Około dwie godziny przed meczem z Hiszpanii spłynął news radia COPE: Grzegorz Krychowiak zagra w finale na blokadzie. Ma problem mięśniowy. Aż strach pomyśleć, co się działo w pokoju Adama Nawałki, który pewnie chwilę wcześniej dojechał do Arłamowa, ale miejmy nadzieję, że towarzyszył mu kardiolog. Kilkadziesiąt minut później było już jasne – Polak wystąpi. Zresztą, innego rozwiązania tej sytuacji chyba nikt się nie spodziewał. Raz, że to szalenie ambitny gość, dwa – Emery za nic w świecie nie pozwoliłby sobie na zrezygnowanie z kluczowego piłkarza w tak prestiżowym meczu. Cristóforo lub N’Zonzi? Obok Grzegorza nawet nie stali.
Krychowiak rozegrał dziś 50. mecz w sezonie licząc klub i reprezentację, a przecież po drodze wypadł na mniej więcej półtora miesiąca z powodu kontuzji. I dziś tego wszyscy się bali – że jakiś uraz mięśniowy się odnowił. Lekki niepokój mógł się też wkraść przy okazji zmiany Suareza – wówczas realizator pokazał rozgrzewającego się Cristóforo i owinięte udo Krychowiaka, którym przy okazji zajmowali się lekarze Sevilli. Ostatecznie Grzesiek rozegrał jednak mecz do końca. Najpierw wykręcił 90 minut, potem pół godziny w dogrywce. Tymczasem w głowie Nawałki zapewne kłębiły się myśli, czy pomocnik Sevilli nie powinien stawić się w Arłamowie – jak planowano – w czwartek, tylko nieco później.
Jaki to był występ w wykonaniu Krychowiaka? Najprościej powiedzieć – porządny. Pamiętając pierwszy mecz Polaka i Sevilli w tym sezonie, gdy Barcelona w Superpucharze Europy strzeliła pięć goli, dziś też wielu spodziewało się goleady. Tym razem jednak Krychowiak z ekipą niemal przez cały mecz skutecznie tamowali defensywę. Zupełnie nie dali pograć zwłaszcza Rakiticiowi, który zresztą został zmieniony przez Mathieu po czerwonej kartce Mascherano. Raz Polak przegrał główkę w polu karnym z Pique, co mogło zakończyć się golem. Poza tym grał bez zarzutu, jednak w ofensywie rzadko jak na siebie podejmował ryzyko. Skupiał się na destrukcji i asekuracji – widocznie tego oczekiwał od niego Emery.
Po przerwie – Sevilla nieco się rozbujała, na czym skorzystał też sam Krychowiak. Częściej grał do przodu, próbował przerzucać czy napędzać akcje prostopadłymi podaniami. Oddał też strzał z dystansu, który został zablokowany, a piłka meczowa, którą miał na nodze, odbiła się od nogi przeciwnika po nieczystym uderzeniu Polaka. W defensywie efektownie, w swoim stylu, poradził sobie z rajdem Neymara, a za faul na Brazylijczyku nieco później obejrzał też żółtą kartkę. Im dłużej jednak trwał mecz, tym lepiej czuła się Barcelona, tym mocniej rozkręcał się Iniesta i tym bardziej stłamszona wydawała się Sevilla.
Około 110. minuty zauważyliśmy, że Polak delikatnie kuleje. W tym momencie z pokoju Nawałki dało się usłyszeć głośne „faken”, ale już bez „zapisz to”. Chwilę później selekcjoner spojrzał na listę powołanych, na wszelki wypadek poprosił Tomasza Iwana o numer do Ariela Borysiuka i zaczął się modlić. Jeżeli jednak to było pożegnanie Krychowiaka z Sevillą, to – mimo porażki – przebiegło ono w naprawdę godny sposób.