnik, a wcześniej między innymi wspomnianej Swansea jeszcze na etapie przed przejęciem klubu przez jego kibiców, potrzebne know-how.
Przykładów na macosze podejście do kibiców nie trzeba wcale szukać szczególnie daleko i grzebać w historycznych przykładach. Oto jak – w dość niefortunnych słowach – Lech Poznań odpowiedział na prośbę stowarzyszenia kibiców o jeden fotel w Radzie Nadzorczej klubu:
„Tak jak producent np. samochodów nie zaprasza do udziału w pracach rady nadzorczej swoich klientów, tak samo klub sportowy LECH prowadzony w formie spółki akcyjnej nie widzi możliwości bezpośredniego udziału w pracach Rady Nadzorczej Kibiców Klubu.”
– Pomijając już samo opiniowanie, czy kibice powinni dostać fotel w Radzie Nadzorczej czy nie, sposób zakomunikowania decyzji i porównywanie kibiców do klientów salonu samochodowego było samo w sobie wielce niefortunne. Albo Lech ma beznadziejny dział PR, albo ktoś, kto zajmował się tym oświadczeniem kompletnie nie rozumie, jaka jest rola fana w tworzeniu klubu sportowego – komentował jeden z prelegentów, Grzegorz Łagowski.
***
– Spójrzmy prawdzie w oczy. 95% klubów nigdy niczego nie wygrywa. Co więc jest celem? Co definiuje sukces? – prowokuje dyskusję Anastasiadis. – To, co kibice chcą widzieć w swojej drużynie. To, by prezentowała one pewne wartości, które dla nich są najważniejsze.
A jak inaczej zrozumieć, co dla kibica jest ważne, jeżeli nie udzielając mu głosu? W czym bowiem tkwi fenomen takiej Swansea, której 20% akcji spoczywa w rękach kibiców? Właśnie w umiejętności wsłuchiwania się w głos ludu. Jedno z najważniejszych haseł stowarzyszenia Swansea City Supporters Trust brzmi: get involved and be involved. Zaangażuj się i zostań zaangażowany.
– Kilka razy w roku urządzamy duży panel dyskusyjny. Przychodzą na niego członkowie zarządu, trener, piłkarze pierwszego zespołu. Nie sprzedajemy biletów – każdy, komu leży na sercu los Swansea jest na nim mile widziany, każdy ma prawo zadać pytanie i usłyszeć na nie odpowiedź – mówi Alan Lewis, odpowiedzialny za relacje z mediami i społecznością członek zarządu Swansea City Supporters Trust, pokazując jednocześnie zdjęcia, na których kwestie poruszone przez kibiców komentuje Michael Laudrup. – Trzy złote zasady klubu, które pomogły mu być tak harmonijnie zarządzanym brzmią: communicate, communicate and communicate.
Alan Lewis
Podobnie na sprawę patrzy Lorenzo Mondini z włoskiej Ancony. – Najważniejszą sprawą jest poczucie członkostwa. Czujemy się jedną, wielką rodziną, walczymy razem z naszą drużyną i chcemy wspólnie uczyć się nowych rzeczy. Jesteśmy pierwszym klubem we Włoszech, którego tak duży pakiet akcji (w tym momencie 88% – przyp. red.) spoczywa w rękach sympatyków, więc siłą rzeczy wszystko co robimy jest innowacyjne. Mamy otwarte umysły, wierzymy, że każdy ma prawo zabrać głos i zaproponować coś nowego, co pozwoli nam zrobić kolejny krok do przodu. Bo przed nami długa droga.
A przecież Lewis, do którego doświadczeń odnosi się w swojej wypowiedzi Mondini, wie doskonale o czym mówi. Od momentu, w którym klub sprzedawano za jednego funta biznesmenowi z Australii, który wiele się nie namyślając na dzień dobry wywalił na bruk pięciu kluczowych zawodników, bo za dużo zarabiali, do chwili, gdy Ashley Williams wzniósł w górę puchar za zwycięstwo w finale Capital One Cup, minęło jedenaście lat. Nieco ponad dekada podczas której rola kibiców w klubie nieustannie rosła. W tej chwili jeden z ośmiu członków zarządu, to właśnie przedstawiciel Swansea Trust (tzw. Supporter Director), który od jakiegoś czasu wnosi do klubu również własny kapitał. To z kolei sprawia, że jego głos jest jeszcze donośniejszy.
– Wiemy na przykład, że dzięki naszemu człowiekowi w zarządzie, Swansea nigdy nie zatrudni trenera, który będzie chciał narzucić swoją własną filozofię prowadzenia klubu. Nasze wartości stoją na pierwszym miejscu, a jeżeli ktoś nie będzie chciał się im podporządkować, powiemy mu: do widzenia. Bo jako kibice wiemy, jakim zasadom chcemy być wierni w Swansea za dziesięć, dwadzieścia i trzydzieści lat, co przekazać naszym dzieciom i wnukom. Niezależnie od tego, na jakim poziomie rozgrywek przyjdzie nam grać i kto wtedy będzie naszym menedżerem. Jeżeli nie pozbędziemy się tych wartości, kibice nie przestaną być siłą naszego klubu. Zawsze będą stać za nim murem – dodaje Lewis.
Tak jak stoją za Celikiem Zenica. Klubem o renomie i rozpoznawalności w Europie porównywalnej ze Stalą Stalowa Wola (porównanie nieprzypadkowe, bowiem „celik” to po bośniacku właśnie „stal”), a jednak który może liczyć na to, że w trudnych chwilach ludzie w liczbie kilku tysięcy wyjdą na ulice i głośno wyrażą swój protest. Przeciwko praniu brudnych pieniędzy, załatwianiu partyjnych interesów i wyprowadzaniu po cichu setek tysięcy euro, oficjalnie przeznaczonych przez miasto na funkcjonowanie klubu.
– Bardzo długo byliśmy po prostu ignorowani, ale mimo to robiliśmy swoje. Na siedemdziesięciolecie klub nie zorganizował kompletnie nic, my za to zaprojektowaliśmy i wykonaliśmy mural, na którym umieszczeni zostali najistotniejsi zdaniem fanów piłkarze klubu z każdej dekady jego istnienia. Zorganizowaliśmy wielką uroczystość, zaprosiliśmy legendy z dawnych lat, zaprosiliśmy łącznie ponad trzysta osób z całego kraju, uzyskaliśmy zainteresowanie ogólnokrajowych mediów – wylicza Kemal Islambegović, członek zarządu organizacji Za Celik.
Kibice Celika domagający się zmiany klubowego statutu podczas jednej z ulicznych demonstracji
– Przed nami ogrom pracy, ale już teraz mamy po swojej stronie lokalne społeczeństwo. Rząd nas ignorował, miasto nas ignorowało, bo nie doceniały siły kibiców. A teraz, przed wyborami samorządowymi słyszymy coraz więcej głosów poparcia. Realne jest wybranie nowej władzy, innej od nacjonalistycznej partii SDA i przywrócenie transparentnego zarządzania klubem. Wyciągnięcie na światło dzienne ogromu krzywd, które władza wyrządziła nam przez ostatnich dwadzieścia lat, które doprowadziły do zadłużenia Celika na sumę pięciu milionów euro – dodaje Haris Turkić, również zasiadający w zarządzie Za Celik.
Tak jak pisaliśmy na wstępie – w Zenicy powoli zaczyna wiać wiatr odnowy, który nie przyszedł znikąd i który ma szansę się rozhulać właśnie dzięki inicjatywie kibicowskiej. Za moment wybory samorządowe, w których również za ich sprawą, wiele osób pójdzie do urn i ze wstrętem ominie kartę z kandydatami znienawidzonej SDA. Dzięki marzeniom niepoprawnych optymistów, wierzących że organizując się, poświęcając setki godzin za darmo, mogą dokonać wielkiej zmiany i uratować zasłużoną bośniacką drużynę, do cna przeżartą korupcją i oszustwami.
– Im szybciej kluby zrozumieją, że kibic to bezcenna wartość, która zostanie niezależnie od wszystkiego. Od zmian prezesów, trenerów, właścicieli czy piłkarzy, tym lepiej. Sytuacji, w których mężczyzna zmienia małżonkę pewnie kojarzycie całkiem sporo. Przejście na inną religię? Rzadziej, ale znalezienie ich nie jest niemożliwe. A ile znacie przykładów zmiany klubowych sympatii? – pyta retorycznie Anastasiadis. – No więc widzicie.
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK