Życie nauczyło mnie, że są na tym świecie rzeczy stałe. Śmierć, podatki, Franek Smuda pieprzący trzy po trzy i Korona Kielce na garnuszku miasta. Już negocjacje były na finiszu, już nowy inwestor ustalał z piłkarzami ich kontrakty, już wszyscy witali się z gąską, a tu…
Bum.
Nowego inwestora w Kielcach jednak nie będzie. Przynajmniej nie teraz. Momentami mam wrażenie, że choćby i do Kielc zawitał sam Bill Gates, jakimś cudem i tak nie dogadałby się z miastem i wracałby do siebie z niczym.
***
Nie chcę bronić Jakuba Meresińskiego, bo kompletnie nie wiem, czy byłby to dobry menedżer Korony czy jej likwidator, ale wrodzona ufność nakazuje mi zakładać, że miał dobre intencje. Mam głębokie poczucie, że Kielce nigdy nie znajdą inwestora, jeśli o kluczowych sprawach będą decydować ludzie z dupy. Ludzie, którzy coś tam usłyszeli, coś tam przeczytali w komentarzach i którzy – często odnoszę takie wrażenie – zwyczajnie wpasowują się w nastroje społeczne, dostosowują swoje poglądy do tego, by jak najwięcej osób powiedziało: – O, ten to nawet mądrze prawi. Gdyby opinia publiczna była zachwycona Meresińskim – wielu z nich mając tę samą wiedzę, co teraz, stałoby w pierwszym rzędzie i z podniesionym czołem biłoby brawo.
Ustalmy fakty. Jakub Meresiński był już dogadany z prezydentem Kielc, Wojciechem Lubawskim, mieli już nawet podpisaną wstępną umowę. Dziś Meresiński miał zostać zaprezentowany, dziś także miała odbyć się procedura przejęcia klubu. Wszystko wyłożyło się na ostatniej prostej, po tym jak swoje oburzenie u prezydenta wyraziła Rada Miasta. Rada Miasta, czyli ludzie, którzy:
a) swoje informacje czerpią głównie z internetu,
b) swoje informacje czerpią także z radia (pytam jednego z radnych, czemu ten Meresiński taki zły, ten odpowiada: „to pan nie słucha radia?!”),
c) swoje informacje czerpią od piłkarzy (którzy obiektywni nie są, zważywszy, że Citko otwarcie mówi o przebudowie składu),
d) swoich informacji NIE czerpią od Meresińskiego.
Doszło do jakiejś kompletnie kuriozalnej sytuacji – Rada Miasta na ostatniej prostej zadecydowała o tym, że Meresiński to jednak przyszły grabarz Korony, nawet nie chcąc zweryfikować swoich obaw u źródła, postawić mu jakichś zarzutów, sprawdzić, jaka będzie linia obrony. Meresiński chciał się z Radą Miasta spotkać, ale ta odmówiła (!!!), ale w sprawie sprzedaży Korony do powiedzenia ma najwięcej (!!!).
Nie mam wrażenia, że o odrzuceniu oferty Meresińskiego zadecydowała wnikliwa analiza biznesplanu, dyskusja o korzyściach i zagrożeniach dla Korony, sugestiach co do wizji klubu. Nie. Wszystko oparte jest na jakiś odczuciach, przypuszczeniach. „A, bo ten Meresiński to burak”. „A, bo Meresiński był w UltraViolecie (kielecki klub nocny) i opowiadał przypadkowym ludziom, że kupił Koronę”. „A, bo trzymał nogi na stole, kiedy rozmawiał z piłkarzami”. To nie wymysły, naprawdę padają takie argumenty. Zero chłodnej analizy, zero argumentów, masa emocji.
***
Niektórzy radni twierdzą, że Meresiński jest gołodupcem, bo na branży spożywczej nie da się dorobić. Dzwonię do Meresińskiego, pytam.
– Branża spożywcza? Przecież ja od paru lat działam w branży IT!
Tak poinformowani ludzie decydują o być albo nie być ekstraklasowego klubu.
***
Pewnie, że Meresiński nie był idealny – wprost zadeklarował, że nie wpompuje w klub wielkich pieniędzy, a raczej postara ograniczyć się do roli sprawnego menedżera. Zresztą, świadczy o tym nawet sposób, w jaki za Koronę miał zapłacić. Teraz miała zostać wpłacona tylko pierwsza z czterech rat (1,5 miliona), co roku na konto miasta wpływałaby kolejna. Dopiero po tym, jak budżet zasilą pieniądze od sponsorów, których – jak twierdzi – znalazł już kilku, a którzy obecnie do klubu nie wejdą na pewno – choćby dlatego, że klub obecnie to obiekt działań politycznych, a to nigdy nie wpływa na dobrze wizerunek firmy. Nie ma się co oszukiwać – dopóki sytuacja właścicielska Korony się nie ustabilizuje, PR tego klubu to jakieś minus sto.
W planie idealnym – Meresiński nie dołożyłby do Korony ani złotówki. Spokojnie chciał zbudować zdrowy klub, wypracować struktury, samonapędzającą się maszynę, do której nie trzeba dokładać co pół roku pieniędzy.
Rada Miasta sugerowała się głównie zdaniem piłkarzy, którzy w niedzielę odbyli z nową ekipą rozmowy. Pewnie, że Meresiński na wejściu mógł się im nie spodobać – a tobie spodobałby się gość, który mówi ci, że ma na twoje miejsce innego piłkarza, młodszego, tańszego i chce się z tobą dogadać tak, byś odszedł z klubu bezboleśnie, mimo że masz jeszcze ważny kontrakt? Jasne, że nie.
To nie był wymarzony inwestor. To nie był gość, który na wejściu sypnie dolarami i ściągnie do klubu głośne nazwiska. Ale był. Chciał przejąć stery w tym wózku i popchnąć go dalej, a Kielcom zaproponować furtkę w postaci pierwokupu. Dla miasta to był dobry układ. Dobry, bo względnie bezpieczny. Nawet jeśli ręce Meresińskiego okazałyby się niepowołane – można łatwo odzyskać od niego klub. Wcale nie trzeba go wyszarpywać.
***
Kolejny zarzut, który się przewija: – A w ogóle to widać, w którym kierunku to idzie, skoro nowa ekipa nawet nie podjęła rozmów z najważniejszymi piłkarzami, którym kończą się kontrakty!
Po kolei.
Dlaczego w ogóle nowi ludzie mogli rozmawiać z piłkarzami, skoro formalnie mieli jeszcze do powiedzenia w klubie tyle, co sprzątaczka? W środę (czyli dziś) miało być wszystko podpisane, ale od poniedziałku piłkarze przebywają na urlopach, więc klub pozwolił Citce i Meresińskiemu przedstawić im swoje oferty, zanim zawodnicy wyjadą do swoich rodzin. Wydaje się to logiczne – lepiej, by piłkarze wiedzieli, na czym stoją, a przez urlop przemyśleli ofertę. To pokazuje też, na jakim etapie były rozmowy. Skoro inwestorzy dostali możliwość rozmów z piłkarzami o kontraktach – sprawa naprawdę była na ostatniej prostej.
Nie rozpoczęły się rozmowy z kluczowymi piłkarzami, którym wygasają kontrakty, ale… każdą z tych decyzji można racjonalnie obronić.
Jovanović – jest jedynym z pięciu graczy spoza UE, któremu kończy się kontrakt, a w nadchodzącym sezonie na boisku spoza UE będzie mogło przebywać maksymalnie dwóch. Do tego zarabiał w Koronie najwięcej – 40 tysięcy – a na boisku nie dał powodów, by mu tę pensję obniżać.
Cabrera – nikt nawet w Kielcach się nie łudził, że może zostać. Miał wymagania na poziomie 60 tysięcy, sam poprosił o wcześniejsze rozwiązanie kontraktu, by w czerwcu zająć się szukaniem klubu.
Pawłowski – jest wypożyczony, najpierw trzeba porozmawiać z Lechią Gdańsk, co można zrobić dopiero po formalnym wejściu w klub.
Sylwestrzak – od dawna zapowiadał, że chce odejść.
Trener Brosz – z nim inwestorzy nie porozmawiali, bo prywatnie wyjechał z Kielc. Ale zanim definitywnie rozwiązaliby dylemat pod tytułem „Brosz czy ktoś inny?”, chcieliby najpierw pogadać z samym zainteresowanym. Aczkolwiek prawdą jest, że Brosz stał na straconej pozycji. Powód – gra wyłącznie na wynik, brakuje mu przyszłościowego myślenia. Citko, który w Koronie miałby być dyrektorem sportowym, wolałby człowieka, który oprócz rezultatu daje szanse młodym, promuje ich. Czy da się to pogodzić i nie spaść z ligi – sprawa dyskusyjna.
I tu rzeczywiście jest solidny argument przeciwko nowej ekipie (solidny, ale nigdzie nie podniesiony) – Korona na tym dealu prawdopodobnie ucierpiałaby sportowo. Citko chciał oprzeć klub na mocnym kręgosłupie, a oprócz tego postawić na młodych, których można wypromować i sprzedać. Jednym może się to spodobać – „świetnie, wreszcie koniec czasów przepłaconych obcokrajowców!”. Innym nie – „woleliśmy obcokrajowców gwarantujących jakiś poziom, niż ogórkowych Polaków!”.
Citko nie owija w bawełnę i otwarcie mówi, że woli wziąć młodego za pół ceny, aniżeli przepłaconego Łotysza. Tak czy inaczej – jakikolwiek trener nie prowadziłby w tych warunkach Korony, być może walczyłby o doktorat z magii i cudotwórstwa.
***
Kontrowersje u radnych i kibiców wzbudził też fakt, że nowa ekipa na wejściu zapowiedziała kilku piłkarzom, iż chciałaby zmienić ich warunki kontraktowe. Pojawiły się trzy opcje:
– obniżamy miesięczną pensję, ale wydłużamy okres umowy. Piłkarz może zatem uznać, że to dobrze, bo na poziomie Ekstraklasy utrzyma się dłużej, albo stwierdzić, że do dupy, bo dogadał się na konkretne pieniądze, a jest pewien, że po skończeniu umowy dostanie pracę w Śląsku Wrocław czy Ruchu Chorzów.
– rozwiązujemy umowę, a piłkarz dostaje odpowiednie odszkodowanie. Chłodna kalkulacja – Citko i Meresiński wolą pokryć stratę w postaci ekwiwalentu, ale odbić to sobie na kontrakcie dla innego zawodnika na tę pozycję (młodszego, tańszego, pewnie i gorszego).
– zostaje jak jest, ale na pozycję danego piłkarza przychodzi nowy człowiek i prawdopodobnie to on będzie opcją pierwszego wyboru.
Sorry, ja nie widzę kontrowersji w tym, że ktoś chce ułożyć klocki po swojemu. Zresztą, wchodzisz do klubu, patrzysz na listę płac, a tam obok nazwiska Rymaniaka pięciocyfrowa suma. Co robisz? Ja wolałbym zaproponować mu uczciwe pieniądze niż w pełni świadomie co miesiąc go przepłacać. Chociaż spróbować – najwyżej by się nie zgodził na nowe warunki, trudno.
Pamiętajmy, że takie święte prawo nowych właścicieli – wchodzą do klubu, więc chcą go zbudować po swojemu, na swoich zasadach, ze swoimi ludźmi. To ich pieniądze i ich ewentualna strata.
***
W Kielcach klimat jaki jest, każdy widzi. Na horyzoncie pojawił się Grajewski – źle, bo to podejrzany człowiek, ciągną się za nim jeszcze przeróżne sprawy. OK. Grupa Kieleckich Inwestorów Sportowych – źle, bo ich wkład w klub byłby za mały (prezydent po prostu przestał z nimi rozmawiać, więc nawet nie spróbował ich przekonać, żeby jednak dali więcej). OK. Meresiński – źle, bo arogancki, trzymał nogi na stole gdy rozmawiał z piłkarzami, a w ogóle to gołodupiec. OK. Gdyby do klubu chciał wejść choćby i sam Bill Gates – na niego także coś by się znalazło.
A co tu w ogóle robi Bill Gates?! Chyba nikt nie spodziewa się, że ma czyste intencje?!
Nie twierdzę, że Meresiński jest dobrym inwestorem (nie wiem tego). Wiem natomiast, że oddanie klubu w prywatne ręce ZAWSZE wiąże się z ryzykiem. Wiem także, że Kielce miały dobry układ, by to ryzyko zminimalizować, gwarantując sobie prawo do pierwokupu. Oczywiście Meresiński mógłby okazać się najgorszym właścicielem klubu na świecie, mógłby zorganizować sobie z niego podkładkę pod ciemne interesy, a Citko mógłby potraktować go jako okazję do wypromowania swoich zawodników, ale gdzie ktoś chce widzieć spisek, tam go zawsze wywęszy.
Zaznaczę raz jeszcze: nie twierdzę, że to był dobry inwestor. Twierdzę, że Rada Miasta nie zrobiła wystarczająco dużo, by się o tym przekonać. Nie miała bladego pojęcia, w kogo wymierza palcem. Poza tym – nie zapominajmy – za niespełna miesiąc odbędzie się referendum o odwołanie z urzędu prezydenta Lubawskiego. Nikogo o nic nie posądzam, ale to nie są okoliczności, w których podejmuje się trudne i racjonalne decyzje, unikając przy tym nacisków społeczeństwa.
Mam nadzieję, że w Kielcach pamiętają, że czekając na Billa Gatesa można doprowadzić się do stanu jak na zdjęciu głównym.
JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyk